Conan z Cymerii, czarnowłosy, o posępnych oczach, z mieczem w ręce. Złodziej, rozbójnik, zabójca, równie często zadumany, co rozradowany, przybył, by obutą w sandał stopą zdeptać wysadzane klejnotami trony ziemskich królestw.
Robert E. Howard „Feniks na mieczu”
Barbarzyńca – persona non grata w cywilizowanym świecie, symbolizująca niegdyś jedynie dzikość i zawziętość – dzięki literaturze fantastycznej stał się żywym mitem popkultury. Pejoratywny wydźwięk tego słowa zdaje się już niemal zapomniany. Dzisiaj służy ono niemal wyłącznie do opisu rosłego, nieustraszonego wojownika, który niczym kowboj czy samuraj samotnie przemierza rozległe krainy, za towarzysza mając jedynie wysłużony miecz. Cechuje go niespotykana fizyczna sprawność i szermierczy talent, może ściąć kilka głów jednym ruchem. Żre mięcho, trzymając w ręce gnat, mocarnymi szczękami odrywając połacie pieczystego. Zdolny jest wypić kilkanaście kufli pieniącego się piwa i poprawić dzbanem wina, a potem, tak samo pewnym krokiem, jak przed przystąpieniem do biesiady, skierować się do łoża, zgarniając pod drodze karczemną dziewkę. Kierowany zwierzęcą chucią niczym magnes przyciąga do siebie kobiety. Siedzi w nim trochę Słowianina, trochę Celta i trochę Germanina. I chyba dla wszystkich ma twarz bezkompromisowego Conana, brutalnego wojownika z górzystej Cymerii, którego tułacza wędrówka w poszukiwaniu przygód wydaje się nie mieć kresu.
[image-browser playlist="608697" suggest=""]
Conan o wielu twarzach
Od dziesiątek lat, nieprzerwanie, kruczowłosy barbarzyńca przekracza granice coraz to nowych mediów, nieustannie rozbudowując świat stworzony niegdyś na łamach groszowych magazynów przez Roberta E. Howarda. Dawno już Conan wyzwolił się od swojego twórcy, stając się wspólną własnością fanów na całym świecie. Opowieści o nim przerabiano na potrzeby literatury, komiksu, kina i gier komputerowych. Lecz mimo zaburzenia percepcyjnego, wynikającego z natłoku informacji, nietrudno dotrzeć do sedna, do esencji tego, co składa się na Conana. Zdefiniowanie rosłego rębajły jest nader proste, tak jak nieskomplikowany jest charakter i natura barbarzyńcy. Patrząc na zwiastuny nowej, kinowej wersji przygód Cymeryjczyka, wydaje się, że konstrukcja postaci Conana nie będzie odbiegała od tej, do której przyzwyczaiły widza i czytelnika poprzednie przygody najsłynniejszego z barbarzyńców, czy to drukowane, czy sfilmowane. Bowiem Conan ze schematu wyrwać się nie może, gdyż aby mit mógł istnieć, muszą zostać zachowane jego podstawy.
Gdyby przyjrzeć się bliżej opowieściom o Conanie, może się wydawać, słusznie zresztą, że charakteryzuje go postawa wręcz antybohaterska, bo, pomimo niewątpliwej szlachetności w sercu, kieruje się osobistym, prywatnym dobrem, chęcią przetrwania, wzbogacenia się czy też zwykłym pędem ku przygodzie. Późniejsze losy Conana, spisane już po śmierci Howarda przez jego następców i epigonów, nadały mu bezinteresownego, bohaterskiego sznytu, nieco ułagodziły kolosa z Cymerii. Conan nie miał wielu zahamowań moralnych, zdawał się wyznawać zasadę, że cel uświęca środki. To on gołymi rękami zdusił tyrana, mocował się z gigantycznych rozmiarów małpoludami, rozbijał tuziny głów w pijackim awanturach, lecz, jakby mimochodem, nawet jego przypadkowe działania służyły większemu celowi. Conan jest więc poniekąd predestynowany do czynienia dobra, skazany na służbę sprawiedliwości, by szalę zwycięstwa przechylić na stronę tych ciemiężonych. Wbrew temu, co często się o nim myśli, Conan walczy nie tylko mieczem, ale i intelektem. Truizmem byłoby wspominać o niemalże nadludzkiej sile bohatera i jego umiejętnościach bojowych, lecz, o czym zdajemy się zapominać, Cymeryjczyk to także wyborny strateg i dowódca, a także poliglota – mówi wieloma językami, potrafi czytać nawet starożytne runy.
[image-browser playlist="608698" suggest=""]© Universal Pictures
W obu filmach zrealizowanych na motywach prozy Howarda – „Conan barbarzyńca” i „Conan niszczyciel” – główny bohater nie zawsze przypomina literacki pierwowzór. Zamiast wygadanego barbarzyńcy, reżyser pierwszej z ekranizacji, John Milius, wolał zobaczyć milczącego, ponurego wojownika. Arnold Schwarzenegger idealnie pasował do roli muskularnego kolosa, który najpierw bił, a dopiero potem zadawał pytania. A jednak duch opowiadań Howarda został zachowany i oba filmy idealnie wpasowały się w sukcesywnie budowane uniwersum Conana. Barbarzyńca stał się bohaterem kreskówek, serialu telewizyjnego, komiksów i gier komputerowych. Pełno też w całym kulturowym dorobku Conana swoistych kuriozów. Ciekawym pomysłem był chociażby „Barack the Barbarian”, komiks autorstwa Larry'ego Hamy, w którym obecny prezydent USA występuje w fikcyjnej roli walecznego barbarzyńcy. Devil's Due, wydawca komiksu, wpadł na pomysł jego realizacji, kiedy Obama w jednym z wywiadów zadeklarował się jako fan Conana.
Starszy i młodszy brat Conana
„Feniks na mieczu”, opowiadanie Howarda, z którego pochodzi zamieszczony na początku artykułu cytat, jest przeróbką innego, napisanego wcześniej utworu amerykańskiego pisarza, „By This Axe, I Rule”. Bohaterem opublikowanego już po śmierci autora tekstu jest Kull, barbarzyńca z Atlantydy, narodzony tysiące lat przed Conanem. Z następcą łączą go podobne, awanturnicze losy – Kull przez lata torował sobie drogę do tronu królestwa Valusji, był gladiatorem, rozbójnikiem i żeglarzem. Ale, w przeciwieństwie do Conana, często cierpiał egzystencjalne bóle i podobnie jak Howard, popadał w melancholijne, graniczące z depresją nastroje. Popkultura nie przyjęła Kulla tak ochoczo, nawet ekranizacja jego przygód, zrealizowana w końcówce lat dziewięćdziesiątych, znalazła się w cieniu Conana. Początkowo scenariusz, oparty w dużej mierze na powieści „Godzina smoka”, miał być podstawą trzeciego filmu z Arnoldem Schwarzeneggerem, lecz do zdjęć nie doszło, a Kevin Sorbo, którego wybrano do głównej roli, nie chciał grać cymeryjskiego barbarzyńcy. Conan stał się więc Kullem, a scenariusz podziurawiono. Wojownik z Atlantydy wylądował też, dzięki wydawnictwu Marvel, a potem Dark Horse, na kartach komiksów. Istnieje jeszcze jeden łącznik pomiędzy dwoma barbarzyńcami Howarda a popkulturą, mianowicie postać He-Mana, wzorowana podobno na rysunkach Franka Frazetty do prozy amerykańskiego literata. He-Man powstał jako linia zabawek firmy Mattel i występował z początku jedynie w serii ilustrowanych książeczek – jest w nich barbarzyńcą o szlachetnym sercu, podobnym Conanowi czy Kullowi, walczącym ze złowrogim Szkieletorem. Dopiero w popularnym serialu animowanym, emitowanym także w Polsce, He-Man stał się alter-ego księcia Adama, syna władcy Eternii. I oto główna różnica pomiędzy poprzednikami He-Mana a nim samym: Adam jest potomkiem arystokratów, swoistym bohaterem burżuazyjnym, obracającym się pośród klasy wyższej, podczas gdy Conan i Kull byli ludźmi z ludu. Poza tym He-Man rozgrywał się w swoistym bezczasie, w dalekiej Eternii, z jednej strony przypominającej nasze średniowiecze, z drugiej będącej krainą zaawansowaną technicznie, gdzie równie ochoczo walczy się mieczem, co pistoletem laserowym. W roku 1987, kiedy kreskówka „He-Man i Władcy Wszechświata” była u szczytu popularności, zrealizowano film z Dolphem Lundgrenem w roli He-Mana i Frankiem Langellą jako Szkieletorem. Obraz okazał się klapą i choć co jakiś czas powracają wieści o planowanym remake’u, na razie żaden z projektów nie wypalił. Być może przewidywany sukces nowego Conana zachęci którąś wytwórnię do wyłożenia pieniędzy na film.
[image-browser playlist="608699" suggest=""]
Gdzie diabeł nie może…
W szeregach barbarzyńców nie zabrakło też miejsca dla kobiety. W przeciwieństwie do tego, co wieść gminna niesie, nie została ona stworzona przez Roberta E. Howarda, lecz ją do świata Conana po prostu dopisano. Owszem, Czerwona Sonja faktycznie pojawia się w opowiadaniu „Cień sępa”, lecz nie ma wiele wspólnego z wojowniczką znaną z filmu Richarda Fleischera, ani z komiksów o Conanie. W opowiadaniu Howarda, osadzonym w szesnastym wieku, Sonja jest mistrzynią rewolweru o polsko-ukraińskich korzeniach, której celem jest krwawa zemsta na sułtanie Sulejmanie. Do czasów hyboriańskich przenieśli ją Roy Thomas i Barry Windsor-Smith, którzy umieścili bohaterkę w jednej z komisowych opowieści o Conanie. Dzisiaj Czerwona Sonja jest archetypicznym wyobrażeniem seksownej wojowniczki, do czego przyczynił się jej niekonwencjonalny image – często przedstawiana jest w kolczudze przypominającej bieliznę, choć w pierwszych wersjach, podobnie zresztą jak Conan, miała na sobie pełną zbroję. Co ciekawe, ten zabieg udało się wyjaśnić praktycznością – w jednym z komiksów wydanych przez Dynamite Entertainment Sonja tłumaczy, że jej skąpe odzienie ma znaczenie taktyczne, gdyż rozprasza przeciwnika podczas walki. Popularny, choć nie do końca udany film „Czerwona Sonja”, w którym w tytułową bohaterkę wcieliła się duńska aktorka i modelka Brigitte Nielsen, czerpie z komiksu – młodość wojowniczki przedstawiona została podobnie. Sonja zostaje osierocona, kiedy jej rodziców mordują żołnierze królowej Gedren. Dziewczyna odrzuca zaloty władczyni, za co karze się ją zbiorowym gwałtem. Filmowi zarzucano skrajną homofobię, bowiem bezpośrednim motywem złowrogich zakusów królowej uczyniono jej niemożność osiągnięcia seksualnego, lesbijskiego spełnienia. Rudowłosa Sonja poprzysięga zemstę, w której dopomoże jej magiczna siła. Ale jest pewien haczyk, przynajmniej w komiksie. Dziewczyna utraci nadzwyczajne zdolności bojowe, gdy splecie się w miłosnym uścisku z mężczyzną. Posiąść Sonję może tylko ten, kto zwycięży ją w boju. W filmie ten pomysł nieco się przepoczwarzył: Sonja składa śluby czystości z własnej woli, nikt słowem nie wspomina o odebraniu jej mocy z powodu seksualnego zbliżenia. Finał filmu jest niejednoznaczny, Sonja niby całuje wojownika Kalidora (w tej roli Arnold Schwarzenegger), lecz nie możemy być pewni, czy zostanie z nim, czy ruszy samotnie w poszukiwaniu kolejnych przygód. Obojętnie jak by się stało, Czerwona Sonja jest swoistą antytezą postaci kobiecej występującej w większości opowieści heroic fantasy. Niby paraduje w obcisłych kostiumach, zupełnie jak kobiety dzielące łoże z literackim Conanem, ale ma świadomość swojej seksualności, którą uczy się akceptować. Jest samowystarczalna, niezależna, podobnie jak wojowniczka z innego uniwersum, Xena, bohaterka popularnego serialu, która przez lata stała się ikoną feministek i lesbijek – ze względu na swoją nieustępliwość w dążeniu do celu oraz niejednoznaczną relację z przyjaciółką Gabrielle.
[image-browser playlist="608700" suggest=""]
Krewni i znajomi Riddicka
Barbarzyńcą nowej ery, wywiedzionym już z innego niż literatura czy film medium, jest chociażby Kratos, bohater serii gier „God of War”. Nie zagłębiając się w meandry fabuły, wystarczy powiedzieć, że Duch Sparty nie jest typowym greckim wojownikiem. Więcej łączy go z rębajłami pokroju Conana niż z Leonidasem. Pewien swojej siły gardzi zbroją, za broń ma dwa ostrza przymocowane do łańcuchów, które wypuszcza w kierunku wroga – według twórców postaci ma to symbolizować jego zwierzęcą naturę, zespolenie z orężem. Samo greckie słowo kratos oznacza siłę i to właśnie ona definiuje tego bohatera. Jak każe konwencja gry komputerowej, przyszły bóg wojny idzie po trupach do celu, nie dbając o koszta. Jest egoistą, istnym antybohaterem. Łukasz Orbitowski podsumowuje: Kratos jest barbarzyńcą ultymatywnym, Conanem zmieszanym z Lobo, za to pozbawionym poczucia humoru. Interesuje go wyłącznie sadystyczna zemsta i brodzenie w krwi winnych i niewinnych.
Podobny Kratosowi wydaje się Riddick, barbarzyńca futurystyczny, jeden z ostatnich z rasy Furyanów, bohater serii filmów i gier komputerowych, wykreowany przez Vina Diesela. To bezlitosny, brutalny morderca, nieprzewidywalny socjopata, a jednak stać go na czyn heroiczny, jeśli tylko w jakiś sposób mu się przysłuży. Riddick to typowy przykład antybohatera, który zdobył sobie serca widzów za pomocą tych samych narzędzi, co jego poprzednicy: silnej woli i sprawności fizycznej. Ma też Riddick specjalną, uzyskaną chirurgicznie (co nie jest jednak do końca jasne, bowiem gry podsuwają inne wytłumaczenie) moc: dzięki zabiegowi medycznemu doskonale widzi w ciemności. Atrakcyjnym dla publiczności czyni Riddicka i Kratosa właśnie aura bad boya, niegrzecznego chłopca. XXI wiek gloryfikuje psychopatów i seryjnych morderców, stali się oni własnością popkultury, przeniknęli także do gier czy filmów, idealne wkomponowując się w model nowożytnego barbarzyńcy.
Polacy nie gęsi…
… i swój kanon mają. Rafał W. Okran pisał o Byhtrze, rosłym zabijace, który niewątpliwie jest dziedzicem spuścizny Roberta E. Howarda i ma w sobie więcej z Conana, niż zapewne sam chciałby przyznać. Ale nie tylko za sprawą tego niezniszczalnego twardziela przemycono cząstkę Cymeryjczyka na karty polskiej literatury. Wszak Jacek Piekara napisał „Panią Śmierć” (jako Jack de Craft), posługując się Conanem żywcem wyjętym z książek Amerykanina. No i powstał też zbiór opowiadań pod tytułem „Kanon barbarzyńców” – aż ośmiu autorów dało w nim upust fascynacji prozą Howarda, choć bezpośrednio hołd Conanowi oddał jedynie Rafał Dębski. Zapewne, jeśli się dobrze rozejrzeć, w rodzimej literaturze znajdzie się niejeden ślad barbarzyńskiego buta. A być może film z Jasonem Momoą zachęci kolejnych twórców do udania się w górzyste ostępy Cymerii.
Powyższy artykuł autorstwa Bartosza Czartoryskiego można przeczytać we wrześniowym numerze "Nowej fantastyki", a w ramach współpracy prezentujemy ją Wam także na łamach Hatak.pl.
Czytaj także: Wrześniowa Nowa Fantastyka w sklepach z książką!
[image-browser playlist="608701" suggest=""]©Lionsgate