Zeszły rok obrodził nam w telewizyjne produkcje superbohaterskie lub jak kto woli - antysuperbohaterskie. Na fali popularności takiej estetyki, każde medium chciało mieć swojego przedstawiciela wśród herosów w trykotach. Nie sztuką jest jednak opowiedzieć historię o niezniszczalnych wojownikach walczących ze złem. Tego typu fabuły towarzyszą nam od wczesnych lat 30., kiedy to protoplaści Supermana, Kapitana Ameryki i pozostałych walczyli ze złoczyńcami głównie w opowiastkach skierowanych do dzieci. Na początku XXI wieku Marvel rozpalił wyobraźnię miłośników popkultury na nowo i udowodnił, że dorośli widzowie bardzo chętnie wracają do swoich młodzieńczych fascynacji. Po komercyjnym sukcesie MCU wielu twórców i odbiorców zaczęło się zastanawiać, czy możliwy jest również artystyczny triumf w tej dziedzinie. Już w latach osiemdziesiątych scenarzysta komiksowy Alan Moore udowodnił, że istnieje coś takiego jak zaangażowana historia superbohaterska. Strażnicy to arcydzieło sztuki i bezsprzecznie jeden z najważniejszych tekstów kulturowych XX wieku. Komiks stanowi groteskową parodię konwencji superbohaterskiej. Sam Moore później wielokrotnie podkreślał, że uważa za niezwykle szkodliwą podobną estetykę. Szczególną niechęcią darzy ekranizacje komiksów, które według niego są tanim skokiem na kasę i próbą żerowania na najniższych ludzkich pobudkach. Moore wielokrotnie porównywał kult superbohaterów do faszystowskich fantasmagorii o Nadludziach. Dlatego też jego dzieła dekonstruowały ten mit. Podobnie sprawa wygląda z serialami, które w powszechnej opinii uważane są za udane adaptacje komiksów. Protagonistom takich produkcji daleko do nieskazitelności Supermana czy Kapitana Ameryki. W zeszłym roku stacja HBO przedstawiła serial oparty na Strażnikach Alana Moore’a. Format zebrał owacje na stojąco zarówno wśród widzów, jak i krytyków, a także zdobył najważniejsze nagrody branżowe. Powiedzieć, że Watchmen jest serialem antysuperbohaterskim, to jakby nic nie powiedzieć. Produkcja nie tyle odżegnywała się od spuścizny komiksowej, ile w celny sposób punktowała jej słabości i inteligentnie wyszydzała. Serial podjął ten sam kierunek, co wcześniej Alan Moore w Strażnikach. Mimo to pisarz i tym razem nie dał błogosławieństwa ekranowej wariacji na temat swojego dzieła. Watchmen był odcinkowym jednostrzałowcem – opowieść skończyła się po pierwszym sezonie. W 2019 roku światło dzienne ujrzały jeszcze trzy seriale, które w podobny sposób rozprawiały się z superbohaterskim mitem.
fot. HBO
Doom Patrol przeniósł na język telewizji surrealistyczne wizje Granta Morrisona. The Umbrella Academy pokazał, że atrakcyjna dla szerokiej widowni fabuła nie musi wpadać w okowy tendencyjności. The Boys natomiast poszedł krok dalej niż Watchmen w dekonstrukcji superbohaterów, dając przy okazji pstryczka w nos kolosom z DC i Marvela. Każdy z seriali był świetnie zrealizowana i każdy z nich udowadniał, że w opowieściach komiksowych kryje się wciąż wielki potencjał. Ekranizacje opowieści graficznych nie są skazane na trywialne historie pokazujące rzeczywistość w czarno-białych kolorach. O superbohaterach można opowiadać w nieszablonowy sposób, korzystając z dobrodziejstw konwencji fantasy i science fiction. Dodatkowo tego typu fabuły są doskonałą płaszczyzną dla społecznych, politycznych i filozoficznych metafor. Nic, tylko czerpać bez ograniczeń z tej tematyki. Jak to zwykle z serialami bywa, i w tym wypadku zeszłoroczne historie dostały zamówienie na kontynuacje w postaci kolejnego sezonu. Po czym poznać wielkość opowieści odcinkowej? Jeśli kontynuacja bardzo dobrej pierwszej odsłony będzie w stanie jeszcze wyżej podnieść poprzeczkę, oznacza to, że jawi się potencjał na dzieło wybitne. Gdy drugi sezon ma bliźniaczą jakość co jego poprzednik, możemy mówić o udanym powrocie i spodziewać się emisji kolejnych odsłon – aż do momentu, gdy wypracowany potencjał zostanie wyeksploatowany do cna. Najczęściej jednak dochodzi do sytuacji, kiedy to kontynuacja nie jest w stanie dorównać pierwowzorowi. Zdarza się, że kolejne odsłony powielają schematy, przez co dostajemy na talerzu odgrzany i niesmaczny kotlet. W innych przypadkach, scenarzyści nie są w stanie opowiedzieć równie interesującej historii, co w pierwszej serii. Wynikiem tego, jakość serialu znacząco spada, a on sam popada w przeciętność.

Doom Patrol - zdjęcia z finału 2. sezonu

fot. materiały prasowe
Jak sytuacja wygląda z Doom Patrol, The Umbrella Academy i The Boys? Każdy z tych formatów w zeszłym roku pokazał się z naprawdę dobrej strony. Dodając do tej listy Watchmen, można jasno stwierdzić, że przeżyliśmy prawdziwy komiksowy renesans na ekranach telewizorów. Teraz produkcje powróciły z kolejnymi odsłonami, ale o powiewie świeżości i zaskakującej formie nie można już mówić. Pierwsze sezony zaprezentowały nam konkretną stylistykę. Widzowie pokochali charakter opowieści i teraz naturalną koleją rzeczy jest kontynuowanie podjętego kierunku. Tym, co powinno być siłą formatów w drugich sezonach, są scenariusze. Jako że każdy z seriali oparto w mniejszym lub większym stopniu na komiksach, materiału źródłowego jest pod dostatkiem. Czy twórcom udało się go dobrze wykorzystać? Doom Patrol wziął się za bary z jednym z najważniejszych wątków w dziele Granta Morrisona. Twórcy serialu wprowadzili na scenę Świecarza – najgroźniejszego przeciwnika zespołu. Uczynili również pierwszoplanową bohaterką córkę Szefa – Dorothy. Nie podążyli jednak drogą wytyczoną przez komiks – zmienili zarówno genezy bohaterów, jak i tok wydarzeń. Nie jest to oczywiście nic złego – wiele udanych produkcji filmowo-telewizyjnych luźno podchodzi do literackich pierwowzorów. W tym przypadku okazało się to jednak zgubne, ponieważ druga odsłona Doom Patrolu nie udźwignęła schedy ani po komiksie, ani nawet po premierowej odsłonie. Ekranowe szaleństwo wydaje się wymuszone, a poczucie humoru rzadko trafia w dziesiątkę. Realizując pierwszy sezon, twórcy najwyraźniej doszli do wniosku, że przeniesienie do serialu hektolitrów surrealizmu, który charakteryzował dzieło Morrisona, nie jest do końca możliwe. Postawili więc na absurdalny żart i odnieśli na tym polu sukces. Niestety, w drugiej odsłonie komizm już nie jest tak celny, a niektóre rozwiązania nawiązują fabularnie do tego, co już widzieliśmy wcześniej. Czarę goryczy przepełnił ostatni odcinek, który zakończył się dość nieładnym i tendencyjnym cliffhangerem. To właśnie takie rozwiązania sprawiły, że Doom Patrol przestał być produkcją wyjątkową, a stał się jednym z wielu telewizyjnych seriali. Kolejne odsłony mogą oczywiście zmienić ten stan rzeczy, ale po seansie drugiej serii możemy mówić o zawodzie. Na swoją obronę twórcy mają fakt, że pandemia koronawirusa skróciła serial o jeden odcinek. Widzowie jednak muszą ocenić to, co dostali. A jest to niestety nie do końca satysfakcjonujące. 

The Umbrella Academy - easter eggi z 2.sezonu

Netflix
+10 więcej
Schematyzowania uniknął na szczęście The Umbrella Academy. Co prawda w tym przypadku również mieliśmy cliffhanger, ale znacznie ciekawszy niż ten zaprezentowany przez Doom Patrol. Niestety, także tutaj zabrakło fabularnej iskierki, która wznieciłaby płomień wybitności. Faktem jest, że druga odsłona znacząco różniła się od pierwszej, a wątki osobiste postaci dostały należytą ilość czasu. Opowieść nie była jednak w stanie tak mocno przykuć do ekranu, jak to miało miejsce z premierową odsłoną. Mimo to należy pochwalić twórców za świetną realizację, doskonałą oprawę audiowizualną i wyjątkowy casting. Całość jednak, w znamienny dla Netflixa sposób, została rozciągnięta i sztucznie wydłużona. Część wątków okazała się zupełnie niepotrzebnych. Inne rozmieniono na drobne. Nie w każdym miejscu akcja trzymała równe tempo. Serial był najlepszy, gdy wchodził głęboko w relacje pomiędzy bohaterami. Tracił impet, gdy prezentował schematyczne sceny akcji lub przewidywalne intrygi. Drugi sezon The Umbrella Academy działał dobrze na płaszczyźnie komedia-dramat. Wypadał nieco gorzej, gdy do głosu dochodził motyw dekonstrukcji konwencji superbohaterskiej. Tym razem twórcy niezbyt przyłożyli się do budowania przewrotnej formy, wynikiem czego tak dobrze, jak przy pierwszej odsłonie tym razem nie było. Absolutnie nie można jednak mówić tutaj o zawodzie. The Umbrella Academy nieco obniżył poziom, ale to wciąż doskonała rozrywka. Na szczęście tam, gdzie inni zawodzą, Chłopcy znajdują się wciąż na posterunku. Drugi sezon The Boys udowadnia, że serial Amazonu wciąż dzierży berło najlepszej odcinkowej produkcji dekonstruującej mit o superbohaterach. Mimo że tym razem nie było aż tak odważnie i bezkompromisowo jak w serii pierwszej, fabuła wciąż intrygowała. Co więcej, The Boys z każdym odcinkiem zyskuje na rozmachu. Świat serialu nabiera kształtu – to już nie tylko groteska i satyra, a pełnoprawne uniwersum rządzące się własnymi prawami. Widać, że twórcy mają pomysł na kolejne sezony, a całość rozpisana jest tak, żeby zawsze pozostawały wątki do eksploatacji. Pierwsza seria była niczym mocny cios między oczy, zwiastujący nadejście giganta. Druga odsłona to potwierdzenie siły mocarza. Nie trzeba już popisywać się potęgą, a należy umocnić się na swojej pozycji.

The Boys - zdjęcia z 2.sezonu

The Boys bez wątpienia wyróżnia się na tle stawki. Co więcej, dzięki swojej popkulturowej sile ma szansę stać się produkcją, której oddziaływanie wyjdzie poza granice telewizji. Serial Amazonu zapewne nie stanie się kolejną Grą o tron, ale już poziom popularności The Walking Dead jest dla adaptacji komiksu Gartha Ennisa jak najbardziej osiągalny. Trudno przewidzieć, czy w przyszłości serial nie straci „powera”, ale jak na razie scenarzyści wciąż celnie punktują absurdy naszej rzeczywistości i nadal umiejętnie wplątują satyrę w dobrze napisaną fabułę. Herosi w trykotach są jeszcze bardziej obrzydliwi niż w pierwszej części. Co prawda twórcom brakuje finezji Alana Moore’a, który nie musiał umieszczać bohaterów na zdjęciu z Hitlerem, żeby uwidocznić ich konotacje z ideologią faszystowską, ale można przymknąć na to oko, bo przecież produkcja skierowana jest do szerokiej widowni. Zauważmy również, że w drugim sezonie The Boys pojawiło się kilka nowych, dobrze napisanych postaci, w które wcielili się rozpoznawalni aktorzy. Obecność na planie takich gwiazd jak Giancarlo Esposito, Goran Visnjic, John Noble czy Shawn Ashmore świadczy, że w Hollywood istnieje zainteresowanie tą produkcją i nikt nie traktuje jej lekceważąco. Pamiętajmy też, że jednym z producentów The Boys wciąż pozostaje Seth Rogen, który ma już na swoim koncie współpracę z Garthem Ennisem przy serialowym Kaznodziei. Widać, że format znajduje się w odpowiednich rękach. Doom Patrol zawiódł, The Umbrella Academy nie zaskoczyła, a The Boys podniósł poprzeczkę. Chłopcy wygrywają kolejny wyścig. Przepełniona sarkazmem, nieskrępowaną przemocą i niepoprawnie polityczną aluzją do współczesności parodia opowieści superbohaterskich wciąż trzyma poziom. Pozostałe produkcje znajdują się nieco w tyle, choć podczas seansów obu seriali można się oczywiście świetnie bawić. Ciekawe, jak długo The Boys będzie się znajdował na czele peletonu. Przy którym sezonie serial złapie zadyszkę, bo to, że złapie, jest niemal pewne (wcześniej czy później zdarza się to wszystkim). Po co martwić się jednak na zapas? Cieszmy się, że traktowana niegdyś po macoszemu dziedzina sztuki, jaką są komiksy, wreszcie uwolniła swój potencjał i pokazała moc oddziaływania. Kto by przypuszczał kilka lat temu, że to właśnie adaptacje opowieści graficznych będą stanowić absolutny telewizyjny top?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj