Adam Przechrzta ma na swoim koncie szereg opowiadań i 6 powieści, w tym dwie najpopularniejsze opowiadające o radzieckim oddziale GRU i jego dowódcy, majorze Razumowskim.  

MICHAŁ TALAŚKA: Całkiem niedawno pojawił się w księgarniach pierwszy tom Demonów wojny, bezpośredniej kontynuacji Demonów Leningradu. Od razu planowałeś, że historia, w którą wplątał się major Razumowski, będzie mieć ciąg dalszy?

ADAM PRZECHRZTA: Tak, choć zakładałem, że będą to trzy części. Jednak w miarę pisania stawało się oczywiste, że nie zmieszczę tego w zakładanej objętości - niektóre wątki się rozrastały, bohaterowie ewoluowali - stąd zdecydowałem, że druga część wyjdzie w dwóch tomach.

Kiedy możemy spodziewać się drugiego tomu "Demonów wojny"?

- Piszę końcówkę. Na dzień dzisiejszy tekst liczy 533 359 znaków. (śmiech) Książka powinna być gotowa pod koniec stycznia. Oczywiście trochę czasu zajmą poprawki (mam kilku beta testerów), później redakcja, korekta...

Zdradzisz choć maleńki kawałek dalszej historii?

- Razumowski znajdzie się na terenie wroga, w schyłkowym momencie istnienia III Rzeszy.

Jesteś doktorem nauk humanistycznych, historykiem. Co skłoniło Cię do wyboru tego specyficznego gatunku literackiego, jakim jest fantastyka?

- Bo ja wiem czy specyficznego? Klasyka literatury światowej to przecież w dużej mierze fantastyka: mity, "Odyseja", "Iliada", "Boewulf", "Boska komedia", elementy fantastyczne znajdujemy w sagach, chansons de geste, twórczości Szekspira... Szkoda czasu na wymienianie tego wszystkiego. Dlaczego fantastyka? Bo pozwala na stawianie bohaterów w sytuacjach ekstremalnych par excellence, a ja lubię to robić.

Twoje książki opisują ponurą rzeczywistość komunistycznej Rosji. Poruszające tło ostatnich dwóch powieści - głód zwykłych mieszkańców miast, mróz i panoszący kanibalizm - to wszystko fakty historyczne czy też częściowo licentia poetica?

- To prawda. Pisząc Demony Leningradu, korzystałem z pozycji naukowych, materiałów prokuratury i NKWD oraz wspomnień mieszkańców Leningradu. Jednak okres blokady Leningradu to nie tylko czasy bestialstwa i kanibalizmu, ale też cichego heroizmu. Wiele matek oddawało dzieciom swoje przydziały żywnościowe (w sytuacji, kiedy samo dojście do pracy wyczerpywało energię w stopniu grożącym śmiercią) i umierało na ulicy... To było tak powszechne zjawisko, że trzeba było zorganizować specjalne patrole wyszukujące pozbawione opieki, zamknięte w mieszkaniach dzieci.

Z członków komunistycznych służb specjalnych stworzyłeś pozytywnych bohaterów – musiało być to trudne, wszak w Polsce takich ludzi nie darzy się estymą, a wręcz przeciwnie. Jak udało Ci się sprawić, że czytelnicy ich pokochali?

- Nie wiem, czy Razumowskiego i jego ludzi można nazwać "bohaterami pozytywnymi", choć z pewnością bywają sympatyczni - momentami... Wątpię, czy ktokolwiek z czytelników chciałby stanąć na drodze takiemu "pozytywnemu". Starałem się raczej przedstawić ich jako jednostki, które choć działają w ramach nieludzkiego systemu, usiłują zachować resztki człowieczeństwa. Sam Razumowski przechodzi pewną ewolucję, dostrzega coraz wyraźniej ponurą prawdę kryjącą się za propagandowymi frazesami o dobrobycie mas pracujących, szarpie się, bywa, że sypie piasek w tryby komunistycznej machiny, ale przecież nie wyłamuje się z układu. Bo wie, czym to grozi... Myślę, że jest w tym pewien rys autentyzmu i być może właśnie to spodobało się czytelnikom.

Masz już plany na kolejną historię? Oczywiście kiedy Razumowski w ten czy inny sposób odejdzie na zasłużoną emeryturę.

- Mam wiele planów. (śmiech) Trudno mi w tym momencie wyrokować, co zrobię, kiedy zakończę cykl o Razumowskim, ale przypuszczam, że napiszę coś zupełnie innego. W ramach płodozmianu.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj