Abrams pisze list miłosny
Jest jeszcze inna możliwość powodująca fabularną zbieżność Przebudzenia Mocy i Nowej nadziei. J.J. Abrams to całkiem poczciwy chłop: zakochany w kinie, 49-letni reżyser, który po sukcesie Lost postanowił pisać listy miłosne do czasów swojej kinematograficznej inicjacji i dorastania. Najlepiej widać to na przykładzie jego Super 8, w którym grupa nastolatków kręci amatorskie filmy na taśmie 8 mm. Nawet oba wyreżyserowane przez Abramsa Star Treki są jakimś podskórnym powrotem do korzeni i miejsc, do których do tej pory nie dotarł żaden człowiek. Przypomnijcie sobie Leonarda Nimoya w roli Spocka, który w nowych filmach wcale nie musiał się pojawić, jednak ostatecznie zdecydowano się zaangażować go do obsady. To ukłon w stronę fanów, ale jednocześnie prezent, który Abrams sprawił sam sobie. W licznych wywiadach opowiadał, jak to jako młody chłopiec dobijał się do kina, by obejrzeć przygody bohaterów wędrujących przez otchłań Kosmosu. Co więcej, jego Star Treki w warstwie wizualnej w jakiś subtelny sposób przypominają stare zagrywki techniczne Lucasa. Nie ma zapewne przypadku w tym, że Disney właśnie po tym dyptyku zaangażował go jako reżysera kolejnej odsłony Gwiezdnych wojen. Abrams nigdy nie krył się ze swoją miłością do klasycznej trylogii i nie robi tego nadal, czego najlepszym dowodem jest fakt, że w pracach nad scenariuszem Przebudzenia Mocy pomagał mu Lawrence Kasdan, odpowiedzialny wcześniej za fabuły Star Wars: Episode V - The Empire Strikes Back i Star Wars: Episode VI - Return of the Jedi. Gdy Nowa nadzieja wchodziła do kin, Abrams miał tylko 10 lat – być może film Lucasa stał się właśnie tym, który młodego chłopaka na stałe do kina przyciągnął. Twórca Zagubionych po wielu latach dostał niepowtarzalną okazję, by wysłać filmową pocztówkę do czasów swojego dzieciństwa czy też złożyć piękny hołd dla pierwszych znanych mu przygód ze świata w odległej galaktyce. Romantyczny wariant tej fabularnej bliskości Przebudzenia Mocy i Nowej nadziei może stać się inspiracją dla reżyserów, którzy gwiezdnowojenne uniwersum będą rozwijać w przyszłości.Starzejący się aktorzy
Zmieńmy nieco punkt widzenia. Niektórzy narzekają na podobieństwo fabularne Przebudzenia Mocy i klasycznej trylogii, ale gdyby go nie było, to zapewne także powodowałoby mnóstwo lamentów i żali. Dzięki boskiej (a może Lucasa) interwencji złożyło się tak, że czas w odległej galaktyce płynie podobnie jak ten na Ziemi. Mając to na uwadze, może się okazać, że film Abramsa był jedną z ostatnich okazji do umieszczenia na gwiezdnowojennym okręcie starzejących się aktorów. Nikt z nas (nawet jajogłowi w Disneyu) nie wie, czy Ford lub Hamill za kilka lat będą domagać w równym stopniu jak w roku 2015. Pierwszy niby pięknie się starzeje, ale jeśli nie jesteś Christopherem Lee, to raczej po przekroczeniu siedemdziesiątki już nie będziesz tak ochoczo biegał po rozmaitych placach boju; drugi ma nieco problemów z wagą, więc trzeba mu było kazać zapuścić brodę i założyć kaptur, by jakoś ukryć te wahnięcia tuszy. Jest jeszcze ta trzecia – Carrie Fisher, która zarzekała się, że do świata Gwiezdnych wojen już nigdy nie wejdzie. Doprawdy nie ma co się dziwić, skoro rolę Lei przypłaciła chorobą psychiczną i aktorskim zaszufladkowaniem. Mimo to nasi zacni bohaterowie stawili się razem w obliczu budzącej się Mocy, by odegrać jeszcze raz te same schematy, w których przeszło 30 lat temu brylowali. Może dobrze się stało, że Han Solo nie musiał przecierać nowych szlaków w kosmicznej wędrówce, jak to drzewiej bywało, bo chyba nikt z widzów nie chciałby, by padł na zawał w czasie którejś ze swoich szarży.Takie już jest współczesne kino
Na małych i wielkich ekranach zapanowała moda na odświeżanie dawnych filmów i seriali, a rok 2015 z perspektywy czasu stanie się zapewne w tym segmencie punktem przełomowym. Dobrze jest wrócić do sprawdzonej historii i sprzedać ją na nowo; o dziwo większość działań tego typu kończy się sukcesem, często przebijającym ten, który osiągnął pierwowzór. Patrząc przez taki pryzmat na Przebudzenie Mocy czerpiące garściami z Nowej nadziei, możemy je ulokować gdzieś pomiędzy tegorocznymi Mad Max: Fury Road i Jurassic World. W pierwszym przypadku dostaliśmy kompletną jazdę bez trzymanki, jakiś absurdalny w swoim szaleństwie pościg w oparach benzyny i tonach brudu, w którym ryzykowano gdzie tylko się da (i to z kapitalnym efektem końcowym). W Jurassic World mamy z kolei również kalkę z poprzednich filmów o dinozaurach, przy czym tam nie zdecydowano się na puszczanie oczka w kierunku widza czy innowacyjność w scenariuszu – nowa odsłona w większości stała się wierną kopią poprzedniczek. W Przebudzeniu Mocy tego fabularnego ryzyka również albo brak, albo pojawia się ono w stopniu niewystarczającym do pełnego zadowolenia fanów. Na szczęście z odsieczą przychodzi to, co nowe i co doskonale komponuje się ze sprawdzonymi schematami. Film Abramsa wpisuje się więc siłą rzeczy w pewien znak czasu w Fabryce Snów, w którym pieniążki chce się zdobyć po raz drugi za pomocą tego samego pomysłu.Epilog – nowa nadzieja?
Disney ogłosił już wszem i wobec zarys planu odnośnie rozbijania gwiezdnowojennej skarbonki. Powstaje jednak wniosek, że jeśli filmy i seriale rozgrywające się w tym uniwersum będą wypuszczane z prędkością karabinu maszynowego, to czar świata z odległej galaktyki pryśnie, a działania nowego posiadacza praw do pomysłu Lucasa staną się po prostu zarzynaniem kury znoszącej złote jaja. Cierpliwość widzów i granica w odwadze zabiegów scenarzystów są płynne. Istnieje prawdopodobieństwo, że fabularna bliskość Przebudzenia Mocy i Nowej nadziei powtórzona po raz kolejny w którymś z nachodzących elementów trylogii stanie się dla Disneya finansowym mieczem obosiecznym. Ktoś na epizody VIII i IX pomysł na pewno ma, ale jeśli zechce czerpać mniej lub bardziej świadomie z Imperium kontratakuje czy Powrotu Jedi, to będzie to już wyłącznie łabędzi śpiew gwiezdnowojennego świata i odcinanie kuponów od dawnej sławy oraz potęgi. Na razie większa część odbiorców kupuje to, co zostało im zaserwowane w Przebudzeniu Mocy, tylko tutaj mieliśmy wiele lat czekania i próbę zmycia przewinień, których Lucas dopuścił się w nowej trylogii. Miejmy jednak (nową) nadzieję, że film Abramsa stanie się początkiem kolejnej pięknej przygody w odległej galaktyce. Akurat w tym przypadku ta nadzieja wcale nie musi być matką głupich.
Strony:
- 1
- 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj