Piotr Domalewski to reżyser, który podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni został nagrodzony Złotym Lwem za reżyserię Cicha noc. Na Forum Kina Europejskiego ORLEN Cinergia 2017 miałem okazję porozmawiać z nim dłużej. ADAM SIENNICA: Mówi się, że podczas pracy nad filmem Cicha noc było bardzo dużo dubli. Jak to wyglądało na planie? PIOTR DOMALEWSKI: To nie do końca jest precyzyjne sformułowanie, bo nie było dużo dubli. Piotrek Sobociński ma taki styl, że on bardzo szybko się nudzi sam sobą jako operator i operator kamery, bo też był u nas szwenkierem. Sami mieliśmy problem z klasyfikacją tych rzeczy, ponieważ kręciliśmy długimi ujęciami, mogło się tam wydarzyć naprawdę wszystko. To nie były duble, bo Piotrek sam to nazywa wariantami. Punkt wyjścia do ujęcia jest ten sam, ale on nagle pociągnie je w inną stronę. I po prostu tworzy różne warianty. Jako że były to długie ujęcia i często kręcone z ręki, śledziliśmy aktorów, a zależało mi na tym, by byli naturalni. Gdy pociągnął aktora w inną stronę, to nie przerywałem, bo zrobił coś inaczej, chciałem zobaczyć, co się wydarzy. Wydawało mi się, że dzięki temu będzie to takie żywe. A to było związane z większą improwizacją ze strony aktorów? Chyba nie do końca. Aktorzy w każdym kolejnym ujęciu starali się bardziej w to wchodzić i nagle okazywało się, że muszą się zatrzymać z akcją odrobinę dłużej, by czemuś poświęcić więcej uwagi. W filmie nie pada ani jedno słowo, które nie jest w scenariuszu. A to wygląda tak, jakby oni po prostu tam byli i sobie gadali. Próbowaliśmy się bardziej odnaleźć w tej przestrzeni i stąd ta ilość materiału, który nakręciliśmy. Była to konieczna ilość. W kwestii usprawiedliwienia zaznaczę, że w ciągu 27 dni zdjęciowych nie zrobiliśmy ani jednej nadgodziny, więc ta liczba nakręconych zdjęć była zaplanowana. Na to się umówiliśmy i to zrealizowaliśmy. Wydaje mi się, że Cicha noc pokazuje pełny przekrój polskiego społeczeństwa z pozytywnymi i negatywnymi cechami. Staje się to poniekąd takim lustrzanym odbiciem dla widza. To chciałeś osiągnąć? Zdecydowanie chciałem to osiągnąć, bo uważam, że nie mamy jednej definicji nas jako społeczeństwa. Każdy z nas ma swoje dobre i złe strony. Ja preferuję nasze dobre strony, ale mam wrażenie, że ostatnio wszyscy chcą żerować na naszych najniższych instynktach. Nie znoszę tego i jest to tak naprawdę niesprawiedliwe, bo moim zdaniem jesteśmy narodem pragmatycznym, a to cecha, która w dobie konsumpcji i zachłyśnięcia się hura optymizmem marketingowym, jest nie do przecenienia. Efektem tego jest nasze przejście przez kryzys w 2011 roku. Dlatego w coś takiego celowałem w filmie. Mam też wrażenie, że życie jest właśnie takie. Najśmieszniejsze rzeczy dzieją się w najbardziej dramatycznych momentach, bo człowiek się wówczas tak skupia dramacie, który przeżywa, że nie potrafi dostrzec, jaki jest kuriozalny w swoim zachowaniu. A to też dobrze się objawia w twoim filmie, który momentami jest naprawdę zabawny. Pokusiłbym się o twierdzenie, że bardziej od nieśmiesznych polskich komedii. Komedia to jest moim zdaniem najtrudniejszy gatunek. Ja mam kilka swoim najulubieńszych komedii jak Groundhog Day z Billem Murray'em czy The Man Who Knew Too Little również z tym aktorem. Lubię Monthy Pythona, ale lubię też Woody'ego Allena. Jego humor jest tak absurdalnie intelektualny, że zupełnie mnie rozbraja. Na przykład film dość dziwnie przetłumaczony na język polski, Whatever Works, jest tak śmieszny, że nie wiem, czy jest coś śmieszniejszego. A to przecież opiera się tylko na dialogach. Jestem zaskoczony, że widzowie tak pozytywnie czytają humor w moim filmie, bo chyba nie ma większej radości, gdy ludzie się śmieją z tych samych rzeczy, z których ty się śmiejesz. Ja akurat byłem na naszej premierze w Gdyni i chyba nie ma trudniejszej sytuacji. Marcin Wrona zawsze tak siadał z boku, by mógł oglądać widownie, nie film. To była jego tradycja. Mnie akurat posadzili w drugim rzędzie, więc miałem za sobą jakieś 800 osób oglądających film, więc ja tam się czułem, jakbym się skurczył do wielkości suszonej śliwki. Te reakcje w zasadzie odbierałem plecami. To był tak wielki stres, jakiego w życiu nie przeżyłem. Na coś takiego nikt nie jest przygotowany i nie może się przygotować.
fot. Robert Jaworski, Studio Munka-SFP
Strasznie mi się spodobały detale w twoim filmie. Jak na przykład to, gdy dwie córki oglądały w telewizji Home Alone. Naprawdę prawdziwe oddanie polskich świąt. Ja lubię jeszcze takie detale, które wychodzą za drugim lub trzecim oglądaniem tego filmu. Uwielbiam to, bo to taki żywy dowód, że pracowałem z artystami. Pojawiają się rzeczy, o których ja nie wiedziałem. Na przykład w scenie, gdy bracia palą papierosy. Palą najtańszą markę, Viceroye, bo takie się tam pali. I widać te ich ręce, że oni pracują fizycznie. Nie ma tu wrażenia, że to intelektualiści, którzy udają jakichś fizycznych kolesi. Nie wiem do końca, jak oni to zrobili, bo na ich dłoniach był bród, który długo wgryzał się w skórę. Uwielbiam też to, że Arek Jakubik pod tą białą koszulą ma podkoszulek na ramiączkach, który prześwituje. Chyba nie ma czegoś bardziej naszego. Chce się odświętnie ubrać, a tu prześwituje coś takiego [śmiech]. To piękne, że to jest ulepione z  takich malutkich rzeczy. Bardzo lubię szczegóły. Coś takiego umyka ci podczas realizacji, bo nie zdążysz wszystkiego wyłapać. A jako że pracujesz z artystami, oni się tym zajmują. To jest zawsze zaleta każdego filmu, że za każdym kolejnym seansem, możesz coś nowego odkryć. Adaś Cywka powiedział mi po seansie, że od dziś jego ulubionym tekstem w filmie ten ze sceny, gdy młodszy brat wraca z choinką, na którą wszyscy czekali. Kładzie ją na podłodze w kuchni, a matka krzyczy na niego: "Bo mi ubrudzisz tu wszystko". On patrzy na tę choinkę i mówi:  "To co mam z tym zrobić? [śmiech] I faktycznie. Jest w tej sytuacji pewien absurd. On poszedł po choinkę, przyniósł ją, ale i tak jest źle. Naprawdę cieszę się z takich małych rzeczy w tym filmie. Poruszasz też ważną kwestię emigracji. Pokazuje sytuację Polaka, który wyjeżdża za pracą. Mam nadzieję, że to nie moje ostatnie słowo w tym temacie. Mówiąc szczerze, z premedytacją chciałbym poruszyć jeszcze raz ten temat. Pracuję teraz nad scenariuszem filmu. Będzie to opowieść o jednym z bohaterów, którego spotkaliśmy w Cichej nocy, ale nie będzie mieć niczego wspólnego z tym filmem. Będzie o tym kolesiu z autobusu, który dzwoni do Pusi. To wielka kopalnia tematów. Wszystko, co spotyka emigrantów i co się z tym wiąże. Jest to też ważne dla wielu ludzi, którzy wyjechali mieszkać i pracować w innym kraju albo wahają się, czy tego nie zrobić. To jest też ważne dla mnie, bo sam mam brata za granicą. I też sporo znajomych, którzy wyjechali. Nie znam tego z autopsji, więc próbuję to zrozumieć. Nie chcę ich oceniać, czy postępują dobrze, czy źle. Raczej chcę się zastanowić, dlaczego wyjeżdżają. Wydaje mi się, że twój film może pomóc innym zrozumieć ten temat. Byłoby to dla mnie zaszczytem, bo po to się tworzy filmy. Istotny też w twoim filmie jest wątek siostry bohaterów, jej relacji z mężem i przemocy wobec kobiet.  Myślę, że ta przemoc wobec kobiet jednak funkcjonuje. Nie jest to wymyślony temat, bo on jest obecny w naszej rzeczywistości. Przez ten wątek chciałem pokazać, jak ta kobieta to ukrywa. Nie jest to coś dużego, ale jest wyraziste. Ona go broni, mówi, że to przez przypadek. Trudno się przyznać przed najbliższą rodziną, że ci się nie udało. W takim sensie, że ten facet jest skłonny do przemocy. Dla mnie jest ona paradoksalnie silną bohaterką, bo ona nigdy nie okaże słabości. A to zarazem jest jej zgubą, bo nikt jej wówczas nie pomoże. Na szczęście tutaj chłopaki robią robotę [śmiech]. Widziałem, że w tych scenach widownia oddycha z ulgą, gdy szwagra spotyka to, na co zasłużył. Ludzie się cieszą, że dostał za swoje. A tekst, gdy krzyczy, że to  przez przypadek, a Adam ładuje go trzy razy w twarz i mówi, że to też jest przez przypadek... [śmiech]. To w ogóle była ciekawa praca nad tą sceną. Bardzo ją lubię. Na planie było ciekawie, ale też interesująco było podczas pracy nad postprodukcją, bo uderzenia musieliśmy trochę spreparować. Bardzo długo szukaliśmy dźwięku do ostatniego ciosa, by w jego tle było słychać łamanie nosa. To naprawdę tam jest [śmiech]. Tak, jakby stawiał kropkę nad tą sytuacją. Można powiedzieć, że te problemy nie są skierowane w stronę jednej grupy społecznej. Czasem można zauważyć w internecie komentarze, że ten film opowiada o patologicznej rodzinie, ale tak raczej nie jest. Uważam, że nie jest to patologiczna rodzina. To jest naprawdę normalna rodzina. Ona nie chce być patologiczna i walczy o swoją normalność. Dla mnie rodzina patologiczna nie jest normalna w sensie popkulturowym, bo ma na to wywalone. Chleją i gówno ich interesuje, jak się mają ich dzieci. A tu mamy ojca, który wozi córkę na skrzypce, a matka pilnuje, by nie było alkoholu i by wszystko było dobrze. To pokazuje, że to jest jak najbardziej normalna rodzina. Walczą o to. Problemy z alkoholem czy przemocą mogą być w każdej rodzinie. Nawet takiej, która na pierwszy rzut  oka jest bogata i intelektualna. Ja odpowiem na to tak. Wystarczy przejść się w niedzielę do IKEI. Ja rozumiem, że tam nie następuje przemoc fizyczna, ale wystarczy przejść się i posłuchać, jak się małżeństwa do siebie zwracają. To widać, że niezależnie od tego, czy są w drogim futrze, czy w dresach, to wszystko jest często na granicy. Nie ma znaczenia, jaką klasę się reprezentuje, bo czasami to po prostu jest w ludziach. Przemoc wobec kobiet jest obecna i uważam, że trzeba o tym rozmawiać. Może twój film da ludziom do myślenia. Zainteresują się życiem kogoś bliskiego - czy to siostry, czy przyjaciółki. W rodzinie czasem tak jest - widzimy, że członkowi rodziny dzieje się coś złego,  ale głupio nam ingerować, ponieważ sam o to nie poprosi. A czasami człowiek nie poprosi o pomoc, bo nie ma takiej możliwości. Nie przyzna się do błędu, bo po prostu będzie mu głupio. Prośba o pomoc jest przyznaniem się do błędu, a nikt nie lubi się przyznawać do błędu przed rodziną.
Źródło: materiały prasowe
Wychodząc trochę od tematu przemocy wobec kobiet, nie da się nie nawiązać do tego, co się dzieje w Hollywood ze skandalami o molestowanie seksualne. Myślisz, że to może naprawdę coś zmienić? Czy w naszej branży może to też występować? Ja nie miałem udziału w naszej branży na jakimś wysokim szczeblu, bo do tej pory byłem aktorem. Na szczęście ja się z tym nigdy nie spotkałem. W sumie też nie słyszałem o takich przypadkach. Myślę, że może mamy w sobie więcej przyzwoitości. To bym obstawiał. Weźmy pod uwagę to, że tam są tak olbrzymie pieniądze, tak olbrzymie rzeczy się dzieją, że taka jedna rola może zrobić z człowieka gwiazdę. Myślę, że może u nas stawka jest trochę inna, ale nie chcę generalizować, bo się kompletnie na tym nie znam i nie wiem. Jeśli takie rzeczy się dzieją, nie chciałbym nikogo skrzywdzić w takich frywolnych opiniach. Trzeba na pewno o tym rozmawiać. Jak o wszystkim. W moim odczuciu ciekawa i ważna byłaby publiczna debata nad funkcją mężczyzny w społeczeństwie. Co to znaczy być mężczyzną? Jak trzeba traktować kobietę? Te wszystkie seksistowskie czasopisma pokazujące jak wyrwać typiarę są niezwykle krzywdzące. A jaka prasa uczy szacunku do kobiety? Sądzisz, że filmy powinny przejąć taką rolę edukacyjną? Myślę, że one powoli przejmują tę rolę. Gdzieś to kino kobiece ma mocny wpływ. Chociaż osobiście nie lubię podziału na kino męskie i kino kobiece. Jest po prostu kino i powinno być dobre. Przecież kino kobiece może się podobać mężczyznom i na odwrót. Akurat mi się podoba. Ja tam lubię bajki, gdzie bohaterkami są dziewczyny. Brave jest ok [śmiech] albo Frozen. Mało tego, ja się w ogóle nad tym nie zastanawiam w trakcie oglądania. Moja ulubiona bajka ostatnio to Inside Out. Ta bajka jest genialna psychologicznie, a tam właściwie bohaterkami są same dziewczyny. Podczas oglądania kompletnie na to nie zwróciłem uwagi. Kino mówi o takich rzeczach i będzie mówić. I to jest dobre. Mówisz, że oglądasz dużo bajek. To na jakie filmy masz jeszcze czas? Oglądam wszystkie filmy, ale najbardziej lubię głupie filmy.  Blockbustery, filmy o superbohaterach i tak dalej. Mam coś takiego, że siedzę sobie wieczorem w domu, a kino mam blisko, więc zamiast oglądać w domu jakiś serial, wolę iść do kina. Chodzę na wszystko. A z filmów o superbohaterach to wolisz takie lekkie komediowe rzeczy jak Thor: Ragnarok czy bardziej poważniejsze jak Logan? Jeszcze nie widziałem nowego Thora, ale reżyseruje go Taika Waitii. Dlatego myślę, że to może być bardzo dobre i zależy mi na tym, by to jeszcze obejrzeć. Lubię jego specyficzne, bardzo brytyjskie poczucie humoru. Dla mnie film superbohaterski nie może być głupi. Drażni mnie ostatnio, że zaczęli pomijać scenariusz. Na przykład Spider-Man: Homecoming to już są same gagi. Ani mnie nie ciekawi czy mu się uda, ani nic. Czułem się trochę oszukany. Logan: Wolverine jest ok i podobał mi się o wiele bardziej. Tak naprawdę można nazwać go dramatem, który przypadkowo opowiada o superbohaterach. Moim najukochańszym filmem o superbohaterach jest Unbreakable z Bruce'em Willisem i Samuelem L. Jacksonem, w reżyserii M. Night Shyamalana. Teraz zrobił Split, który też był bardzo dobry. Jak zobaczyłem ten zwiastun połączenia tych filmów - Glass! I tego Bruce'a Willisa na koniec... kurde, to naprawdę dobre. To zdecydowanie jest mój ulubiony film superbohaterski. A jeszcze obok tego mamy filmy ze świata DC o Supermanie, Batmanie, Wonder Woman i spółce. Liga Sprawiedliwości... cały czas te DC wszystko psuje. W tym kontekście trylogia o Batmanie Nolana jest tym, co lubię. Reszta to jest szajs. Chodzę na to, bo trzeba wiedzieć, co się dzieje. Wonder Woman jest najlepszą postacią w Lidze Sprawiedliwości i dobrze, że ona tam jest, bo bez niej to by się nie dało tego oglądać. Jej film jest całkiem spoko. Na tle reszty to zdecydowanie jest najlepszy. I dobrze zarobił. To jak już rozmawiamy o blockbusterach... jako fan muszę spytać o Gwiezdne Wojny i najnowszą część... Stary, mam już kupiony bilet! W Cinema City są maratony dwóch ostatnich części. Wczoraj kupiłem - 18:30, 13 grudnia w jakimś kinie w kosmosie, nie wiadomo gdzie.  Będę tam! Bardzo mi podobał spin-off , Rogue One: A Star Wars Story. Naprawdę lubię ten film. Mieli odwagę wszystkich uśmiercić... Gdzieś na forach amerykańskich czytałem, że to taki film, który przypomina,że w tytule Gwiezdnych Wojen są te wojny. A tak naprawdę to ten film jest o terrorystach. Oni tam są terrorystami [śmiech]. Zajebisty film! Czekam też na te przygody Solo... To czego oczekujesz po Ostatnim Jedi? Ja mniej więcej przypuszczam, co się tam wydarzy. Myślę, że ostatecznie złym się okaże ktoś inny, niż nim jest naprawdę. Nie wiem, czy widziałeś ten trop, że zawsze na plakatach Sagi czarny charakter jest ustawiony z tyłu. A tutaj był Luke. To też może być dezinformacja, a tak naprawdę ktoś inny przejdzie na złą stronę. Może na przykład Rey stanie się zła? Byłoby to ciekawe zagranie, ale pewnie w ostatniej części by znowu ją odmienili, a to by mi się mniej podobało. To powinno być konsekwentne. Ciekaw jestem też tego szturmowca, Finna, bo on mi wygląda na takiego, że może być zły. To taki bohater, który się kształtuje i dojrzewa w trakcie tej historii. Jestem tego naprawdę bardzo ciekaw. Mam już kupiony bilet, a to chyba najlepszy dowód. Nie da się ukryć. Ja nakręcę kiedyś Gwiezdne Wojny. Jeszcze nie wiem jak, ale to zrobię. Będę na to potrzebować wielu lat, ale zrobię to. Myślałem o tym, by nakręcić fanowski film. Jeśli nie zrobię czegoś za hajs, to zrobię właśnie taki. Stworzyłbym historię o Amidali. Jest tragiczną postacią, najbardziej po macoszemu potraktowaną.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj