Gdy tylko w sieci pojawiła się wciąż jeszcze niepotwierdzona informacja, że Zendaya w przyszłorocznym Spider-Man: Homecoming wcieli się w rolę Mary Jane Watson, gros użytkowników Internetu postanowiło zadać kłam staremu prawidłu o mężczyznach wolących przecież blondynki. W jednej tylko chwili okazało się, jak wielu z nas ubóstwia rudą barwę włosów, która najlepiej komponuje się z białym kolorem skóry. Wszyscy też doskonale wiemy, że jeśli Marvel i Disney chcą nam sprzedać Zendayę jako nowe wcielenie Mary Jane, to mamy tu do czynienia z kolejnym przejawem liberalno-lewicowej propagandy. Nieustannie wmawia się nam, że ikoniczne postacie komiksowe muszą przechodzić wizerunkowy lifting: zmieniać kolor skóry, orientację seksualną, przekonania ideologiczne. Jeden wielki spisek, który w największym stopniu dotyka nas – estetów i purystów, w wolnych chwilach komentatorów rzeczywistości, przyczajonych za welonem internetowej anonimowości. Aż dziw bierze, jak wiele talentów marnuje się w Sieci. Jest wśród nas cała rzesza niespełnionych znawców komiksów, profesorów w swoim fachu, tworzących liczne artykuły i dysertacje na temat Mary Jane Watson. Niektórzy znają ją nawet lepiej niż własną matkę. Problem polega na tym, jak często zapominamy, że przecież „fantazja jest od tego, aby bawić się – bawić się na całego”. No url Nigdy nie zapomniał o tym Peter Parker, który najwidoczniej musi czasem spuścić z tonu i przestać oglądać się na relację siły i odpowiedzialności. Gdy ten podrostek w listopadzie 1966 r. w jednej z komiksowych opowieści po raz pierwszy ujrzał Mary Jane, w jednej tylko chwili oniemiał. Nie ma się czemu dziwić – dziewczyna jak marzenie, charakterna, możesz na nią liczyć w najtrudniejszych chwilach. W ekspresowym tempie podbiła serce nie tylko jego, ale również wielu fanów komiksów. Kwestią czasu pozostawało to, kiedy na tronie obiektu westchnień Parkera przejmie miejsce Gwen Stacy. Cała ta sytuacja przyprawiała Stana Lee o solidny ból głowy. Steve Ditko, John Romita Sr. i on sam powoływali przecież do istnienia Watson – jak akcentowali to wielokrotnie – wyłącznie dla zabawy. Tajemnicą poliszynela jest geneza imienia tej postaci, które przecież w słowniku slangowym funkcjonuje jako określenie marihuany. Bardowie lat 60. opiewali jej słodkość raz po raz, a dzieci kwiaty widziały w niej ekwiwalent dla butelki z mlekiem. Po latach tylko inicjały Watson z narkotykowego wokabularza przejmie dla siebie Michael Jordan; nie bez walki ze strony podstarzałych hippisów, postulujących określanie koszykarza mianem „Jego Powietrznej Wysokości”. Przyjmie się, a Stan Lee w licznych wywiadach będzie umywał ręce, twierdząc, że jedna z nazw marihuany i imiona Mary Jane Watson brzmią tak samo zupełnie przypadkiem. Dodawany jednak przez komiksową legendę do tego typu wypowiedzi szelmowski uśmiech sprawi, że mało kto potraktuje jego słowa poważnie. Czytaj także: Lato 2016 pełne rozczarowań. Dlaczego było tak źle? Ciocia May od zawsze wiedziała, że z tą miłą sąsiadką od Watsonów jest coś na rzeczy. Sama kazała Peterowi umówić się z nią na randkę. Ten zarzekał się, że przecież kocha Gwen, że nigdy tego nie zrobi. Aż Mary Jane stanęła w progu jego domu i trafił go grom z jasnego nieba, bynajmniej niebędący sprawką Thora. Przepiękny rudzielec z zielonymi oczami powitał go słowami: „Spójrz prawdzie w oczy, tygrysie. Właśnie wygrałeś los na loterii”. Dalej poszło już z górki, nawet pomimo tego, że przecież panna Stacy w walce o serce młodego Parkera nigdy nie odpuściła. Watson była jednak na tym polu bezkonkurencyjna, a Stan Lee wielokrotnie przyznał po latach, że choć chciał sprawić, by czytelnicy pokochali także Gwen, nigdy nie udało mu się to tak jak w przypadku Mary Jane. W takich warunkach rodziła się jedna z najbardziej ikonicznych relacji kobiety i mężczyzny w komiksach. Fenomen Watson nie polegał jednak na jej unikalnym pięknie, tylko wyrazistej osobowości. Na pozór zwyczajną dziewczynę z sąsiedztwa cechowała ogromna siła charakteru, bez której Peter Parker wiele razy mógłby znaleźć się na skraju załamania nerwowego. Mary Jane bodajże jako pierwsza kobieta w historii komiksów potrafiła tak dobitnie wychodzić z cienia swojego partnera. Ten wydźwięk wzmacniała jeszcze jej naturalna rezolutność, stanowiąca doskonały kontrast dla nieśmiałości i społecznego wycofania Petera.
fot. Disney Channel
Problem polega na tym, że po 50 latach od powołania do istnienia postaci Mary Jane świat musi zmagać się z nadreprezentacją specjalistów od wizerunku, niekiedy samozwańczych, ale wciąż stojących na straży atrybutów fizycznych bohaterki. Momentami wypowiadamy się o nich tak, jakby były one zamknięte w ramach jakiegoś bliżej nieokreślonego dogmatu. Nie ma więc znaczenia, czy panna Watson będzie strachliwą istotką, która w chwilach zagrożenia ucieknie gdzie pieprz rośnie - ważne, by była białą dziewczyną z rudymi włosami. Tak sprawa wyglądała w komiksach, więc jeśli ktoś zechce ten stan rzeczy zmienić, to zaczniemy krzyczeć jak Gandalf tuż przez sparingiem z Balrogiem. Żadne majstrowanie przy DNA ikon z powieści graficznych nie przejdzie – określono je raz na zawsze, prawda objawiona na wieki wieków. Jeśli myślisz inaczej to najpewniej chcesz zrobić nas w balona. Na styku porozumienia wielkich studiów filmowych i liberalno-lewicowego establishmentu uknuto bowiem wielki spisek, który ma na celu wbić nam do głowy postulaty mniejszości etnicznych czy seksualnych. Nie z nami jednak te numery: przejrzeliśmy na wylot całą tę polityczną poprawność Hollywood. Twórca postaci Mary Jane chce w jej roli Zendayę? Staruszek plecie trzy po trzy, żeby nie wyjść na rasistę i seksistę. James Gunn dolewa oliwy do ognia? Cóż – tak mu kazali. Oni. Bliżej nieokreśleni oni, którzy w każdej produkcji umieszczą geja czy lesbijkę, przyprawią jeszcze Latynosem, a wisienką na torcie będzie czarnoskóry jegomość, który z natury rzeczy musi pojawić się na ekranie.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj