Comic-Con już się rozpoczął na dobre. Wczoraj to był zaledwie przedsmak, a dziś już się dzieje. Za nami pierwszy prawdziwym dzień wydarzeń, emocji i wspaniałych, niezapomnianych wrażeń. W San Diego są nasi dwaj korespondenci – J. Kevin Whitelock i Jakub Ćwiek. Kubie oddajemy teraz głos:
[image-browser playlist="583541" suggest=""]
Zaczęło się tak sobie, bo spóźniliśmy się na panel Sherlock Holmes w Ballroom 20 i wpadłem na samą końcówkę, w zasadzie tylko po to, by zobaczyć Jacka Bauera osobiście i mu zasalutować z ostatniego rzędu. Rozprawiano właśnie o dziewiątym sezonie, który – na co wszyscy po cichu liczą – wcale nie będzie takim prawdziwie ostatnim. Chciałem zrobić zdjęcie, ale ciemno było jak szlag i wszystkie wyszły strasznie rozmazane, nawet jak na moje standardy. Więc sobie odpuściłem.
Wyszedłem i spotkałem faceta z deskorolką. Niby nic niezwykłego na tej imprezie, ale spoglądał na mnie z niej znajomy białowłosy pogromca potworów, więc zapytałem chłopaka, skąd ma ten gadżet, a on na to, że właśnie wygrał na panelu. Zerknąłem w rozpiskę i rzeczywiście, właśnie odbył się panel "Wiedźmina", w tym samym czasie co spotkanie z Jackiem. Podobno ludzi było sporo i wszyscy bawili się świetnie, co wcale mnie nie dziwi; mówiono o komiksach Dark Horse’a i o trzeciej części gry. Według mojego rozmówcy było świetnie i jeszcze bardziej nie może się doczekać gry. Powiedziałem, by umilił sobie okres oczekiwania czytaniem książek Sapkowskiego – i uznał, że to dobry pomysł. A potem na moich oczach zamówił je przez telefon z Amazona, tak więc yay! Andrzeju, od dziś trochę jakby dla Ciebie pracuję.
Zaraz potem rozdzieliliśmy się z Kevinem na naprawdę dłuższą chwilę, bo on poszedł oglądać te wszystkie ciekawe panele, a ja… poszedłem w zasadzie przez własny błąd zmarnować około godziny konwentu. Tak, wiem, niewybaczalne i w ogóle, ale jakoś tak wraz z obecnym tu Bartkiem Czartoryskim byliśmy przekonani, że to właśnie teraz ma być dostępny tylko dla grupy wybranych panel Banshee, na który dzięki uprzejmości ekipy z polskiego HBO mieliśmy zaproszenia. Okazało się, że to jednak w piątek, a dziś tylko wieczorna impreza (z obsadą), na którą również nas zaproszono. Tyle z tego mieliśmy – a właściwie ja miałem – że wpadliśmy w holu na Ulricha Thomsona (Kai Proctor). Aktor zszedł na dół, by coś zjeść, a tu bum, fan. No to cyk fotka i wracamy na konwent.
A tam? Szybka przebieżka po hali wystawowej. Stoisko Foxa, by sprawdzić, czy już jest mniejsza kolejka – a skądże! – bo obiecałem kupić limitowane wydanie wszystkich sezonów Teen Wolf w specjalnych okładkach. Potem wizyta u Dark Horse’owców, gdzie – jak się okazało – zabrakło już pluszowych Hellboyów. Kupiłem za to komiksowego "Wiedźmina" z okładką Stana Sakai, a także zwykłego, by poprosić o autograf podpisującą ekipę. I tu niespodzianka, bo gdy powiedziałem, że to dla mnie kind of a big deal, bo jestem z Polski, to siedzący pośród podpisujących gość – później okazało się, że to Rafał Jaki, pracujący przy "Wiedźminie" – najpierw powiedział chłopakom po angielsku, że w Polsce jestem pisarzem i to popularnym, a potem już po polsku poprosił mnie o autograf. Od dziś więc dopisuję do CV: "Podpisywałem na SDCC, na stanowisku Dark Horse’a". Cool, nie?
[image-browser playlist="583542" suggest=""]
I wtedy przyszedł SMS od Kevina; napisał, że jest na panelu The Last Ship, że jest tam Adam Baldwin, a ja, jak się nie pospieszę, to nie będę miał miejsca na panel późniejszy, na którym… Nie, to zaraz. Dość powiedzieć, że tym SMS-em przekonał mnie na tyle, bym, wbrew zakazom, pobiegł na górę. Co nieomal nic nie dało, bo nawet sobie nie wyobrażacie, jak gównianie chodzi się między tymi wszystkimi halami. Widzisz korytarz, widzisz drzwi, do których masz dojść, i to jest pół metra od ciebie. Ale nie, w korytarzu stoi akurat czarnoskóry pan Zdzisio i mówi ci bardzo grzecznie, że wejście jest od drugiej strony… jakieś 200 metrów dalej. No to drepczesz, chcesz skręcić i nie, bo tymczasem przeurocza Meksykanka, nazwijmy ją sobie Izaura, informuje, że tędy się nie da, ale masz iść dalej prosto… kolejne 200 metrów. Wydaje ci się, że pół kilometra to więcej, niż się mieści między tymi korytarzami? Sorry, to miejsce zagina czasoprzestrzeń, więc gdy dochodzisz do kolejnego zakrętu, już nawet nie pytasz uroczego, pyzatego Steve’a, co pamięta Wietnam, czy możesz przejść. Bez słowa robisz kolejne 200 metrów, uśmiechając się do ludzi w kolejkach, i dopiero wtedy docierasz na miejsce, które jest… przy tym pierwszym, ale za bramką, której oczywiście przekraczać nie wolno. No ale dotarłem. Wchodzę, słucham, jak Baldwin mówi o łańcuchu dowodzenia, a potem o koledze siedzącym obok (wybaczcie, nie mam jak sprawdzić nazwiska teraz, w serialu gra bosmana), że według niego to serial o tym, jak twardy bosman robi porządki na okręcie. Pośmialiśmy się, zobaczyliśmy fragment nowego epizodu i wyglądał interesująco, choć pewnie wkręciłbym się bardziej, gdybym… oglądał show. Ale jest szansa, że zacznę, bo Baldwin powiedział, że liczy po cichu na dziesięć sezonów, a że to chłopak z załogi Firefly, to co mu będę żałował!
No i wreszcie. Panel się skończył, minęła przerwa, po czym na scenę wbiegł Seth Green (owacje) i przedstawił gości. Naukowca (z którym dzielił nazwisko), komandora z NASA (który powiedział, że to pierwszy raz, kiedy NASA oficjalnie jest na SDCC, a potem rozdał wszystkim znaczki), inżyniera od robotyki oraz (owacje na stojąco!!!) Buzza Aldrina! Rany, musielibyście to widzieć. Ten facet nie mógł się ręką powachlować, by nie dostać owacji na stojąco, komandor z NASA (dwa razy obecny w kosmosie) mówił o nim jakby Buzza właśnie kanonizowano, a sam Buzz, w koszulce "Zabieraj swój tyłek na MARSA", wypowiadał się mądrze, rzeczowo, w sam raz jak na kogoś, kto zstąpił z nieba. Ekipa rozmawiała o Marsie, jego potencjalnej kolonizacji, sensie wypraw i ich kosztach, rozwiewała mity na temat konkurowania z Rosjanami i wiele innych. Najfajniejsze było to, gdy co trudniejsze wypowiedzi gości Seth tłumaczył na język konwentowo-luzacki, machając przy tym rękami. Kurczę, zawsze wiedziałem, że ten Green to równy gość, ale że aż tak?
Po panelu zawędrowaliśmy na dół, gdzie na stanowisku Asylum dorwałem komiks promujący "Jailbait" – produkcję będącą odpowiedzią podróbkowego studia na Orange is the new Black. Już po tytule możecie się pewnie domyśleć, co dodali, ale powiem Wam, że sądząc po aktorce, która siedziała tam i podpisywała komiksy oraz plakaty, ci, co lubią i obejrzą, raczej nie pożałują. Hmmm, tak po namyśle, może skoczę tam dzisiaj i kupię?
[image-browser playlist="583543" suggest=""]
Dobra, szybka wizyta na stoisku Foxa (kolejki jak wcześniej) i gnamy na Adama Westa do Hali H. Udało się, weszliśmy i spędziliśmy uroczą godzinę, słuchając panelu reklamowego promującego remasterowane DVD starego serialu o Batmanie. Będzie dostępne w listopadzie i wygląda naprawdę baaardzo ładnie, a poza tym jestem przekonany, że kupię dla samych dodatków. To, jak Julie Newmar, Burt Ward i oczywiście Adam West opowiadali o produkcji, rozbawiło mnie do łez i kilka razy wzruszyło, więc gdy się ten pack pojawi, Was też zachęcam do zakupu. Na koniec pokazano nam cudny reklamowy klip, a w nim the best of. Miodzio.
Potem znowu się z Kevem rozdzieliliśmy, bo ja gnałem na przyjęcie Banshee, a on, rzetelny jak zawsze, usiadł do pisania artykułu. To dlatego w tym tekście macie chaos, a u niego będą fakty...
Przyjęcie odbywało się w hotelu kawał drogi od Centrum, ale jakoś dotarłem w miarę na czas, a na pewno przed większością ludzi i niemal całą obsadą. Miło powitany przez Kirsty Atkinson z HBO otrzymałem od niej zapewnienie, że przedstawi mnie serialowej ekipie. Co zrobiła, dzięki czemu mogłem powiedzieć im, że to obecnie mój ulubiony serial – bez ściemy, z emitowanych obecnie TO-TAL-NIE ulubiony! – i że wciąż działamy tutaj na rzecz rozpropagowania tej produkcji. Zapytałem też Jonathana Troppera (scenarzystę), ile mamy na to czasu, na co powiedział, że jak się uda, będzie sześć sezonów. To nam powinno wystarczyć, nie? Zwłaszcza że gdy powiedziałem o Pyrkonie i o tym, jak ładnie rośnie, Ivana Milicevic wyraziła szczere zainteresowanie wizytą u nas kiedyś w przyszłości. A co możemy powiedzieć o tej pani, przyglądając się jej na żywo? Jest takie słówko i pozwolę sobie go użyć: ZJAWISKOWA. Naprawdę! A, w ramach ciekawostek: Kai Proctor klnie po polsku :) Ktoś go kiedyś nauczył (nie pamięta kto, ale ja jestem przekonany, że tylko kryje Kamila Śmiałkowskiego, który już z ekipą rozmawiał) i wyćwiczył. Może po to, by część interesów przenieść do Polski. Wspólnot religijnych ci wszak u nas dostatek, a i czerwonoskórych pod barami nie braknie.
Czytaj również: COMIC-CON 2014: Plastikowa noc
Potem zjawił się Bartek Czartoryski i powiedział, bym żałował, że nie poszedłem na panel Paramountu, gdzie był "The Rock", Christopher Nolan, a także bardzo obiecująca prezentacja TMNT, więc trochę żałuję. Ale tylko troszkę, bo to wszak Comic-Con – coś omija cię na każdym kroku, potem sprawdzisz w sieci. Na razie chłoooooooń. Więc chłonę!
[[569]]