Dzień Kobiet to dobry moment, żeby przyjrzeć się wizerunkowi pań w popkulturze. Zgłębiając temat, można trafić na popularne, lecz bardzo kontrowersyjne pod tym względem produkcje filmowo-telewizyjne. Pamiętacie seriale Ekipa i Californication?
Przystojni, charyzmatyczni, zawsze gotowi do akcji. Szanowani przez mężczyzn, podziwiani przez kobiety. Pięknie ubrani, bez przerwy uśmiechnięci, obdarzeni obszernym zestawem ciętych ripost i błyskotliwych komentarzy. Młodzi, bogaci i wspaniali. Czy trzeba wymieniać dalej? Znamy aż za dobrze podobnych jegomości. Oczywiście nie z autopsji, bo takowi raczej nie istnieją, a z ekranów telewizorów i kin. Samiec alfa według znanych i lubianych produkcji to zazwyczaj diabelnie przystojny młody człowiek, który absolutnie nie jest grzecznym chłopcem. Ma on wiele przywar i wad charakteru, jednak nie przeszkadzają mu one w zdobywaniu kobiet. Co więcej, panie go kochają za ten łobuzerski urok. Tacy panowie posiadają zazwyczaj olbrzymie pokłady talentu, z którego korzystają raczej w sposób leniwy i mało produktywny. Nie są tytanami pracy – wolą imprezy, relaks i luksusy.
W głębi duszy są jednak dobrymi ludźmi, którzy podświadomie dążą do wielkiej miłości z tą jedną, jedyną. Kiedy takową spotykają, nie potrafią niestety dochować jej wierności. Ich awanturnicza natura daje o sobie znać. Pchani jakimś nieokiełznanym wewnętrznym imperatywem muszą zdobywać kolejne kobiety. Przychodzi im to z niezwykłą łatwością, ponieważ panie dosłownie leżą u ich stóp, czekając, żeby wypełnić swoją powinność. Piękne kobiety traktowane są przedmiotowo. Pełnią funkcję seksualnego umilacza czasu. Co więcej, ta rola bardzo im odpowiada. Podobno w okolicach Los Angeles znajduje się prawdziwe zagłębie takich dziewczyn. Cóż za wspaniała rzeczywistość dla mężczyzn mających ambicję zostania samcem alfa z prawdziwego zdarzenia, prawda?
Młode kobiety tylko czekają, żeby dorwać się mężczyznom do rozporka – takie wrażenie można odnieść, oglądając seriale w stylu Californication czy Ekipa. Komediowe danie przyprawione sporą dawką frywolnego erotyzmu i niezobowiązującego obyczaju jest miodem na serce widzów płci męskiej, którzy w swoim życiu o podobnych sukcesach seksualnych mogą jedynie pomarzyć. Niespełniona potrzeba dominacji dla niektórych jest bolesną ciernią, a sztuka uprzedmiotowiająca kobiety bywa łagodzącym balsamem na rany niedowartościowanego samca alfa. Ktoś może powiedzieć, że to przecież tylko wydumane komedie – filmy i seriale mające tyle wspólnego z rzeczywistością, co Avengers czy Gwiezdne wojny. Powyższe jest oczywiście prawdą, ale jeśli mówimy, że głupia przemoc w popkulturze jest w stanie wywoływać u niektórych agresję, to dlaczego pochwałę wątpliwej moralności powinniśmy traktować łagodniej?
Dla tych, którzy nie pamiętają lub nie znają (czy w ogóle są wśród nas takowi?), przypomnijmy sobie fabułę dwóch seriali, podchodzących w dość kontrowersyjny sposób do relacji damsko-męskich. Californication to historia Hanka Moody’ego – pisarza, który niegdyś odniósł olbrzymi artystyczny i komercyjny sukces, a teraz musi zmagać się z konsekwencjami wielkiej sławy. Gość chwilowo nie ma weny twórczej, co gorsza, za jego literackie dzieło wzięło się Hollywood i zamieniło w banalną opowieść o miłości. Moody to dekadenta, nihilista i hedonista. Nosi się jak gwiazda rocka, zachowuje niczym nastolatek na gigancie, a jego kąśliwe komentarze zawstydziłyby wujka ciętą ripostę. Mężczyźni chcą znaleźć się z nim w knajpie, a kobiety w łóżku. Hank ma jednak problem z miłością. Uczuciem romantycznym darzy tylko jedną kobietę, ale nie potrafi zbudować z nią stabilnego związku. Ma również córkę, którą daremnie próbuje uchronić przed światem, w którym sam tak bardzo zasmakował.
Ekipa natomiast to historia grupki przyjaciół, którzy przybywają do Los Angeles w celu rozpoczęcia wielkiej kariery. Jeden z nich – Vincent Chase jest dobrze zapowiadającym się aktorem, zaczynającym właśnie brylować na hollywoodzkich salonach. Artysta wraz z bratem i dwoma bliskimi przyjaciółmi wynajmuje dom i wkracza do śmietanki towarzyskiej. Panowie delektują się nieznośną lekkością bytu, przeżywając przy okazji wiele romantyczno-seksualnych przygód. Mimo że Vinnie staje się wielką gwiazdą i uznanym celebrytą, ani na moment nie zapomina o reszcie swojej bandy, której nie zawsze jest z górki.
Oba seriale są dowcipne, błyskotliwe i mają gigantyczny potencjał rozrywkowy. W Ekipie co rusz pojawiają się hollywoodzkie gwiazdy odgrywające samych siebie. Californication natomiast ma świetną muzykę i zadziorny rockowy klimat. W szerszej perspektywie postawy głównych bohaterów też nie są karygodne. W Ekipie liczy się braterstwo i podwórkowe wartości, które są w stanie przetrwać każdą burzę. Hank Moody natomiast to nieszablonowy człowiek, myślący i odczuwający w niestandardowy sposób. Daleko mu do społecznych stereotypów i zasadniczo jest bardzo interesującym indywiduum. Californication i Ekipa mogą dostarczyć nie lada zabawy, jednak problem zaczyna się, gdy spojrzymy na te produkcje pod kątem wizerunku kobiet. Panie przewijające się przez poszczególne wątki pełnią funkcję seksualnych fetyszy. Oczywiście każdy z bohaterów ma damę, przy której jego serce mocniej bije, ale patrząc na ten problem w szerszej perspektywie, można dojść do wniosku, że większość kobiet pojawia się tutaj tylko w jednym celu.
Problem leży więc nie tyle w męskich protagonistach, ile w kierunku przyjętym przez twórców seriali. Oba formaty skierowane były do przedstawicieli konkretnej grupy społecznej. Chcąc połechtać ich ego, ale też ukryte fascynacje i niespełnione ambicje, stworzono estetykę, w której seks jest tak powszechny, jak kichnięcie. Nie ma oczywiście nic złego w eksplorowaniu tematów erotycznych na ekranie. Sztuka bardzo często nagina rzeczywistość na tej płaszczyźnie, podchodząc do tematów zmysłowości w sposób przerysowany i wyimaginowany. Jeśli jednak produkcje odcinkowe, przez większość swojego czasu ekranowego epatują scenami z udziałem uprzedmiotowionych kobiet, pojawia się pytanie o granice wizji artystycznej. Gdzie kończy się pastisz, a zaczyna produkt nastawiony jedynie na tanie emocje?
Piękna kobieta kroczy jedną z ulic Los Angeles. Mija grupkę młodych mężczyzn, którzy na jej widok zaczynają ślinić się i rzucać niewybrednymi komentarzami. Dziewczyna to słyszy. Mimo obraźliwych podtekstów uśmiecha się do wątpliwej klasy adoratorów i „puszcza” im oczko. Samiec alfa z chłopięcej watahy uznaje to za zaproszenie do kontynuowania znajomości. Podchodzi do pięknej nieznajomej, a następnie zabiera ją w ustronne miejsce w wiadomym celu. Po wszystkim dzieli się ze swoimi kumplami pikantnymi szczegółami. Tak wygląda egzystencja członków Ekipy. Nasi bohaterowie są królami życia, ale co mają powiedzieć panie sprowadzane do konkretnego stereotypu?
W rzeczywistości Hanka Moody’ego nie ma kobiet odstających wizualnie od stereotypu pięknej modelki. Przedstawicielki płci przeciwnej, które nasz bohater spotyka na swojej drodze, a następnie zaprasza do sypialni, zawsze są olśniewające, kobiece i urocze. W większości przypadków mają idealną figurę i żadnych wad, jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Czy w Los Angeles istnieją tylko tego typu kobiety? Oczywiście, że nie! W serialu pojawia się kilka przedstawicielek płci pięknej, które odbiegają wizerunkowo od schematów narzucanych przez media modowe. Hank Moody jednak nie interesuje się tymi mniej perfekcyjnymi dziewojami. Mężczyzna gustuje jedynie w chodzących doskonałościach, a te z lekką nadwagą czy mniej szablonową urodą muszą obejść się smakiem. Nie oznacza to jednak, że skazane są na permanentny brak seksu i erotyczną posuchę. Hank Moody ma kolegę – Charliego Runke. Jak na postać z komediowym potencjałem przystało, to on ma zaszczyt zadowolić panie odrzucone przez Hanka. Samiec alfa przekazuje gorszy sort kolejnemu w stadzie. Czy może być bardziej atawistyczne podejście?
A co z paniami, którym udało się skraść serce naszym protagonistom? Przecież w życiu bohaterów istnieją kobiety, niepełniące funkcji seksualnych zabawek, a mające olbrzymie znaczenie emocjonalne i uczuciowe. Dla Hanka są to Karen i Becca. Ta pierwsza jest miłością jego życia i matką jedynego dziecka (jak się później okazuje, Hank ma też syna). Becca to córka, dla której oddałby wszystko. Relacje pomiędzy tymi postaciami odbiegają od tego, co stanowi domenę w życiu Moody’ego. Podczas gdy z kręgu rodzinnego emanuje jasność, to seksualno-awanturnicze ekscesy okraszone są ciemnością. Serial podchodzi do powyższego rozgraniczenia w bardzo jednoznaczny sposób. Momenty spędzone z bliskimi pokazują Hanka niemalże w kapciach. Ten drugi, wyjący do księżyca i rozsiewający gdzie popadnie swoją spermę, jest dużo bardziej atrakcyjny dla widza. Domowe pielesze nie są miejscem, gdzie samiec alfa czułby się komfortowo. Jego żywioł to pole bitwy, w tym przypadku symbolizowane przez Sodomę w postaci Los Angeles.
W powyższym przypadku kluczowe wydaje się jeszcze słowo „matka”. Karen jest niemalże świętą kobietą ze względu na to, że urodziła dziecko Hankowi. Z tego względu musi on darzyć ją dozgonną i czystą miłością po wsze czasy. Karen jest niemalże nieskalana, nic dziwnego więc, że Moody darzy ją wręcz fanatyczną miłością. Przy niej staje się kimś dobrym, jednak równowaga musi zostać utrzymana. Twórcy fundują mu więc dziesiątki okazji, podczas których może wykazać się bezeceństwami najgorszego sortu. Przywodzi to na myśl sytuację Billa Clintona i Moniki Lewinsky. Jedna z wnikliwych analiz tego głośnego romansu mówiła o tym, że Prezydent USA traktował swoją żonę niczym świętość. Jej usta całowały małe stópki ich dziecka i w mniemaniu Clintona nie były stworzone do tego, czego rzekomo dopuściła się pani Lewinsky.
Oba seriale zyskały gigantyczną popularność zarówno ze względów rozrywkowych, jak i z powodów granic obyczajowych, które co rusz przekraczały. Nie ma nic złego w łamaniu skostniałych struktur społecznych opartych na niedzisiejszych dogmatach i bezsensownej pruderii. Gorzej, gdy scenarzyści ustami Johnny’ego Dramy (brata Vincenta Chase’a z Ekipy) co odcinek obrażają kobiety, mówiąc przykładowo o zapominaniu imion kochanek podczas uprawiania z nimi seksu. Niech ktoś powstrzyma tę karuzelę śmiechu – tego typu komentarze w szerszej perspektywie niczym się nie różnią od obraźliwych wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego, który twierdzi, że kobiety są gorsze od mężczyzn. O ile Johnny Drama to postać w dużej mierze fikcyjna (w rzeczywistości jest on inspirowany przyjacielem Marka Wahlberga, niejakim Johnem Alvesem), to już Korwin-Mikke jest prawdziwy, a niektóre jego sądy światopoglądowe bardzo niebezpieczne. Jak wiemy, tego typu radykalizmy są atrakcyjne dla młodych ludzi. Johnny Drama ze swoją ciętą ripostą i postawą macho może więc spodobać się widowni, która przecież nie zawsze będzie w stanie wychwycić satyrę na pewną postawę życiową (zwłaszcza że twórcy dość łagodnie podchodzą do kwestii karcenia bohatera za seksizm i szowinizm). W ten właśnie sposób serial Ekipa promuje styl bycia, w którym w hierarchii społecznej kobieta znajduje się na równi z luksusowymi autami, dobrym jedzeniem i wykwintnym trunkiem.
Mimo że główni bohaterowie powyższych seriali kochają kobiety, to już osoby nadające kierunek produkcjom nie stronią od zagrań mających na celu przyciągnięcie przed ekrany mizoginistyczną publiczność. W ten sposób zostają stygmatyzowane obie płci. Kobiety, jako obiekt seksualny, a mężczyźni odgrywający rolę samczych drapieżników. Powyższe nie jest domeną formatów skierowanych stricte do mężczyzn. Przypomnijmy sobie, jak stereotypowym serialem był Seks w wielkim mieście. Tutaj w centrum opowieści znajdowały się kobiety, którym również przydzielono dość szablonowe atrybuty. Zwariowane romantyczki miotające się pomiędzy matczynymi powinnościami a feministycznymi pobudkami kontra wiecznie młodzi panowie, którzy bez kobiecej pomocy są niczym pijane dzieci we mgle. Te modele są równie prawdziwe co wizerunki mężczyzn i kobiet w Ekipie czy Californication. Działają jednak na wyobraźnię i mogą stanowić inspirację. Niestety, takie spojrzenie na świat do niczego dobrego nie prowadzi.
Kobiety wcale nie ściągają bielizny na widok sławnych aktorów – przekonaliśmy się o tym niedawno, kiedy zaczęły wychodzić na jaw seksualne grzeszki Hollywood. Gwiazdorzy, próbując wykorzystać swoją pozycję, posuwają się do karygodnych zachowań. Wywierają presję, szantażują, molestują, gwałcą. Tak w Los Angeles zdobywa się kobiety i tak właśnie postępują tamtejsze samce alfa czy lepiej powiedzieć – drapieżnicy seksualni. Gdyby więc serial Californication powstał dzisiaj, Hank Moody byłby raczej obleśnym typem, niż seksownym artystą. Ruch #metoo zrobił wiele dobrego dla kobiet. Sprawił między innymi, że dzisiejsi filmowcy dwa razy pomyślą, zanim wprowadzą do swojej produkcji wątki szowinistyczne i seksistowskie. Dzięki temu, królową współczesnego Hollywood jest tak wspaniała artystka jak Gal Gadot. Inna sprawa, że aktorka zaczynała właśnie w Ekipie, gdzie jej rola, delikatnie mówiąc, do zbyt finezyjnych nie należała. Cóż, W Fabryce Marzeń trzeba sobie radzić wszystkimi sposobami. To już jednak temat na zupełnie inny artykuł.