Carnivale jest to amerykański serial wyprodukowany przez stację HBO. Składa się z dwóch sezonów – oba liczą po 12 odcinków. Twórcą formatu jest Daniel Knauf, a całość była emitowana w latach 20032005. Akcja serialu toczy się w latach 1934 i 1935 w USA i skupia na historii dwóch wyjątkowych bohaterów. Pierwszy z nich, Ben Hawkins (Nick Stahl), to młody chłopak posiadający moc uzdrawiania, który jest reprezentantem sił dobra. Drugi, brat Justin Crowe (Clancy Brown), stanowi mroczną personifikację zła. Ten pierwszy dołącza do grupy wędrownych cyrkowców i przemierza Amerykę, szukając odpowiedzi związanych ze swoim przeznaczeniem. Brat Crowe'a natomiast, korzystając z budzących grozę mocy, dąży do realizacji ukrytych celów. Fabuła skupia się na walce między dobrem a złem, która prowadzi do niechybnie zbliżającej się konfrontacji między dwoma głównymi bohaterami. Oprócz wątku głównego serial bogaty jest w historie skupiające się wokół postaci drugoplanowych. W tym segmencie prym wiodą oczywiście liczni cyrkowcy, których towarzyszem podróży jest Ben Hawkins. Śledziliśmy więc zmagania z zarządzaniem i administracją dyrektora cyrku Samsona, którego błyskotliwie portretuje znany z Twin Peaks (z roli karła z Czarnej Chaty) Michael J. Anderson. Oprócz niego dużą ilość czasu ekranowego dostaje pewna podstarzała striptizerka z dwiema niefrasobliwymi córkami i mężem wodzirejem oraz niejaki Jonsey, który odpowiada w cyrku za sprawy techniczne. Oprócz wyżej wymienionych serial bogaty jest w liczne postacie drugo i trzecioplanowe, które umiejętnie tworzą tło historii i czasem znacząco wpływają na bieżące wydarzenia. Warto też wspomnieć, że istnieją pewne podobieństwa między Carnivale a American Horror Story w kwestii pracowników cyrku tudzież wesołego miasteczka. U Daniela Knaufa, podobnie jak u Ryana Murphy’ego, mamy do czynienia ze spektrum dziwadeł, wybryków natury i niezwykłych indywiduów. O ile jednak w AHS są one tylko po to, aby szokować i straszyć widza, to w Carnivale ich wyjątkowość odgrywa rolę drugoplanową i nie wpływa znacząco na główną historię. Obie produkcje mają podobne miejsce akcji, ale różnią się znacząco. Zupełnie nie warto ich porównywać na płaszczyźnie fabularnej. Abstrahując na chwilę od głównej osi fabularnej, warto podkreślić, że dużą rolę w omawianym serialu odgrywa estetyka tamtych czasów. Twórcy naprawdę mocno przyłożyli się do oddania wielu szczegółów amerykańskich pustkowi, tworząc obraz na wpół rzeczywisty, na wpół baśniowy. Trupa cyrkowa przemierza liczne bezdroża w dławiącym kurzu, piekącym słońcu czy gęstej mgle. Podróż ta stanowi esencję ich życia, tworząc z nich dziwacznych i barwnych nomadów, odwiedzających nieznane im miejsca w poszukiwaniu możliwości zaprezentowania swoich niezwykłych umiejętności. Pod względem wizualnym Carnivale to prawdziwa perełka, szczególnie dla tych, którzy są wrażliwi na niepokojącą i nieoczywistą estetykę. Z resztą prezentowana estetyka nawiązuje też w pewien sposób do tej zaproponowanej przez Davida Lyncha w Miasteczku Twin Peaks. Prawie wszystkie postacie, których losy możemy obserwować, skrywają pewne tajemnice. Są one czasem bardzo mroczne, innym razem dość frywolne i wstydliwe. Większość z nich ujawnia się tak jak u Lyncha w nocy i w miejscach bardzo niepokojących. Wątek główny, opierający się na dwóch ikonicznych postaciach, pełen jest elementów, które na pozór są trudne do zrozumienia. Szczególnie działania brata Justina mogą wydać się złowieszcze i nieokiełznane. Fakt, że bohater jest duchownym, nadaje całej opowieści dodatkowej pikanterii. Bo Justin posuwa się naprawdę daleko. Gdyby serial zyskał trochę większą popularność i został przedłużony na kolejne sezony, Crowe stałby się jednym z kultowych złoczyńców współczesnej popkultury. Serial Carnivale przepełniony jest magią. Wątek główny czerpie garściami z konwencji fantastycznej, idąc o wiele dalej niż David Lynch w Twin Peaks. Twórcy serialu HBO zaczęli budować pewną spójną mitologię w oparciu o legendy, teorie i wierzenia koncentrujące się na odwiecznej walce dobra ze złem. To, co w Miasteczku Twin Peaks zostało jedynie zasygnalizowane, w Carnivale było dość mocno rozwinięte. Oczywiście nie do końca, bo serial został urwany, ale o tym później. Ważne jest, że ta mitologiczna otoczka jest wielce oryginalna nawet dzisiaj, a wydarzenia dziejące się podczas akcji serialu trudno porównać do czegokolwiek. Oczywiście widoczna jest inspiracja motywami biblijnymi, jednak nie w jej klasycznej wersji. Pojawiają się wpływy gnostyczne, a nawet masońskie. Dużą rolę odgrywa zakon templariuszy. Całość jednak nie ma tradycyjnej formy. Mitologia stworzona na potrzeby serialu skupia wiele motywów, tworząc coś, co później zostało nazwane Ewangelią Knaufa (od nazwiska twórcy). Niestety ten fascynujący świat, który był kreowany w sposób powolny i skrupulatny, przestał nagle istnieć. W 2005 roku, zaraz po zakończeniu drugiej serii, ogłoszono skasowanie formatu. Ta wiadomość okazała się niespodziewanym ciosem dla milionów fanów na całym świecie. Serial został urwany, zostawiając dużą liczbę niewyjaśnionych wątków. Dotyczy to też głównej osi fabularnej, która nie dość, że w żaden sposób nie została skonkludowana, to jeszcze pod koniec drugiej serii zamknięto ją potężnym cliffhangerem. Sytuacja w dzisiejszych czasach niewyobrażalna. To tak, jakby po drugim sezonie urwać Grę o Tron, pozostawiając wszystkie wątki otwarte… Cała ta sprawa była o tyle zaskakująca, że oglądalność Carnivale nie była aż tak tragiczna. Daniel Knauf wielokrotnie powtarzał, że ma opowieść rozpisaną na sześć sezonów, a historia pokazywała, że HBO zawsze starało się doprowadzać swoje ważne seriale do jakiejś logicznej konkluzji. Tym razem tak się nie stało. Prawdopodobną przyczyną takiego obrotu rzeczy były zbyt duże koszty produkcji. Epoka, w czasie której działa się akcja serialu, wymagała dużej liczby kostiumów, scenografii i charakteryzacji. Przez dwa długie sezony przewinęła się również olbrzymia liczba statystów, a oprawa audiowizualna także nie była uboga. Podobno HBO próbowało ratować produkcję, tnąc jej koszty o połowę i proponując Knaufowi zamknięcie wszystkich wątków filmem telewizyjnym, jednak ten nie zgodził się na żadną z tych ewentualności. Trudno powiedzieć, czy to była dobra decyzja, ale fakt jest taki, że urwanie serialu w tak drastyczny sposób, można odebrać jako brak szacunku stacji i twórców dla rzeszy widzów i fanów. Czy warto więc obejrzeć Carnivale? Mimo nieprzyjemnej sytuacji z urwaniem produkcji, odpowiedź brzmi: tak. Dwa sezony to 24 odcinki, w których naprawdę dużo się dzieje. Historia jest ciekawa i oryginalna, podobnie jak sylwetki poszczególnych bohaterów. Każdy koneser seriali powinien zapoznać się z tym tytułem, chociażby przez wzgląd na niezwykłą postać brata Justina Crowe'a. Podobno nie ma szans na trzeci sezon. Z drugiej jednak strony, jeszcze kilka lat temu David Lynch i Mark Frost mówili w ten sam sposób o ewentualnej kontynuacji Twin Peaks. Wszystko więc może się zdarzyć. Dzisiejsza świadoma publiczność, zakochana w tajemnicach i w głębszej filozoficznej opowieści, przyjęłaby Carnivale z otwartymi ramionami. Dlatego też są tacy, którym wciąż marzy się powrót cyrkowców i demonicznego duchownego w nowej odświeżonej wersji…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj