Jakby Robert Aldrich po wyjściu na papierosa pomiędzy kolejnymi klapsami na planie Co się zdarzyło Baby Jane? nie domknął przez przypadek drzwi i człowiek zajrzałby do środka choćby na sekundę, ujrzałby istny plotkarski raj.
Prasa brukowa jadłaby mu z ręki, mogąc podłapać nawet i wyszeptaną albo rzuconą od niechcenia przez ramię ploteczkę. A przynajmniej tak już utarło się mówić o tej hollywoodzkiej legendzie, jaką jest na poły mityczny konflikt Bette Davis i Joan Crawford. Ba, niedawno stał się on nawet przyczynkiem do zrealizowania telewizyjnego serialu.
Ale spór ten nie rozpoczął się bynajmniej wtedy, gdy Robert Aldrich po raz pierwszy zakrzyknął „Akcja!”, nic bardziej mylnego. Przeinaczane i wyolbrzymiane opowieści o złośliwych wyczynach obu pań (które, dodajmy, tak naprawdę rzadko kiedy są faktycznie przeinaczane i wyolbrzymiane) podczas realizacji bez mała kultowego już filmu to zaledwie swoista kulminacja ciągnącego się latami konfliktu. Zacząć się on miał, a jakże, od faceta, choć podobno Bette Davis, klasycznie wykształcona aktora, zazdrościła ignorantce Joan Crawford błyskawicznej kariery, wyzłośliwiając się, że zrobiła ją przez łóżko („Jedynym facetem w Hollywood, z którym nie spała, był Lassie”, miała powiedzieć Davis). Z pogardą darła gazety rozpisujące się o rozwodzie rywalki z Douglasem Fairbanksem Jr., złośliwie sfinalizowanym akurat wtedy, gdy ona próbowała wypromować swój nowy film. Ale kropla, która przepełniła czarę goryczy, miała swoje imię: Franchot Tone. Davis dzieliła z przystojnym aktorem ekran w Kusicielce z 1935 roku i tytuł ten okazał się, no cóż, niejako proroczy, choć nie dla niej. Bo mimo że zauroczyła się w swoim towarzyszu i zagięła na niego parol, to świeżo rozwiedziona Crawford wygrała ten nierówny bój. Jako wyznawczyni zasady, że w miłości zasad nie ma (sic!), przyjęła potencjalnego absztyfikanta na obiedzie... nago, tłumacząc się kąpielą słoneczną. Davis nigdy się po owym dotkliwym zawodzie nie otrząsnęła, choć z pewnością pociechę przyniósł jej rychły rozwód gwiazdorskiej pary oraz Oscar zdobyty za Kusicielkę. Poświęciła się pracy.
Pięć lat później to Davis była gorącym nazwiskiem w Hollywood. Crawford zapewne zdawała sobie z tego faktu sprawę, bo kiedy sama podpisała kontrakt z Warner Bros., starała się nawiązać jakikolwiek kontakt z koleżanką po fachu. Wysyłała jej kwiaty i upominki, lecz zgorzkniała Bette odpowiadała jedynie ostrymi docinkami o obfitych brwiach i sztucznej urodzie, głośno dumając nad orientacją seksualną Joan. Ta jednak nie pozostawała jej dłużna i szydziła z chmurnego nastroju koleżanki. Ich relacje przez długi czas naznaczone były ciągłymi pyskówkami. Davis zrzedła też mina, kiedy Crawford zdobyła Oscara za Mildred Pierce (1945), tym samym legitymizując swoje pretensje do bycia ponadprzeciętną aktorką i ucierając nosa Bette, która tę rolę poprzednio odrzuciła.
Mijały lata, strumyczek proponowanych obu aktorkom ról powoli wysychał, a publika zapomniała o dawnych gwiazdach. Ale one nadal pielęgnowały wzajemne animozje i niechęci, które dopiero miały doczekać się spodziewanej eskalacji. Stąd dziwić może, że kiedy na horyzoncie pojawił się scenariusz do filmu What Ever Happened to Baby Jane? (1962), opowiadającego, mówiąc pokrótce, o dwóch siostrach połączonych patologicznie symbiotyczną relacją opartą na żalu i nienawiści, Crawford zwróciła się do nikogo innego, jak do Davis, aby ta partnerowała jej na planie. A może to wcale nie takie osobliwe...? Tak czy inaczej, już w założeniu autotematycznemu filmowi obecność obu aktorek nadała osobliwy posmak metaopowieści. Na pierwszy cios nie trzeba było długo czekać.
Jako że mąż Joan piastował stanowisko dyrektorskie w Pepsi, Bette upewniła się, że w garderobie stanie automat z Coca-Colą. A to zaledwie początek. Kolejne złośliwości przetykane były ciągłymi telefonami do Aldricha, któremu obie gwiazdy skarżyły się jedna na drugą. Nie szczędziły sobie nieuprzejmości, głośno krytykując siebie nawzajem. Crawford tak bała się Davis, że w jednej ze scen, kiedy ta miała okładać ją pięściami, poprosiła o dublerkę, obawiając się doznania rzeczywistej krzywdy. Ale jako że scena wymagała zbliżenia, Bette skorzystała z okazji, żeby gruchnąć swoje nemezis. „Ledwie ją dotknęłam” – zarzekała się potem. Trudno jednak uwierzyć w owe zapewnienia, skoro po latach pytana o film dodała: „Moim najlepszym wspomnieniem z planu było zepchnięcie Joan ze schodów”. Crawford obmyśliła jednak zemstę. Na potrzebę sceny, w której mająca poważne problemy z kręgosłupem Davis musiała ją podnieść i ciągnąć po podłodze, zjadła obfity lunch, a kieszenie wypełniła ponoć kamieniami. Niektórzy mówili nawet, że założyła specjalny ciężki pas, jaki noszą do ćwiczeń kulturyści, i psuła ujęcia, aby kręcić całość od początku. Davis ryczała z bólu. Ale nawet mimo to Aldrich nie mógł narzekać na ich profesjonalizm. Zawsze zjawiały się na planie na czas i były starannie nauczone tekstu.
Koniec zdjęć nie oznaczał bynajmniej końca konfliktu. Jako że Bette otrzymała za swoją rolę nominację do Oscara (Crawford musiała obejść się smakiem), tryumfowała. Joan uknuła jednak diabelski plan i obdzwoniła inne wyróżnione aktorki, prosząc, żeby w razie wygranej mogła odebrać statuetkę w ich imieniu. Tak też się stało. Oscar trafił do Anne Bancroft, a na scenie promiennie uśmiechnęła się nie Davis, a Crawford. Obie jednak musiały cierpieć na jakąś dziwaczną przypadłość, bo nawet po tym wszystkim spróbowały wspólnej pracy raz jeszcze i to zaledwie dwa lata później, na planie Nie płacz, Charlotto. Tym razem jednak aktorki wytrzymały ze sobą tylko parę dni. Crawford ostatecznie wymówiła się chorobą i zostawiła rolę. Iście hollywoodzka to historia i aż trudno uwierzyć, że dopiero teraz telewizja spostrzegła jej potencjał. Serial Feud emitowany przez Fox to nic innego jak kronika owych niefortunnych zdarzeń, odtwarzanych przez Jessica Lange (Joan Craword) i Susan Sarandon (Bette Davis). Jak jednak zakończył się rzeczony spór? Cóż, trudno wyłonić zwyciężczynię tego istnego festiwalu złośliwości, karnawału plucia jadem, lecz pewnie to Davis myślała, że postawiła na swoim. Crawford zmarła bowiem w 1977 roku na zawał serca, a jej odejście Bette skomentowała w swoim stylu: „O zmarłych mówi się wyłącznie dobrze, dlatego powiem tylko tyle... Joan Crawford nie żyje. Na dobre”.