Rozumiem tę ich cała konsternację. Przecież regularnie docierały do nas informacje, jak to szeroko pojmowany Zachód zachwycił się nowym filmem Pawlikowskiego. Wniosek, że Zimna wojna zagarnie wszystkie nagrody tego świata, nasuwał się sam. Zresztą oczekiwania, że dzieło Pawlikowskiego dostanie nominację do Globów, były jak najbardziej zrozumiałe. Obraz zadebiutował na festiwalu w Cannes i odniósł niebagatelny sukces. Nie dość, że reżyser otrzymał Złotą Palmę, to o Joannie Kulig mówiło się w kategoriach aktorskiego objawienia festiwalu. Kariera aktorki nabrała rozpędu, niebawem zobaczymy ją w serialu Amazon Studios, a jej fotografia zdobiła okładkę francuskiego wydania Elle. Partnerujący aktorce Tomasz Kot również nie pozostał niezauważony. Niewiele brakowało, a zagrałby w najnowszym Jamesie Bondzie. W wywiadzie dla naszego portalu Kot opowiedział, że Danny Boyle, który miał reżyserować nowego Bonda, zainteresował się aktorem z Zimnej wojny i chciał zaangażować go do swojego wysokobudżetowego projektu. Jak wiemy, nic z tego nie wyszło, ale niewykluczone, że Tomasza Kota zobaczymy w kolejnym projekcie reżysera Slumdog Millionaire albo innego twórcy, który zapamiętał go z roli w Zimnej wojnie. Prawa do dystrybucji filmu wykupił Amazon, a zatem artystyczny, czarno-biały obraz otworzył się na widownię, która raczej nie pofatygowałaby się do kina. Można powiedzieć, że osiągnął to, co niezwykle rzadko przypada tego rodzaju filmom i raptownie poszerzył krąg odbiorców. Nie szalałbym z hasłami, że przeszedł do popkultury, ale na pewno wieść o Zimnej wojnie dotarła do wszystkich, którzy interesują się tą dziedziną kultury. Wiemy, że Joanna Kulig pomimo zaawansowanej ciąży spędza dużo czasu w Los Angeles, gdzie bierze udział w niemniej zaawansowanej kampanii promocyjnej Zimnej wojny. Również Paweł Pawlikowski angażuje się w reklamę swojej produkcji. Film został polskim delegatem do tegorocznych Oscarów, ma szanse na nominacje i to w paru różnych kategoriach. Ale my nie o Oscarach, tylko o Globach. Dlaczego najnowsze dzieło Pawlikowskiego zostało pominięte przez Złote Globy i nie dostało nawet głupiej nominacji, skoro to taki wybitny film? Oficjalnej odpowiedzi nigdy nie poznamy, ale istnieje kilka przyczyn, które mogą tłumaczyć ten stan rzeczy. Wymienię dwie, które wydają się najbardziej prawdopodobne.
fot. Łukasz Bąk
Po pierwsze, i ten argument zabrzmi jak spiskowa teoria dziejów, Pawlikowski mógł zajść organizatorom Złotych Globów za skórę. Poprzedni film Pawlikowskiego, czyli zdobywczyni Oscara, Ida, w przeciwieństwie do Zimnej wojny była nominowana także do Złotych Globów. Nie zdobyła wówczas statuetki. Ta przypadła Andriejowi Zwiagincewowi za dzieło Leviafan. Polski reżyser udzielił wywiadu telewizji TVN24, w którym podzielił się swoimi wrażeniami z ceremonii.
Strasznie dużo przerw, jakiś taki totalny show-biznes. Wszyscy się rozpłakiwali jak na zawołanie. Inny świat, co tu dużo mówić. Czuje się, że europejskie kino to jest kompletnie bajka obok, ich to kompletnie nie interesowało. Jak Zwiagincew wygłaszał swoje przemówienie, to w ogóle nikt go nie słuchał. Wszyscy zajmowali się swoimi sprawami. To jest robione dla telewizji. Tu tylko reagują na gwiazdy i na tym to polega, ale w porządku, bardzo ciekawe przeżycie antropologiczne… - Paweł Pawlikowski dla TVN24.
