Crash Bandicoot kojarzony jest przede wszystkim jako bohater licznych gier platformowych (skądinąd bardzo dobrych!). Czasami zdarza mu się nas zaskoczyć i wystąpić w nieco innym gatunku. Dokładnie z taką sytuacją mamy do czynienia w przypadku Crash Team Rumble, czyli produkcji online przeznaczonej dla wielu graczy, która – przynajmniej na razie – nie oferuje gry solo. 

Crash Team Rumble nie spodoba się każdemu

CTR (nie mylić z innym spin-offem, czyli Crash Team Racing) nie każdemu przypadnie do gustu. Dużo czasu upłynęło, zanim zorientowałem się, o co tam tak naprawdę chodzi. A chodzi przede wszystkim o... strategię. Zamknięta beta, w której znalazły się cztery mapy, udowodniła, że jeśli nie myślisz taktycznie, to w Crash Team Rumble nie masz co liczyć na sukces. Gra bardzo docenia pracę zespołową, a nie indywidualne podejście. Jeśli udawało się w becie sklecić kumaty zespół, to zabawa była przednia. W przeciwnym wypadku szybko powodowała frustrację. Już na samym starcie czeka nas podjęcie istotnej decyzji i wybór jednej z trzech klas postaci: strzelca, blokującego lub dopalacza. Każda z nich, przynajmniej w teorii, ma zupełnie inne zadanie. Strzelcy szybko poruszają się po mapie i zbierają owoce wumpa, blokujący, jak sama nazwa wskazuje, powinni chronić strzelca i eliminować zawodników drużyny przeciwnej, dopalacze zaś najlepiej nadają się do rozstawiania pułapek i aktywowania kryształowych mnożników, które pozwalają szybciej zdobyć punkty wymagane do wygranej. 
fot. Activision

Kto pierwszy, ten lepszy

Zasady rozgrywki w Crash Team Rumble są proste – trzeba zebrać 2000 owoców wumpa. Ta czteroosobowa drużyna, która dokona tego jako pierwsza, wygrywa mecz. Owoce zbieramy tradycyjnie: znajdując je lub wyłapując ze skrzynek, które walają się po niezbyt rozległych mapach. Każda postać może dźwigać określoną liczbę owoców, więc trzeba zrzucać je w specjalnym, przeznaczonym do tego miejscu. Oczywiście w drodze do miejsca zrzutu może wydarzyć się wiele, a zgon naszej postaci oznacza utratę wszystkich niesionych owoców i konieczność zbierania ich od nowa. Oczywiście poza samą nawalanką istnieją również inne, istotne elementy, które oddalają lub przybliżają naszą drużynę do zwycięstwa. Możemy atakować, rozstawiać pułapki lub polować na kryształy, by zwiększyć procentowy mnożnik. 

Brak pracy zespołowej rujnuje dobrą zabawę

Mechanika rozgrywki z bety jest świetna, ale pierwsze skrzypce gra rozplanowanie podejścia do rozgrywki. Jeśli zamierzasz grać w Crash Team Rumble ze znajomymi, nie będzie to stanowić problemu. W becie znalazło się i takich graczy, którzy chcieli ze sobą współpracować. Jednak zdecydowanie więcej potyczek wyglądało jak chaos, w którym każdy sobie rzepkę skrobie. Szkoda, bo to budzi moje ogromne obawy, że tak samo właśnie będzie, gdy CTR już zadebiutuje na rynku i zabawa bez grupy dobrych znajomych będzie mijać się z celem. 
fot. Activision
W zamkniętej becie, którą miałem możliwość testować od 20 do 24 kwietnia, gracze mieli dostęp do pięciu postaci (Crash, Coco, Tawna, Dingo i Neo Cortex). Na start otrzymaliśmy dostęp do trzech map, a kolejna została dodana później. Do tego dochodziły jeszcze specjalne moce – dostępne były tylko cztery i to nie od samego początku, bo zdobywało się je wraz z awansem na wyższe poziomy doświadczenia. Szło to dość topornie, ale widziałem w pojedynkach i takich graczy, którzy zbliżali się do 30. poziomu. Do premiery zostało jeszcze trochę czasu, a więc warto mieć na uwadze, że wiele rzeczy może ulec zmianie.  Po zabawie z zamkniętą bętą dostrzegam potencjał w Crash Team Rumble. Prostota sama w sobie okazywała się wielokrotnie najlepszym rozwiązaniem, a tutaj właśnie z tym mamy do czynienia. Barwny i kolorowy świat oraz znani bohaterowie z pewnością zostaną docenieni przez fanów szalonego jamraja. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj