Zmarli

Oczywiście nie wszystkie gwiazdy komedii lat osiemdziesiątych dożyły do 2016 roku. Ba, niektóre z nich ledwie napoczęły dekadę, o której tu mówimy. Tak właśnie było z Johnem Belushim, świetnym aktorem komediowym (i znowu kłania się Saturday Night Live), gwiazdą Blues Brothers, który zmarł w 1982 r., mając zaledwie 33 lata i wielkie filmowe plany. John Candy, sympatyczny tłuścioszek, którego mogliśmy zobaczyć w dziesiątkach komedii z tamtych czasów (Blues Brothers, Vacation, Splash, Spaceballs, Planes, Trains & Automobiles, Uncle Buck, Home Alone) zmarł w 1994 w wieku 43 lat. Wielki czarny komik Richard Pryor, który w latach osiemdziesiątych przeżywał szczyt swej ekranowej kariery, grając m.in. w Zabawce, Superman III czy komedii See No Evil, Hear No Evil, zmarł w 2005 r. Najstarszy w tym gronie Leslie Nielsen, którego komediowy talent rozkwitł w latach osiemdziesiątych, a The Naked Gun: From the Files of Police Squad! rozpoczęła jego festiwal filmowych wygłupów, odszedł w 2010 r. w wieku 84 lat. I wreszcie wielka strata sprzed niespełna dwóch lat – Robin Williams, bóg komedii, który właśnie w tamtej dekadzie przebił się do głównego nurtu kina i zdobył swą pierwszą nominację do Oscara (za Good Morning, Wietnam). No url

Rick Moranis

Sympatyczny Kanadyjczyk, który nie raz świetnie ogrywał swój nieduży wzrost, to dziś nazwisko często zapominane, ale lata osiemdziesiąte to był czas, gdy Moranis był gwarantem dobrej rozrywki. Od drugoplanowej roli w Pogromcach duchów przez Kosmiczne jaja po Kochanie, zmniejszyłem dzieciaki – jego komediowe możliwości zdawały się nieograniczone. Jego kariera rozwijała się świetnie w latach dziewięćdziesiątych (Flintstonowie), ale urwała dość gwałtownie, gdy w 1997 r. ogłosił, że po śmierci żony zamierza skoncentrować się na wychowywaniu dzieci. Od tego czasu pojawia się w drobnych epizodach czy jako aktor dubbingowy (Brother Bear), ale z reguły odmawia większości propozycji. No url

Steve Martin

Spośród wszystkich nazwisk na tej liście Martin gra chyba najwięcej. Wciąż. Wielką popularność zdobył komediami z lat osiemdziesiątych (Człowiek o dwóch mózgach, Trzej Amigos, Roksana, Jeden bilet na dwóch, Parenthood), ale potem grał równie dużo, a jego komedie raz bywały zabawne (Ojciec panny młodej), a raz nie (nowa wersja The Pink Panther). Dopiero w ostatnich latach zrobił sobie pierwszą większą przerwę w karierze – ostatnio przed kamerą pojawił się w komedii Wielki rok w 2011 r., potem jedynie podkładał głos w animacjach. No url

Tom Hanks

Tak, nie mylicie się. To nazwisko powinno pojawić się na liście gwiazd komedii lat osiemdziesiątych. To, że potem stał się jednym z najważniejszych dramatycznych aktorów Hollywood i zdobył dwa Oscary, nie zmienia faktów. Tamta dekada to dla niego Plusk, Bachelor Party, The Money Pit, Dragnet, Turner & Hooch. Dopiero w następnej zaczęła się wielka kariera Hanksa, aktora poważnego. Oczywiście nie mamy nic przeciwko, zresztą nie raz w jego poważnych filmach wyraźnie widać, jak korzysta ze swych wcześniejszych zabawnych doświadczeń. I niech tak będzie jak najdłużej. Zawsze będziemy fanami pana Hanksa. No url

Jim Belushi

Na koniec Jim Belushi. Zawsze trochę w cieniu starszego, zmarłego brata, ale to w końcu też świetny aktor komediowy, który jeszcze pod koniec lat osiemdziesiątych wybił się z drugiego planu. Godnie i zabawnie towarzyszył Arnoldowi w Czerwonej gorączce, nie dał się zdominował psu w K-9. Wyrobił sobie własną, dobrą markę. W XXI wieku wciąż ją ma – w końcu to na jego kreacji oparty był sitcom Jim wie lepiej (2001-2009) i wiele innych, mniejszych produkcji. Co nie znaczy, że nie można zobaczyć Belushiego w głośnych produkcjach. Z pewnością zauważyliście go w The Ghost Writer Romana Polańskiego, a już niedługo zobaczycie w nowej wersji Twin Peaks. Ten gość wciąż potrafi zaskoczyć. No url
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj