Zachowawcza, poprawna i nudna. Tak została oceniona 90. gala wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Kiepską jakość potwierdzają wyniki oglądalności, które jeszcze nigdy w historii Oscarów nie były tak niskie. Dlaczego najważniejsza impreza filmowa w roku notuje coraz gorszą oglądalność?
Tak źle pod względem oglądalności nie było jeszcze nigdy. Ostatni najgorszy wynik zanotowano w 2008 roku, ale nawet wówczas udało się przyciągnąć przed ekrany telewizorów 31,8 mln osób. Tegoroczną, jubileuszową galę rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej oglądało zaledwie 26,5 mln widzów. Także inne statystyki nie rozpieszczają, bo gala cieszyła się mniejszym zainteresowaniem także w internecie, gdzie na najpopularniejszych portalach społecznościowych została wymieniona zaledwie 2,5 mln razy. Rok temu licznik zatrzymał się na 3,7 mln wzmianek.
Inne filmowe nagrody radzą sobie całkiem nieźle pod względem oglądalności. Bardziej luźne w swojej formule Złote Globy zanotowały dobry wynik w porównaniu do zeszłorocznego i zgromadziły przed telewizorami 19 mln widzów. Także słupki oglądalności Emmy mogą być z siebie zadowolone, bo udaje się zachować stały poziom widzów. To powinna być bardzo dobra wiadomość dla organizatorów, zwłaszcza że amerykańska telewizja notuje coraz gorsze wyniki podczas najważniejszych imprez w roku. Nawet Super Bowl spotkało się ze spadkiem oglądalności. Nie dzieje się tak oczywiście bez przyczyny. Cichym zabójcą słupków jest internet, bo coraz więcej osób decyduje się oglądać tego typu imprezy online.
Założę się, że znaczna część osób zrezygnowała ze śledzenia gali oscarowej w telewizji, a zamiast tego śledziła internetowe relacje, gdzie bez zbędnych przerywników pisany jest zwycięzca w poszczególnej kategorii. Nie trzeba zatem oglądać wystąpień
Jimmy Kimmel i
Armie Hammer strzelającego hot-dogami w publiczność znajdującą się w pobliskiej sali kinowej.
Bo wspomniane wystąpienia nie zmieniają dość istotnego faktu, że sama gala jest po prostu nudna i schematyczna. Tegoroczne popisy prowadzącego, Jimmy'ego Kimmla, oceniać można różnie. Do mnie kilka żartów trafiło i spowodowało powędrowanie kącika ust w nieco inne miejsce niż zwykle. Problem jednak w tym, że sam prowadzący nie do końca wie, w jakim tonie powinien prowadzić całą imprezę. Oscary są w porównaniu do Emmy i luźnych Złotych Globów bardziej prestiżowym wydarzeniem. Próbowano w tym roku łamać tę konwencję, wychodząc do zwyczajnych ludzi i rzucając w nich jedzeniem, ale to budziło tylko niesmak. Bynajmniej nie z powodu kiepsko przyrządzonych hot-dogów czy słodyczy, którymi częstowała
Margot Robbie i
Gal Gadot.
Na pewno w utrzymaniu uwagi odbiorców nie pomaga długi okres trwania gali. W momencie, kiedy na samej scenie niewiele się dzieje, całe widowisko staje się męczące. Kolejne gwiazdy wchodzące na scenę przede wszystkim dziękują rodzinie oraz współpracownikom, a bardzo rzadko sobie, jak to zrobiła
Allison Janney. Jasne, że gwiazdy w tak ważnej dla siebie chwili nie są skore do poruszania innych kwestii i śmieszkowania na scenie. Od tego są właśnie inne gale, jak Złote Globy, gdzie można pozwolić sobie na więcej. Tym bardziej powinno zadbać się o utrzymanie uwagi odbiorców. Jak?
Rosnąca popularność Złotych Globów spowodowana jest rzecz jasna różnicami pomiędzy tą galą a bardziej poważnymi Oscarami. Na tej pierwszej imprezie dużo więcej uwagi poświęca się chociażby komediom, które rzadko doceniane są podczas ceremonii oscarowej. Znamienne są tutaj słowa wypowiedziane przez Setha MacFarlane'a, który stwierdził, że nominacje trafiają najczęściej do filmów dramatycznych, a rzadko doceniane jest dobre kino gatunkowe. Mniejsza liczba popularnych tytułów na liście nominacji Akademii Filmowej wpływa na pewno na postrzeganie samej imprezy. Nie chodzi o to, aby zamieniać jakość na popularność, ale spora liczba niszowych produkcji skutkuje mniejszym zainteresowaniem widowni. A przecież w każdym roku dostajemy kino gatunkowe na bardzo wysokim poziomie. Choćby
Logan, który sam w sobie wyglądał jak dramat osadzony w stylistyce komiksowej. Takie rzeczy też muszą być doceniane, by widzowie mieli tytuły, którym chcą kibicować. Niszowe nigdy nie osiągną tego. Weźmy za przykład 76. rozdanie Oscarów, gdzie 11 statuetek zdobył film
The Lord of the Rings: The Return of the King. Gala przyciągnęła przed ekrany prawie 50 mln Amerykanów i zanotowała wzrost oglądalności o 26% w stosunku do roku poprzedniego.
Oscary są bardziej prestiżowe od innych nagród, ale nie powinny iść w kierunku droższej gali niezależnego kina amerykańskiego. Idealnym wyjściem byłoby zatem doceniać produkcje mające wpływ na szeroko pojmowaną amerykańską widownię i przemysł filmowy, ale także tef będące przeciwieństwem wyżej wymienionych. Ciekawym rozwiązaniem byłoby chociażby docenianie aktorów grających przy pomocy performance capture. Od lat domagają się tego nie tylko krytycy, ale także widzowie. A tutaj chodzi własnie o widzów, którzy będą oglądali Oscary jeśli w stawce znajdą się filmy i aktorzy, którym realnie będą kibicować. Liczne nominacje dla filmów dramatycznych nie są w stanie tak bardzo zaangażować widzów.
Myślę, że ta gala będzie zapoczątkowaniem nowego trendu, gdzie coraz częściej doceniane będą produkcje docierające do większej liczby widzów. Wygrana
The Shape of Water i liczne nominacje w najważniejszych kategoriach dla kina wysokobudżetowego powinny być dobrym rozwiązaniem dla gali rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej. Tym bardziej, że Oscary pełne są też niestety kategorii, których zwykły widz nie rozumie. Nie wiadomo, dlaczego są te wszystkie kategorie techniczne zwłaszcza, że kilka tygodni przed galą odbywają się inne imprezy, które właśnie nagradzają za te bardziej techniczne elementy. Może wreszcie warto też doceniać młodszych twórców? Nie tylko aktorów jak
Timothée Chalamet i
Saoirse Ronan, ale także reżyserów. Tradycją stała się nominacja dla Meryl Streep i raczej tego się nie da odmienić, ale same nominacje za zasługi jak np. dla Johna Williamsa w kategoriach muzycznych, mijają się z celem.
Oglądalność będzie rosła pod warunkiem, że gala przestanie być tak przeraźliwie nudna. Można nad tym stopniowo pracować i powoli sprawdzać nowe rzeczy. Skrócenie czasu imprezy i podarowanie sobie wychodzenia z hot-dogami do innych ludzi na pewno wpłynie na dynamikę wydarzenia. Trzeba także całkowicie zrezygnować z polityki. W tym roku było nieźle, bo padł chyba tylko jeden żart dotyczący Donalda Trumpa. Oscary powinny być imprezą, gdzie dominuje przede wszystkim film. Nie prezydenturę Trumpa powinno się komentować, a najważniejsze wydarzenia dotyczące branży, czego w tym roku zdecydowanie zabrakło.
Akademia powinna popracować także nad tym, aby wybór zwycięzcy nie był dyktowany kwestią polityczną. Wyemitowany podczas tegorocznej gali spot o różnorodności w kinie zawierał oczywiście produkcje, które są ważne pod różnymi względami, ale niekoniecznie są dobrymi filmami. Jeśli widzowie będą czuć, że decyzje Akademików nie są podyktowane jakością, a polityką, to będą z mniejszym respektem podchodzić do laureatów. Na postrzeganie gali na pewno też nie wpływają zbyt pozytywnie takie doniesienia, jak w przypadku filmu
Uciekaj!, który nie był oglądany przez wszystkich głosujących, bo według nich nie jest to film oscarowy. Stagnacja i zamykanie się tylko na idealne filmy dramatyczne przypominające swą konwencją hity z lat 80., nie będzie lekarstwem na malejącą oglądalność gali.
Było grzecznie, nudno i schematycznie, ale można to zmienić. Można i powinno się zrobić coś w kierunku poprawy wyników oglądalności, ale też jakości samej gali i nagradzanych produkcji filmowych, aktorów i reżyserów. Trzeba to zrobić, aby podtrzymać prestiż i siłę, które drzemią w nagrodach Akademii Filmowej. A wciąż mocna jest w nich siła, tylko trzeba ją jeszcze odpowiednio zaprezentować podczas samej imprezy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h