Można się wyzłośliwiać, że ton wypowiedzi reżysera Idy byłby zgoła odmienny, gdyby jego film zwyciężył Globy. Ja tam myślę, że Pawlikowski nie kipiałby od entuzjazmu, gdyby wyszedł ze swoją płomienną mową, a ci wszyscy ludzie kina zgromadzeni w przytulnym hotelu Beverly Hilton jakby nigdy nic jedliby sobie kanapeczki, popijali winko i dokazywali. Tak przecież wyglądają Złote Globy — to tylko spęd znanych ludzi, którzy spędzają miło czas. Po obecności na festiwalu w Cannes, gdzie sztuka jest na pierwszym miejscu, uczestniczenie w tej niezobowiązującej biesiadzie mogło wywołać w Pawlikowskim dysonans poznawczy. Złote Globy przyznaje Hollywoodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej, czyli organizacja składająca się z 87 korespondentów prasowych, którzy pracują w Hollywood. Wśród nich jest na przykład reprezentantka Polski Yola Czaderska-Hayek, która od lat przeprowadza wywiady z największymi gwiazdami amerykańskiego kina. Zgodnie z nazwą statuetki Złoty Glob ma charakter globalny. Ważniejsze jest to, żeby stowarzyszenie, które wyłania zwycięzców, pochodziło z jak największej liczby krajów, niż żeby jego członkowie znali się na kinie. To nie Akademia Filmowa, z której możemy się śmiać, ale która składa się przecież z ludzi pracujących w tej branży i znających ją od wewnątrz. Prestiż Złotych Globów wynika z wieloletniej tradycji ich przyznawania, ale nie z samej istoty tej nagrody. Wątpię, żeby poczciwi korespondenci z Hollywood przejęli się słowami Pawlikowskiego, albo w ogóle ta opinia filmowca do nich dotarła. Możliwe natomiast, że słowa reżysera wypowiedziane na antenie TVN24 były echem czegoś, co wyraził w trakcie tamtej ceremonii. Skoro nie podobała mu się nasza zabawa, nie zaprosimy go na następną - hipotetycznie mogli powiedzieć organizatorzy. Wątpię jednak, żeby byli aż tak pamiętliwi. Prędzej sam Pawlikowski nie był szczególnie zainteresowany Globami, aniżeli Globy Pawlikowskim. Wspominałem, że mam jeszcze jeden argument, skąd taka decyzja organizatorów Globów, a nie inna. Otóż weźmy pod uwagę możliwość, że Zimna wojna nie dostała nominacji, ponieważ zasługiwały na nią inne filmy. Absolutnie nie ujmuje to Zimnej wojnie i nie musi zaraz oznaczać, że jest gorsza od filmów nominowanych do Globów za Najlepszy Film Nieanglojęzyczny. Krótka lista filmów, które zmierzą się w tej kategorii była ułożona tak, żeby filmy jak najbardziej odróżniały się od siebie zarówno tematycznie, jak też estetycznie. Na liście znajdziemy zatem francuskie Girl o zdolnej, aspirującej baletnicy, która urodziła się w ciele chłopca. Mamy niemiecki film biograficzny Werk Ohne Autor o życiu Gerharda Richtera. Kolejnym nominowanym jest mistrz Hirokazu Koreeda, którego Złodziejaszki zwyciężyły już Złotą Palmę i według mnie zgarną także Glob i Oscara.
fot. Łukasz Bąk
Ostatnim nominowanym w tej kategorii jest znany z Grawitacji czy Harry’ego Pottera i Więźnia Azkabanu Alfono Cuarón. W Roma, która na dniach pojawi się na Netflixie, reżyser robi sobie przerwę od kasowych produkcji i powraca do kina autorskiego i niezależnego, do tego w ojczystym języku hiszpańskim. Nie dość, że Cuarón i Pawlikowski są bliskimi przyjaciółmi, to jeszcze ich najnowsze filmy mają pewne punkty wspólne. Poczynając od oczywistości, że oba są czarno-białe, na pietyzmie formy, osobistym zaangażowaniu twórców i zanurzeniu w folklorze swoich ojczyzn skończywszy. Pod tym względem te dwa filmy są do siebie podobne. Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej musiało wybrać tylko jeden z nich i postawiło na Romę. Myślę, że ostateczna odpowiedź na nasze pytanie leży gdzieś pośrodku. Wybór między Zimną wojną Pawlikowskiego a Romą Cuaróna wcale nie był oczywisty. Ostatecznie mógł na niego wpłynąć mały spór organizatorów Złotych Globów z Pawłem Pawlikowskim, ale raczej sam reżyser, pamiętając swoje doświadczenia z nagrodą, nieszczególnie się o nią ubiegał. Zdecydowanie cieplej Pawlikowski wspomina Oscary i możemy przypuszczać, że o ile Zimna wojna Globu już nie dostanie, o Oscara jeszcze zawalczy. I kto wie, może nie tylko w kategorii dla filmów zza oceanu!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj