Filmy Kinowego Uniwersum Marvela przyzwyczaiły już widzów do tego, że oprócz widowiskowych scen akcji, ciekawych postaci i bardzo dobrej strony wizualnej posiadają także  charakterystyczny dla siebie element humorystyczny, który wplatany jest w relacje bohaterów lub poszczególne sytuacje. Tym, co wyróżnia najnowsze dzieło Marvel Studios w reżyserii Ryana Cooglera jest na pewno ograniczenie do minimum właśnie wszelkich żartów i gagów, aby pozostawić przestrzeń do społeczno-politycznej dyskusji na temat bardzo ważnych problemów. Mowa tutaj oczywiście o pomocy dla krajów trzeciego świata i bardzo trudnym dzisiaj temacie uchodźców. Twórca tego komiksowego widowiska próbuje z niego zrobić pewnego rodzaju platformę dla debaty o tych kwestiach ukrywając ją pod płaszczem opowieści o superbohaterach. Jest to według mnie bardzo dobry zabieg, aby za pomocą tak popularnego dzisiaj gatunku, jakim jest kino komiksowe poruszyć ważny, ale także zarazem drażliwy temat na arenie międzynarodowej. Dzięki wykorzystaniu przygód herosa silnie związanego z kulturą Afryki można całej tej społecznej kwestii nadać inny wydźwięk, ustanowić nowy charakter problemu, a także naświetlić go z zupełnie innej strony, niż to miało się do tej pory w mediach. Co najważniejsze twórca wiąże tutaj bardzo ciężki, drastyczny wręcz temat oplatając go w bardzo uniwersalną i przystępną dla ludzi formułę, co pozwoli w inny sposób odebrać kwestię uchodźców i krajów trzeciego świata, dając paradoksalnie większą świadomość ogromu kryzysu niż wiadomości przekazywane przez tradycyjne media, takie jak telewizja czy publiczne wystąpienia głów państw posiadających w pełni stabilną i rozwiniętą gospodarkę. To wszystko czyni tę produkcję w gruncie rzeczy bardzo widowiskową i dającą widzowi sporą dawkę rozrywki, również filmem zaangażowanym społecznie, wręcz można nawet rzec pewnym rodzajem manifestu, będącego alternatywą dla wszelkich znanym już społeczeństwu kanałów próbujących podjąć próbę stworzenia planu rozwiązania problemu. Bo właśnie, Black Panther nie oferuje gotowego przepisu na to, w jaki sposób świat może zniszczyć raz na zawsze problem biedy w krajach Trzeciego Świata i sprawić, że staną się tak bogate, jak Wakanda. Twórcy produkcji nakreślają nam tylko pewne tropy związane ze zwiększeniem świadomości społecznej na temat światowego dramatu, jakim są właśnie wspomniane przeze mnie kwestie. Jeśli ludzie w pełni zdadzą sobie sprawę ze skali problemu, wtedy łatwiej będzie podjąć kolejne kroki. Film stanowi raczej pewien rodzaj wskazówki, ponieważ właśnie najważniejszą rzeczą jest stworzenie pewnej sfery profilaktyki społecznej, która zaowocowałaby rozwojem obszaru prac nad kwestią bezpośredniego rozwiązania problemu, co za tym idzie także polityką zapobiegania takim sytuacjom w przyszłości. To jest pierwszy krok, wzrost świadomości. Bez niego społeczeństwo nie przystąpi do kolejnych etapów pogłębiania znaczenia rozwiązania trudnej kwestii, a następnie długiej drogi, aby doprowadzić sprawę do satysfakcjonującego finału. I jeśli o chodzi o ten element, to nowa produkcja od Marvel Studios spełnia to zadanie w bardzo przyzwoity sposób. Daje rozrywkę, a jednak pod natłokiem wizualnych perełek i elementów kina akcji przepycha ten obraz słabości dzisiejszego świata, umacniając go w umysłach widzów. Jednak Ryan Coogler w swoim filmie nie tylko przedstawia ogrom problemów w krajach trzeciego świata jako wynik izolacjonizmu ze strony bardziej rozwiniętych państw i nieudolności polityki zagranicznej. Jako jeden z czynników wpływających na taką sytuację wskazuje sam brak zaangażowania Wakandy, która ukrywa się za barierą ze swoimi bogactwami i niewyobrażalną technologią, która mogłaby pomóc w rozwoju innych krajów. Bohaterowie nie są tutaj czarno-biali. Właściwie twórca ukazuje nam paradoksalnie bardzo mocno widoczny odcień szarości, jeśli chodzi o poszczególne postaci i ich motywacje. Przez to produkcja przekazuje pewne przesłanie w stylu, że aby wzbudzić świadomość wśród innych o skali problemu, trzeba najpierw rozpocząć budować ją w samym sobie. Coogler ukazuje w ten sposób, że źródłem wszelkich zmian i mobilizacji do działania powinno być samo społeczeństwo Afryki. Wręcz można traktować te kwestie jako nawoływanie do wzajemnej pomocy i zwiększenia solidarności w tej części globu, w których wiele państw szarganych jest nie tylko problemami głodu i biedy, ale także wojnami domowymi i konfliktami rasowymi, które są jednymi z czynników kryzysu. Bardzo dobrze twórcy Czarnej Pantery przemycili tę kwestię za pomocą jednego z bohaterów produkcji, który sam był ofiarą takich działań i teraz stara się dla swojej społeczności o jak najlepszy byt, jednak niekoniecznie chcę go osiągnąć w pokojowy sposób. Dzięki temu ukazane zostało, że ekstremum i eskalacja przemocy w niczym nie pomagają, są tylko elementem, który jeszcze bardziej pogłębia dramat. Coogler bardzo dobrze pod płaszczem walki afrykańskich superbohaterów i antagonistów ukazuje, że najważniejszym elementem, który zawsze stanowi fundament wyjścia z problemów jest siła argumentu nie argument siły i uświadomienie sobie wspólnego dobra, które tworzy wzajemna solidarność. A co natomiast Czarna Pantera wniosła do kultury czarnoskórej społeczności? Mimo że to pierwsza produkcja superbohaterska, w której  mamy do czynienia z przedstawieniem afrykańskiej tradycji, a jakieś 90% aktorów jest czarnoskóra, to widowisko Marvel Studios nie jest debiutanckim spojrzeniem na tę społeczność. Jakiś czas temu otrzymaliśmy przecież serial Luke Cage od Netflixa o jednym z bohaterów znanych z kart komiksów Marvela. W tym wypadku dostaliśmy bardzo ciekawy obraz czarnoskórej społeczności na przykładzie mieszkańców jednej dzielnicy, Harlemu. Mogliśmy obserwować więzi, zachowania, poszczególne wzajemności i zasady rządzące tą sferą. Podobnie sprawa ma się w niedawno debiutującej produkcji Black Lightning, w której także ukazano czarnoskórą społeczność z ich rozterkami i problemami, które starają się wspólnie rozwiązać na zasadzie wzajemnej troski i solidarności. W ostatnich latach również w komiksowych produkcjach mamy do czynienia z tendencją wzrostu, jeśli chodzi o udział czarnoskórych herosów. Mamy zatem Falcona, wspomnianych Luke'a Cage'a i Black Lightninga, Walkirię, Blade'a, który był główną postacią w swoich filmach oraz War Machine. Doczekaliśmy się także tendencji, w której bohaterowie, którzy w komiksach są biali, w filmach wcielają się w  nich czarnoskórzy aktorzy. Wystarczy tutaj przytoczyć przykład Nicka Fury'ego, jedną z ważniejszych person w Kinowym Uniwersum Marvela, którego gra Samuel L. Jackson albo Ludzką Pochodnię, członka Fantastycznej Czwórki, którym na ekranie został Michael B. Jordan. Zatem Czarna Pantera w tym wypadku nie jest jakimś odkrywczym filmem, jeśli chodzi o czarnoskórych bohaterów i kulturę tej społeczności, jednak ukazuje ją pod innym kontem, w zupełnie innym świetle. Coogler prezentuje nam pewną cząstkę tej bogatej tradycji, która jeszcze nie miała szans zadebiutować na ekranie. Czy zatem Czarna Pantera potrzebna była Marvelowi pod względem społeczno-kulturowym? Myślę, że w pewnym sensie jak najbardziej tak. Mamy w tym wypadku do czynienia nie z jakąś próbą upolitycznienia za wszelką cenę popularnej produkcji, a raczej z próbą nakreślenia bardzo współczesnych problemów, które kryją się w fabule opowieści o superbohaterze. Do tego po raz kolejny zaprezentowana została nam część kultury czarnoskórej społeczności. Twórcy zagłębiają się w dotychczas mniej znane rejony tego aspektu, które nie były ukazywane widzom filmów komiksowych. Reżyser projektu przedstawił także pewną sferę do dyskusji, jednak pokazuje, że początek usuwania wszelkich problemów współczesnego świata leży u samego źródła i należy zacząć od wzajemnego porozumienia. Przez to Czarna Pantera nabrała pod artystycznym przekazem także wymiar pewnego społecznego manifestu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj