Od lat jestem wielkim fanem serialu Doctor Who. Ba, udało mi się wkręcić w zamiłowanie do Doktora również swego syna. Mamy więc wspólną pasję – oglądamy, czytamy książki i komiksy, wciągamy słuchowiska, nawet kilka figurek, a junior w tym roku chodzi do szkoły z plecakiem w kształcie TARDIS. Kiedy więc okazało się, że w Londynie jest festiwal, stwierdziliśmy, że trzeba jechać. Zobaczyć, jak takie imprezy wyglądają, no i spotkać Doktora. I udało się. Polski oddział BBC załatwił nam dziennikarskie wejściówki, umówił na kilka wywiadów i polecieliśmy.
źródło :BBC
Całość odbyła się w poprzedni weekend w londyńskich halach targowych EXCEL i była świetną trzydniową imprezą jednodniową. Serio. Jeszcze czegoś takiego nie widziałem. Oto impreza, która trwa przez piątek, sobotę i niedzielę, a każdego dnia dokładnie powtarza swój program. Spotkania, seansy, panele – są każdego dnia dokładnie o tej samej godzinie. Czyli wystarczy, że spędzisz tam cały jeden dzień i możesz zaliczyć wszystko. Sprytne, prawda? W efekcie przez te trzy dni goszczono tam ponad 15 tysięcy fanów Doktora. Ponieważ pierwsze wywiady mieliśmy zaplanowane w piątek przed południem, trzeba było lecieć o świcie, a nawet przed – samolot odlatywał z podwarszawskiego lotniska kilkanaście minut przed oficjalną godziną wschodu słońca. Czyli wstać trzeba było jeszcze sporo wcześniej. Ale czego się nie robi dla Doktora. Wstaliśmy, odlecieliśmy. Niestety na lotnisku pod Londynem okazało się, że trafiliśmy na poranne godziny szczytu i półtorej godziny zmarnowaliśmy w kolejce do pokazania paszportów. Mimo że czekał na nas samochód z BBC (jeszcze raz dzięki za pomoc), gdy w końcu dotarliśmy do EXCEL, było już po naszym piątkowym okienku na wywiady. Na szczęście sprytnie zabukowaliśmy sobie też rozmowy na sobotę, więc to nie tak, że coś straciliśmy – po prostu zamiast dwa razy po 20 minut rozmawialiśmy w końcu tylko raz. Ale zostańmy przy piątku. Jak taka impreza wygląda? Oto dwie wielkie hale EXCEL (z kilkunastu, które tam się znajdują) były poświęcone Doktorowi. W jednej odbywały się wielkie panele, w drugiej cała reszta. Od razu wbiliśmy się na panel – spotkanie ze scenarzystami. Był oczywiście Steven Moffat, aktualny prowadzący cały serial, a do tego Mark Gattis i Catherine Tregenna. Opowiedzieli mnóstwo anegdot, pożartowali, trochę zdradzili różnych szczegółów zza kulis. Potem odpowiedzieli na sporo pytań od publiczności (było grubo ponad tysiąc osób). Oczywiście na pytanie do Gattisa i Moffata, którzy są równocześnie twórcami serialu Sherlock, czy kiedyś doczekamy się crossoveru, padła natychmiastowa i równoczesna odpowiedź „Nie” od obu panów.
źródło :BBC
Zaraz po spotkaniu ze scenarzystami w tym samym miejscu miało być spotkanie z obsadą. Ponieważ mieliśmy zaplanowane rozmowy z nimi na następny dzień, stwierdziliśmy, że idziemy zwiedzać resztę. Gdy podnieśliśmy się z krzesełek i ruszyliśmy do wyjścia z hali, od razu podbiegł do nas jeden z ochroniarzy z pytaniem, co się stało i czy można nam jakoś pomóc. Nie mieściło mu się w głowie, że ktoś ot tak chce wyjść chwilę przed tym, jak na scenie pojawi się Doktor we własnej osobie, czyli Peter Capaldi. Powiedzieliśmy mu, że jesteśmy dziennikarzami, i od razu dał nam spokój. A my przeszliśmy do drugiej sali... i tam dopiero się działo. W jednym rogu scena i spece od efektów specjalnych, którzy kilka razy dziennie dawali pokaz swoich możliwości; wioska produkcyjna pełna kostiumów, scenografii i rekwizytów; szkoła aktorstwa prowadzona przez ludzi z ekipy, gdzie można było nauczyć się wcielać w poszczególne kosmiczne rasy; nieustający konkurs wiedzy o serialu z nagrodami i oczywiście kilkanaście stoisk z wszelkiego rodzaju produktami okołodoktorskimi – komiksy, słuchowiska, gadżety, stroje (nie muszę wspominać, że wśród tłumu co i rusz trafiało się na cosplayerów przebranych za różnych Doktorów i rozmaitych kosmitów; widziałem nawet dziewczynę przebraną za TARDIS ze świecącą lampką na głowie). Były też stoiska, gdzie można było pograć sobie w doktorskie gry (od fabularnych po robiącą furorę najnowszą LEGO Dimensions z doktorskim dodatkiem), i oficjalny sklepik BBC z wielkim wyborem DVD oraz rozmaitych akcesoriów. No po prostu godziny zwiedzania. Więc zwiedzaliśmy. Kupiliśmy kilka starych DVD brakujących nam do kolekcji, zrobiliśmy sobie fotkę z TARDIS z klocków LEGO, patrzyliśmy, jak produkują sztuczny śnieg i robią sobie fotki w różnych dekoracjach.
źródło: facebook.com/kamil.smialkowski
A właśnie, fotki – to koło zamachowe tej imprezy, bo organizatorzy głównie zarabiają tu na zdjęciach. Któż nie chciałby mieć fotki z Doktorem? Pytanie retoryczne. Rzecz w tym, czy wydałbyś na taką fotkę dużą porcję funtów. Okazuje się, że setki ludzi owszem. Na wiele tygodni przed imprezą można było sobie więc zarezerwować i zapłacić za możliwość fotki z członkami obsady czy w oryginalnych wnętrzach, które przeniesiono w całości ze studia, w którym kręcono serial. W trakcie imprezy za każdym razem, gdy szliśmy na trzecie piętro do pressroomu, mijaliśmy ciągnącą się przez długi korytarz kolejkę chętnych – każdy ściskał w ręce wydrukowany w domu bilet na zdjęcie i pewnie układał sobie w głowie, jak przywita się z Doktorem, Missy czy Clarą, kiedy stanie obok nich. My stanęliśmy (czy raczej usiedliśmy) dzień później. W sobotę raniutko śniadanie w hotelu i powrót do EXCEL; tym razem nic nam nie mogło stanąć na drodze do rozmów z gwiazdami serialu. Wszystkie tu zobaczycie, acz może niekoniecznie od razu – może poczekamy, aż zobaczymy po polsku najnowszy sezon (ponoć w przyszłym roku na pewno). Najpierw zasiedliśmy do stolika z Michelle Gomez (serialową Missy, nowym żeńskim wcieleniem największego wroga Doktora, Mastera). Junior dzielnie mi sekundował i w każdej rozmowie sam zadał przynajmniej jedno pytanie. Chwilę później przeszliśmy do innej sali, gdzie mieliśmy porozmawiać z samym Peterem Capaldim. Siadłem przy stoliku tyłem do drzwi i po chwili usłyszałem rumor – okazało się, że Peter wszedł (a za nim mały tłumek organizatorów i fanów). Ale co najważniejsze – wszedł objęty z Jenną Coleman, czyli jego (wciąż jeszcze) obecną towarzyszką, Clarą. Z nią nie mieliśmy rozmawiać – miała być na imprezie dopiero później i nie można było umówić się z nią na wywiady. Peter wciągał ją do sali i powiedział: "Zostań ze mną". Ona pytała: "A co teraz robisz?". Ten pokazał na nas, co natychmiast wykorzystałem, by poprosić o wspólną fotkę dla juniora – człowiek jest już niestety na tym etapie życia, że zamiast sam sobie robić fotki z ulubionymi gwiazdami, robi je własnemu dziecku. No i mamy zdjęcie. Jenna stwierdziła po nim, że teraz szybko idzie zwiedzać, bo potem nie będzie już miała czasu, a my zostaliśmy sam na sam z Capaldim.
źródło: facebook.com/kamil.smialkowski
Naszym trzecim wywiadowanym był Mark Gattis – scenarzysta Doktora Who (właśnie tego dnia w sobotę na antenie BBC leciał odcinek przez niego napisany). Kojarzycie go z pewnością jako Mycrofta, brata Sherlocka Holmesa w serialu Sherlock (który, jak już pisałem wyżej, współtworzy), czy Tycho Nestorisa z Game of Thrones. Dla mnie to jednak przede wszystkim twórca jednego z moich ulubionych brytyjskich sitcomów - The League of Gentlemen. Ten wywiad pewnie już lada dzień w serwisie. A potem znowu poszliśmy na różne doktorskie atrakcje i trzeba przyznać, że w sobotę tłum był znacznie większy niż dzień wcześniej – wolny weekend przyciągnął tysiące fanów, których nie odstraszyła klasyczna londyńska zła pogoda (lało i wiało naprawdę mocno). Myśmy większość zaliczyli już w piątek, ale samo obserwowanie cosplayerów było sporą atrakcją.
źródło :BBC
+3 więcej
Wiadomo, że nigdy takiej imprezy nie doczekamy się w Polsce, fandom Doktora jest u nas po prostu za mały. Co nie znaczy, że niemożliwe jest tę imprezę zobaczyć. W Londynie już po niej, ale jutro i pojutrze powtarzają ją w Sydney. Tak, w Sydney. W Australii. Jak pisałem – wziąć w tym udział nie jest niemożliwym, ale łatwym też nie...
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj