Daniel Chong dotąd wypełniał drugi plan w pracy nad animowanymi superprodukcjami. Dołożył swoją cegiełkę do sukcesów takich filmów jak Cars 2 czy The Lorax. Porzucił jednak pracę dla wielkich studiów filmowych, decydując się na przejście do telewizji. Od 16 listopada na kanale Cartoon Network polscy widzowie będą mieli okazję zapoznać się z jego autorskim serialem animowanym We Bare Bears, który – jak przekonuje twórca – przypadnie do gustu nadwiślańskiej publiczności. Artur Zaborski: Między nami, misiami to pański autorski projekt dla stacji Cartoon Network. Do tej pory pracował pan przy wielkich animacjach kinowych, jak Lorax czy Auta 2. Co oznacza dla pana ta zmiana?  Daniel Chong: Przez całe życie zajmowałem się pracą nad filmem. Przejście do telewizji było wielką zmianą, jednak zamiast się do niej dostosowywać, starałem się przenieść swoje doświadczenie z pracy przy filmach kinowych. Sprawdzałem, czy jest możliwe, by opowiadać w niej historie w taki sam sposób, a także czy kreację filmowych uniwersów można wykonać w niej tak samo. Oczywiście natrafiam przy tym na sporo problemów, choćby w kwestii samej organizacji produkcji. W telewizji trudno jest sprawować nad wszystkim kontrolę - liczba pracowników jest tu znacznie większa. Tworzą masę, nad którą nie jestem w stanie sam zapanować, musiałem więc nieco wyluzować. Nie popuściłem jednak w kwestii nadawania animacjom telewizyjnym autorskości i personalnej wrażliwości. Dlaczego zdecydował się pan na pracę w telewizji, skoro osiągał pan sukcesy w animacji kinowej? W kinie pracowałem przez tak długi czas, że zapragnąłem czegoś nowego. Oczywiście chciałbym wyreżyserować pełnometrażowy film animowany, ale żeby to zrobić, trzeba na wiele lat związać się z jednym studiem filmowym. Przynajmniej w USA tak to wygląda. W telewizji jest inaczej. Możesz przyjść znikąd i sprzedać swój pomysł, nawet jeśli jesteś bardzo młody. I tak to właśnie wyglądało. Przyszedłem do Cartoon Network, przedstawiłem im pomysł na Między nami, misiami i proszę – dziś omawiamy już gotowe dzieło. Jakie są największe różnice pomiędzy pracą nad animacją w telewizji i w kinie?  Przede wszystkim tempo pracy. W telewizji pracuje się bardzo szybko, natomiast w kinie ciągle dopieszcza się tę samą historię. Spędza się wiele miesięcy nad poprawianiem scenariusza i znajdowaniem nowych rozwiązań fabularnych. To męczące i żmudne zajęcie. Szybko traci się rozeznanie nad tym, czy to, co stworzyliśmy do tej pory, rzeczywiście komuś się spodoba. W telewizji trzeba działać szybko, wymyślać kolejne pomysły, które muszą chwycić. To satysfakcjonujące, ale niezwykle stresujące. Różnica jest też na poziomie montażu. W telewizji cały czas coś się rozbudowuje i dodaje, a w kinie trzeba ciągle usuwać jakieś sceny. Co jest dla pana ważniejsze w animacji – historia czy forma?  Staram się stawiać je na tej same pozycji, są dla mnie jednakowo ważne. Poza tym one bez siebie nie istnieją. Ale nie oszukujmy się - jeśli projekt nie ma dobrej historii, wtedy nawet najlepsza forma go nie uratuje. Kiedy oglądam filmy bądź seriale i mi się nie podobają, to nie ze względu na formę. To zresztą moim zdaniem największy problem animacji: twórcom wydaje się, że piękne opakowanie wystarczy. Tak nie jest. Kiedy zaczyna pan wymyślać nowy projekt, zaczyna pan od bohaterów czy od ich historii?  To zależy. Inspiruje mnie wiele rzeczy. Czasem zobaczę interesujące zdjęcie bądź ciekawy opis w social mediach i to powoduje, że chcę coś wokół tego zbudować, zazwyczaj interesującą historię. A jak było w przypadku Między nami, misiami Zaczęło się od komiksowych rysunków, które publikowałem w sieci. Niesamowicie bawiły one siostrzenicę mojej dziewczyny. Jej pozytywna reakcja zachęciła mnie do tego, by rozbudować ten projekt. Zaproponowałem go telewizji, która zleciła mi przygotowanie programu. Dlaczego trafiło akurat na Cartoon Network?  Spodziewałem się, że jeśli którejś telewizji przypadnie do gustu moja wrażliwość, to właśnie Cartoon Network. Oni starają się wprowadzać do swojej ramówki jak najbardziej zróżnicowane programy. To nie są produkcje bite na sztancy. Interesuje ich różnorodność i autorskość projektów. Miałem nosa, że się do nich zgłosiłem. (śmiech) Miał pan pełną swobodę w pracy nad tym projektem?  Tak, włodarze stacji pozwolili mi zrobić taki serial, jaki chciałem. Zrozumieli moją wrażliwość i poczucie estetyki. Oczywiście praca dla studia zawsze wiąże się z pewnym dostosowaniem się. Zawsze są reguły, którym trzeba się podporządkować. Ale w wypadku Misiów było ich znacznie mniej, niż kiedy pracowałem dla wielkich studiów filmowych. Do jakich widzów chciał pan trafić ze swoim projektem?  Myślałem o widzach w taki sam sposób, jak w wypadku pracy przy każdego typu filmie familijnym, czyli chciałem trafić do odbiorców w każdym wieku. Niestety mimo wielu osiągnięć w tej dziedzinie cały czas animację utożsamia się z filmem dla dzieci. Tymczasem ta forma wyrazu może trafić także do dorosłych. Misie zrozumieją i młodsi, i starsi widzowie. Jestem przekonany, że i jedni, i drudzy mogą się w czasie projekcji dobrze bawić. Jednym ze sposobów na pozyskanie widzów dziś są crossovery. Gdyby bohaterowie Misiów mogli zaistnieć w innym filmowym uniwersum, gdzie by pan ich widział?  W uniwersach z seriali Cartoon Network. Tak jak mówiłem, dla mnie najważniejsza jest autorskość, więc gdyby moi bohaterowie mieli zaistnieć gdzieś indziej, to tylko tam, gdzie też zostaliby potraktowani w sposób autorski, a nie jako kolejna zapchajdziura. Na razie w ogóle nie zastanawiałem się na tą kwestią, ale może kiedy o serialu usłyszy więcej osób, faktycznie można będzie pomyśleć nad przenikaniem się poszczególnych animowanych światów. To ciekawa koncepcja. Dlaczego powinniśmy oglądać Misie w Polsce?  Bo to serial poruszający problemy, z którymi mierzą się widzowie pod każdą szerokością geograficzną. To historia o dopasowaniu się, a właściwie niepasowaniu. Poruszamy w nim tematy przynależności i poszukiwania własnego miejsca w świecie. One dotyczą każdego.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj