Na to pytanie po części już starałem się udzielić odpowiedzi przy okazji omawiania wizerunku jednostek specjalnych na małych i dużych ekranach. Uświadomiłem sobie jednak, że jest to ledwie wierzchołek góry lodowej. Kult elitarnego wojownika jest w naszych genach bardzo głęboko zakorzeniony. Ludzie potrzebują idoli, inspiracji, kogoś, kogo będą móc naśladować i stawiać za wzór. Kiedyś był to Herakles, Leonidas, Król Artur, Robin Hood, czy nasz Pan Wołodyjowski. I choć bawią nas oni, a czasem i uczą o historii do dziś, to jednak czasy i widownia się zmieniają. Do współczesnego, wychowanego w otoczeniu nowoczesnej technologii nie zawsze trafią tacy archaiczni bohaterowie i dlatego twórcy muszą ewoluować. W mojej opinii doskonałym tego przykładem jest to jak bardzo Disney, znany z tworzenia przede wszystkim bajek inwestuje czas i środki w Gwiezdne Wojny i produkcje superbohaterskie. Chodzi tu o dostosowanie opowieści do współczesnych czasów, przy zachowaniu prezentowanych przez dany gatunek wartości. Jeśli chodzi o taką ewolucję w świecie opowieści wojennych, to za doskonały przykład może posłużyć Bob Lee Swagger. Bohater serialu Shooter, filmu pod tym samym Shooter, władający swym karabinem snajperskim niczym Robin Hood łukiem. Jest on chodzącym dowodem na potrzebę rozwoju i adaptacji opowieści do odbiorcy. Wszak oryginalny bohater powieści z 1993 roku to weteran wojny w Wietnamie, w filmie z 2007 roku walczył w Afryce i na Bliskim Wschodzie, zaś w wersji z dekady później - podczas wojny w Afganistanie. Mamy tutaj z resztą do czynienia z jeszcze innym, ciekawym zjawiskiem. Bowiem, pomijając zmiany dotyczące okresu, w jakim dzieje się akcja, sam jej rdzeń pozostał właściwie nietknięty. A to świadczy o ponadczasowości pewnych wartości i schematów, jakich szukają widzowie.

Historia

Grający Boba Lee w filmowej wersji Mark Wahlberg polubił chyba bardzo rolę snajperów. W 2013 roku bowiem wcielił się w postać żołnierza Navy SEAL Marcusa Luttrella. Lone Survivor, bo taki jest tytuł owego filmu, to ekranizacja książki Luttrella, będącej przede wszystkim zapisem fatalnej misji w Afganistanie, którą tylko on przeżył. Rok przed ukazaniem się filmu i 5 lat po premierze książki na półki trafiła jeszcze jedna istotna pozycja - American Sniper: The Autobiography Of The Most Lethal Sniper In U.S. Military History, autobiografia tragicznie zmarłego Christophera Scotta "Chrisa" Kyle'a, która niemal natychmiast zostaje przeniesiona na ekrany. Dowodzi to tylko jednego, nic nie sprzedaje się w takiej liczbie egzemplarzy, jak historia oparta  na faktach. Zwłaszcza jeśli będzie odpowiednio szokująca, a na wojnie takich mamy aż nadto. Bo przecież taki Black Hawk Down Generation KillHacksaw Ridge czy nawet ostatnia The Long Road Home to produkcje w stu procentach oparte na faktach. Ba, taka Przełęcz w wersji filmowej jest momentami wręcz złagodzona! A każda z tych opowieści trzyma widza na krawędzi fotela. Mimo że często, głównie z podręczników historii, wiemy, jak dana opowieść się zakończy, to dzięki takim produkcjom poznajemy kulisy tych wydarzeń i lepiej je zaczynamy rozumieć. Nawet Dunkirk Nolana, choć zawiera historię fikcyjnych bohaterów, daje nam obraz, jakiego nie zaznaliśmy w szkolnych ławkach. A takich produkcji jest znacznie więcej i nie można przeoczyć ich wartości.

Propaganda

Tak samo, jak w wielu przypadkach, nie można przejść obojętnie wobec aspektu propagandowego niektórych produkcji. Wojna w takim wydaniu to często miecz obosieczny. Z jednej strony mamy wspomnianą wyżej gloryfikację i poszukiwania bohaterów, a z drugiej liczne dzieła antywojenne. Bo jak łatwiej wytłumaczyć odbiorcy zarówno jej koszmar, jak i często tragiczną konieczność, niż przez ukazanie ich w całej krasie? Enemy at the GatesКонвой PQ-17, M*A*S*H czy też wspomniana wcześniej Przełęcz to dzieła, które pod otoczką konfliktu zbrojnego niosą za sobą właśnie taki przekaz, nierzadko pełen patosu. Taki na przykład Act of Valor to film, który powstał w jednym i tylko jednym celu - to tak naprawdę przeszło półtoragodzinny film rekrutacyjny US Navy SEAL, czego twórcy nawet nie starali się kryć. Przecież największa armia świata potrzebuje świeżej krwi, a jak łatwiej do niej dotrzeć niż przez najpopularniejszą rozrywkę czyli film? Z kolei po drugiej stronie medalu mamy filmy z okresu Wojny Wietnamskiej, jak choćby Platoon czy The Deer Hunter, których walorów antywojennych nie trzeba chyba nikomu przedstawiać.

Rozrywka

Jeszcze inaczej sprawa ma się z produkcjami, w których wojna ma służyć rozrywce. To chyba najsilniej reprezentowana grupa dzieł o tematyce wojennej. Często są one pozbawione jakiejkolwiek głębszej wartości i przekazu, jednak czy to źle? Nie czas i miejsce by to oceniać,  ważne jest to że takie twory się sprzedają. Podobnie zresztą jak te, które obfitują w biusty, ale i to ma swoje wytłumaczenie, wszak przemoc i seksualność to nasze dwa główne popędy. Ale o tym już kiedyś mówiłem. Interesujące jest to, jak wiele gatunków można upchnąć w rozrywkowym kinie około wojennym. Począwszy od komedii (Hot Shots!), przez tragikomiczne Inglourious Basterds czy nawet horrory jak Jacob's Ladder. Dominującą siłą są tu jednak filmy przygodowe, zaś specjalizował się w tym okres II Wojny Światowej, której to skala i chaos pozwoliły na wymyślenie wielu związanych z nią, kompletnie nieprawdziwych, ale jakże interesujących historii. Reasumując więc i odpowiadając na zadane na początku pytanie, popkulturowe dzieła wojenne powstawały, powstają i powstawać będą dlatego, że są po prostu potrzebne. Jedni szukają w nich idoli i inspiracji, dla innych to alternatywa dla lekcji historii. Są tacy, którzy poszukują w nich przekazu i wartości moralnych, a jeszcze inni po prostu niezobowiązującej rozrywki. To wszystko znajdziemy w tej właśnie części popularnej kultury. A jeśli kiedyś nadejdzie taki czas, że skończą nam się wojny? Cóż, autorzy książek, scenarzyści i producenci już od dawna wymyślają nowe...
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj