Fantastyczny Matt Parey to bardzo ważny dokument pokazujący część życia Macieja Parowskiego, legendarnego redaktora Fantastyki, który przyczynił się do rozpoznawalności między innymi Andrzeja Sapkowskiego. Z reżyserem Bartoszem Paduchem porozmawialiśmy więcej na temat produkcji. Michał Kujawiński:  Czy da się uchwycić fenomen polskiej fantastyki w jednym filmie dokumentalnym? Bartosz Paduch: W pewnym sensie porwaliśmy się na coś niemożliwego, bo to rzeczywiście zadanie bardzo trudne. Chcieliśmy opowiedzieć nie tyle o całym tym fenomenie, a bardziej o jego wycinku. Nie da się opowiedzieć o wszystkim, więc trzeba dokonywać selekcji. Film o wszystkim będzie filmem o niczym, więc postanowiłem się skupić na zaczątkach – hartowaniu się stali. Wybranie tego okresu może spowodować, że osoby z późniejszych pokoleń, które współpracowały z Parowskim, będą mieć o to pretensje, ale nie dało się wszystkiego zmieścić w jednym filmie. Tym bardziej że wyszliśmy od postaci Macieja Parowskiego, który stał za rozwojem tego wszystkiego. Macieja Parowskiego nazywa się dziś ojcem chrzestnym polskiej fantastyki. Czy zastanawiałeś się, jakby dziś wyglądał świat tej literatury, gdyby nie on? Bohaterowie filmu twierdzili, że gdyby Maćka nie było, to fantastyka oczywiście by powstała, ale byłaby inna – zdaniem większości uboższa. Na pewno byłaby mniej nacechowana ujęciem socjologicznym, takim narodowowyzwoleńczym, antysystemowym. Być może stałaby się bardziej rozrywkowa. To oczywiście gdybanie. Jedno jest pewne – Maciej Parowski miał wielki wpływ na to, w jakim kierunku potoczył się ten nurt w Polsce i z jaką siłą wystrzelił w górę. Teraz możemy powiedzieć, że jest to mainstreamowa literatura. Może brzydko to brzmi, ale po prostu jest to prawdziwa literatura, którą czytają ludzie. Parowski miał na to wpływ, więc siłą rzeczy miał też wpływ na Polaków – tych czytających, ale nie tylko, bo z książek przeniosło się to też na inne media, jak filmy i gry wideo. Czy powstałaby w ogóle gra o Wiedźminie, gdyby Parowski nie wydał Andrzejowi Sapkowskiemu zbioru opowiadań? A może gdyby Parowski nie adaptował Wiedźmina na komiksy, to ludzie z CD Projekt Red nie dowiedzieliby się o jego istnieniu? Może uznaliby, że lepszym bohaterem gry będzie Conan i kupowaliby prawa do tej postaci za granicą? Polska fantastyka potrzebowała trochę czasu, żeby wreszcie znaleźć się w mainstreamowym dyskursie. Czy można wskazać jakiś moment kluczowy, kiedy to się stało? Myślę, że fantastyka weszła do mainstreamu z buta, właściwie od wydania pierwszych Fantastyk i s tworzenia się tego środowiska, które zaczęło pisać świetne rzeczy. Był to bardziej proces, a nie jeden szczególny moment.  Fakty są takie, że większość autorów wydających dzisiaj książki przeszła przez Fantastykę albo od niej zaczynała, np. Szczepan Twardoch, Jakub Małecki, Wojciech Chmielarz, niekoniecznie piszący dziś fantastykę, ale autorzy n.p.: popularnych dziś kryminałów, a nawet nasza ostatnia literacka noblistka, Olga Tokarczuk. Okazywało się, że z roku na rok tych książek jest więcej. Na pewno duże znaczenie miał bum na Wiedźmina Sapkowskiego. Po nim przyszli kolejni, jak choćby Maja Lidia Kossakowska – nie twierdzę, że byli naśladowcami, bo byli wybitni na swój oryginalny sposób, ale myślę, że Geralt otworzył drzwi do szerszego grona odbiorców. Pewnie też z drugiej strony przyczyniła się do tego proza Jacka Dukaja – intelektualna, z innym stylem. W informacjach prasowych dotyczących filmu pojawia się twoja wypowiedź. Twierdzisz, że wciąż mało robimy, aby promować własną kulturę. A czy uważasz, że istnieje u nas coś takiego jak popkultura? Czy mogłaby ona konkurować na jakimś poziomie z tą amerykańską? Musielibyśmy się zastanowić, czym w ogóle jest popkultura. Czy może być w ogóle narodowa (oprócz tej amerykańskiej)? Wydaje mi się, że liczą się tylko ci, którzy nadają ton i wskazują kierunek. Nikt się nie zastanawia, w jakim języku powstają te treści. Jest jakaś mitologia, która tam powstała, ale z drugiej strony mamy azjatyckie kino, mangę – to też ma swój lokalny klimat i smak. Czy może być polska popkultura? Jest taki mocny nurt w komiksie, bardzo wartościowy. Czy ma rys lokalności? Częściowo tak, jest tutaj nasze poczucie humoru i inne aspekty, wynikające z nas, a także z gorzkiej konstatacji świata i naszych doświadczeń; lekko smutno-śmieszne. Myślę, że to unikalne. Dawna polska szkoła filmowców była do tego zaliczana; ludzie walili do kin tłumnie. Trudno o proste kategorie. Wydaje mi się, że to, co jest popularne, rozrywkowe i wartościowe, może się do tego śmiało zaliczać. Wiedźmin (abstrahując od tego, jak oceniany jest serial) przyjął się na świecie. Mieliśmy też serial inspirowany twórczością Dukaja, więc coś się tutaj zaczyna dziać na tym polu. Są w Polsce fantastyczni scenarzyści i scenarzystki, pisarze i pisarki tylko nie ma środków, które mogłyby to przenieść na światowy ekran. Pisze się u nas dużo science fiction. Dałoby się to sprzedać na zagraniczne rynki, ale siłę kultury mierzy się też niestety dostępnymi środkami. Wracając do bohatera filmu  – skąd pomysł na przywołanie Matta Pareya, czyli komiksowego alter ego Parowskiego? Gdy siedziałem nad scenariuszem, myślałem, jak to ruszyć. Inicjatorem filmu był Marek Oramus, przyjaciel Macieja Parowskiego. W trakcie rozmowy wyszło, że nie chce wyłącznie gadających głów. Zależało mu, by film nie był nudny. Ja nie mam oporu przed taką formą, co widać w tym dokumencie, ale i innych moich filmach, bo uważam, że jeśli ktoś ciekawie opowiada, to jest to interesujące i można dzięki temu opowiedzieć  historię jeszcze lepiej. Z drugiej strony wziąłem sobie jego uwagę do serca i zastanawiałem się, jak urozmaicić ten film. W trakcie dokumentacji czy też pierwszych prac nad scenariuszem, stwierdziłem, że wkład Parowskiego w Funky Kovala jest bardzo istotny. Zacząłem czytać tę serię i dotarłem do tego, że Parowski został tam narysowany jako Matt Parey. Stało się jasne, że to może być jakiś klucz do wzbogacenia tej historii. Komiksowa wizualizacja sama w sobie jest ciekawa, a może też zaproponować fikcyjny życiorys, który komentowałby dokumentalną, prawdziwą rzeczywistość. Napisałem te sceny, a potem z Sebastianem Wojtkowskim (współscenarzystą) to oszlifowaliśmy. Wydaje mi się, że to był świetny sposób na pokazanie bohatera z innej strony i dopowiedzenie czegoś, czego nie udało się złapać dokumentalnie kamerą. To był też dla mnie pewnego rodzaju eksperyment. Wdzięczna i ciekawa robota. Animowane wstawki pozwalają nadać klimat filmowi, ale też odwołują się do świata fantazji. Jak wyglądała ich realizacja? Czy powstało ich więcej, ale nie trafiły do filmu? Zastanawiam się, czy jest szansa, że zostaną potem wypuszczone, np. na YouTubie. Hmm... to ciekawy pomysł. Tak, kilka scen nie weszło do produkcji. Niektóre zatrzymały się na poziomie konceptu. Marcin Podolec ze swoją firmą Yellow Tapir Films fajnie nam to poprowadził. Świetnie się nam współpracowało. Kreska to oczywiście Krzysiek Ostrowski, który poznał Parowskiego osobiście – znalazłem w archiwum kulturalnym TVP program, w którym obaj wzięli udział, co było dodatkowym emocjonalnym walorem. Kilka animacji wyleciało, ale to rzeczywiście jest dobry pomysł, żeby gdzieś je opublikować – może wydanie DVD, a może faktycznie YouTube?
fot. materiały prasowe
W filmie pojawia się wielu znakomitych gości. A czy jest ktoś, na kim bardzo ci zależało, ale ostatecznie nie wziął udziału w produkcji? Wiesz, nie jest łatwo o tym mówić, ale nie udało nam się porozmawiać z Mirkiem Kowalskim – byliśmy umówieni na jedne z pierwszych zdjęć do filmu, ale zachorował. Później wyszła informacja o tym, że zmarł. Mieliśmy też rozmawiać z Mają Lidią Kossakowską, ale przeszkodził tragiczny wypadek. Ich obecność na pewno dopełniłaby film. Odmówił nam – mimo że ogromnie nas wspierał – Jacek Dukaj. Był na spotkaniu po pokazie w Krakowie i powiedział fajne rzeczy, które chciałbym usłyszeć w tym filmie. Jednak nie dał się namówić. To wynika z jego filozofii – nie chce występować po tej stronie kamery. Czy jako dokumentalista widzisz już teraz jakąś postać z polskiej fantastyki, o której będzie można nakręcić podobny dokument? Czy za 10-15 lat doczekamy się nowego Parowskiego (zachowując pewne proporcje)? Trudno powiedzieć. Może za 10 lat będzie wiadomo (śmiech). W trakcie rozmów z uczestniczkami fandomu wyszło, że dobrze byłoby zrobić film o Mai Lidii Kossakowskiej. O Sapkowskim powstaje już ponoć dokument. Tak, są ludzie zasługujący na takie filmy. Można by zrobić serial o całym tym środowisku. Swoją drogą, zrobiliśmy dość obszerny wywiad z Lechem Jęczmykiem, bo to świetna postać – nie tylko związana z fantastyką, ale też z tłumaczeniami wielu kultowych książek. Rozmowa trwała kilka godzin, więc to też może jest coś do wykorzystania? Na wejściu rozłożył nas na łopatki pytaniem, czy znamy kogoś, kto widział Hitlera na żywo. „Nie? No to już znacie” – powiedział. Gdy był małym chłopcem, obserwował wjazd Hitlera do Warszawy w 1939 roku. Myślę, że takich postaci jest dużo i każda ma podobnie zwariowaną historię do opowiedzenia, a czy za 10 lat ktoś się taki narodzi? Wydaje mi się, że jest pełno fajnych pisarzy, ale może to niekoniecznie będzie o nich. Może o jakimś reżyserze robiącym kino fantastyczne? Może będą to twórcy gier wideo? To prężnie działający biznes. Co do konkretnej postaci, to myślę o Jacku Dukaju, bo ma on unikalną filozofię, koncepcję świata, a przez to wpływ na literaturę i ludzi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj