Serial Chuck nie jest z gatunku tych poważnych, niosących za sobą jakiś głęboki przekaz. Zaznaczone wcześniej wprowadzenie świata szpiegowskiego do przygód głównego bohatera powoduje jednak, że w pośredni i dość dyskretny sposób uczestniczymy w realiach polityki na najwyższych szczeblach, a wszystko to w kontraście do osoby głównego bohatera – Chucka Bartowskiego. Nieprawdopodobne jest to, w jaki sposób Chuck stał się centrum rozgrywki wszystkich wywiadów świata. Jest to przecież zwykły chłopak, którego życie definiuje monotonia - codzienne chodzenie do mało ciekawej pracy, spędzanie wolnego czasu przy grach wideo, ot, rozrywki typowego nerda. Zresztą jego zajęcie również nasuwa skojarzenie z jego charakterystyką – jest nadzorcą zespołu osobliwych serwisantów NerdHerd. Ta monotonna egzystencja zmienia się pod wpływem zaledwie jednej wiadomości. Wiadomości, która sprawnie łączy obie strony życia głównego bohatera... No id I to w ciągu zaledwie jednego odcinka. Pilot jest tak napakowany tempem i akcją, że nie sposób się nudzić. Kolejne odsłony nie ustępują mu pod tym względem, jednocześnie zachowując linię fabularną. Z jednej strony znajdujemy się w sklepie Buy More i uczestniczymy w życiu tamtejszej społeczności – tak, społeczności, bo sklep ten jest pełen specyficznych osobowości, dzięki czemu cały ten market tworzy osobny organizm. Z drugiej niemalże w mgnieniu oka podążamy za głównym bohaterem, który w ciszy ratuje swój kraj. Patriotyzm, prawda? Można spodziewać się, że skoro w tytule serialu zawarte jest tylko imię Chucka Bartowskiego, to nikt inny spośród pozostałych bohaterów nie ma jakiejś ogromnej roli w fabule. Pozornie, bo obok Chucka (w tej roli Zachary Levi) jest też John Casey – agent NSA, oraz Sarah Walker – agentka CIA (odpowiednio: Adam Baldwin i Yvonne Strahovski – polski akcent produkcji). Niezwykłe jest to, jaka chemia wytworzyła się pomiędzy tymi aktorami, co od razu rzuca się w oczy podczas śledzenia losów Chucka. Mógłbym rzucać tutaj spoilerami, aby udowodnić swoją tezę, ale po pierwsze: nie jest celem tego tekstu zdradzanie szczegółów fabuły serialu, a po drugie (i chyba ważniejsze): to po prostu trzeba zobaczyć. Jednak – tytułem dopowiedzenia – mogę zaznaczyć, że są odcinki koncentrujące się na tych bohaterach, dzięki czemu wraz z Chuckiem poznajemy historię agentów. Skoro mamy tutaj obecność agencji wywiadowczych, szpiegów i zaawansowanej technologii, to logiczną konsekwencją są liczne sceny akcji - naprawdę nieźle zrealizowane jak na produkcję serialową tego typu. Sceny walki zostały pokazane w odpowiedni, dynamiczny sposób, strzelaniny również zaprezentowano wiarygodnie. Jednak, co ważniejsze, nie zostały one wciśnięte na siłę w całą historię - są one naturalną wypadkową zdarzeń, których byliśmy świadkami, o ile nie dosłownie przed chwilą, to kilkadziesiąt minut wcześniej.
Źródło: NBC
Niemalże zapomniałem o aspektach humorystycznych całej produkcji, a to bardzo istotny element większości dialogów bohaterów Chuck. Mamy tutaj nawiązania do Call of Duty, Guitar Hero, słynne „drzwi Morgana”, które de facto są oknem pokoju Chucka, wzmianki dotyczące Enter the Dragon i wiele innych, świetnie zgranych z wydarzeniami na ekranie. Może to zbyt daleko idące porównanie, ale pod względem liczby nawiązań do szeroko pojętej popkultury Chuck można zestawić z The Big Bang Theory, oczywiście zachowując wszelkie proporcje. I to jest bardzo duża zasługa scenarzystów – stworzyli serial, który potrafi rozbawić, dobrze prezentuje sceny akcji, ba, nawet złoczyńcy zostali przedstawieni w fajny sposób, ich motywacje są naprawdę logiczne i nie oznacza to zdegradowania ich roli do pozycji złego gościa, który musi być obecny, aby główny bohater musiał z nim walczyć. Dlatego twierdzę, że jest to produkcja wszechstronna, a dzięki temu naprawdę trudno ją zaklasyfikować do jednego, konkretnego gatunku. Wszystko to, co właśnie przeczytaliście, jest rzecz jasna moją skrajnie nieobiektywną opinią. Kiedy bowiem kilka lat temu przypadkowo odkryłem ten serial na jednej z polskich stacji telewizyjnych, to cieszyłem się, że miałem wtedy wakacje. Wszystkie pięć sezonów pochłonąłem w tydzień i z perspektywy czasu stwierdzam, że to był dobrze „zmarnowany” czas. Jeśli więc ktokolwiek z Was zastanawiał się, czy jest sens zobaczyć ten serial, to z czystym sumieniem tę produkcję polecam. Mogę zagwarantować, że w większości przypadków nie skończy się na jednym, tytułowym wieczorze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj