Elle Fanning i Nicholas Hoult grają razem w świetnym serialu Wielka, napisanym przez współscenarzystę Faworyty - Tony'ego McNamarę. Produkcję możecie oglądać na HBO GO, a nam udało się porozmawiać z aktorami, co w dobie panującej pandemii wcale nie było takie proste.
DAWID MUSZYŃSKI: Obejrzałem sześć odcinków Wielkiej. Widać po tym serialu, że każdy z widzów będzie mógł go inaczej zinterpretować. Jestem ciekaw, o czym ta produkcja jest według was?NICHOLAS HOULT: Moim zdaniem Wielka jest o tym, jak wygląda związek małżeński ludzi, którzy nigdy się nie widzieli i kompletnie do siebie nie pasują. Jak pod mikroskopem obserwujemy starcia charakterów wychowanych w innych kulturach, z innym spojrzeniem na świat. Z drugiej strony mamy tu też opowieść o tym, jak wyglądał carski dwór i jakie intrygi były tam prowadzone za plecami cara. Każdy z poddanych ma inną wizję Rosji oraz tego, w jaki sposób powinna być zarządzana, kto powinien mieć więcej władzy, a kto mniej.
ELLE FANNING: Dla mnie jest to serial o rodzeniu się feminizmu. Gdy po raz pierwszy spotykamy Katarzynę, jest dzielną, ale bardzo naiwną dziewczyną. Podchodzi do życia w bardzo romantyczny sposób, co widzimy już w pierwszych minutach, gdy opisuje swojej koleżance, jak będzie wyglądał jej pierwszy stosunek seksualny. Później życie brutalnie weryfikuje te marzenia. Zaczyna orientować się, że jej życie nie będzie bajką, a raczej koszmarem, jeśli czegoś nie zrobi. Zaczyna się buntować i stawiać na swoim. Wierzy w to, że Rosję można zmienić, że kobieta może odgrywać większą rolę zarówno na dworze, jak i w polityce. Nie chce być tylko obiektem seksualnym, wykorzystywanym przez męża raz na jakiś czas i to nie z potrzeby uczucia, a jakiegoś obowiązku.
Ta potrzeba zmian wynika z tego, że została wychowana w zupełnie innej kulturze.
ELLE FANNING: Oczywiście. Tam, skąd pochodzi, kobiety potrafią czytać, znają się na sztuce, wspierają radami swoich mężów i nie są traktowane przedmiotowo. I nagle trafia do świata, gdzie wszyscy podchodzą do niej jak do idiotki, która na niczym się nie zna. Cokolwiek zaproponuje, z góry jest uznawane za idiotyczne, ponieważ zostało zaproponowane przez kobietę. A gdy mężczyzna mówi to samo, jest uznawany za geniusza. U każdego takie zachowanie rodziłoby frustrację. Katarzyna widzi, że największym hamulcem progresu w państwie jest jej mąż Piotr. Człowiek, którego dzień polega na ciągłej zabawie. Nie interesuje go nauka czy sztuka, a jedynie zaspakajanie własnych prymitywnych potrzeb. Wydaje jej się, że on chce, by społeczeństwo było niewyedukowane, bo takim łatwiej się steruje. Dlatego rodzi się w jej głowie plan, by się go pozbyć i własnymi rękami zreformować Rosję. Wprowadzić w nowy lepszy czas.
Mam wrażenie, że Piotr nie widzi w Katarzynie zagrożenia, a raczej przeciwnika w jakiejś grze, którego należy przechytrzyć i tym samym udowodnić swoją wyższość.
NICHOLAS HOULT: To prawda. Piotr jest trochę znudzony tą przewidywalnością swoich poddanych i całym tym wazeliniarstwem, więc gdy widzi, że Katarzyna mu się nie poddaje i zaczyna stawiać opór, traktuje to jako grę, w której musi ją złamać. Tym samym udowadniając swoją wyższość. Zauważ, że jest to bardzo niecierpliwy gracz, który szybko się nudzi. Dlatego w pewnym momencie dochodzi do wniosku, że lepiej ją zabić, niż grać dalej. I to nie chodzi tylko o Katarzynę, ale o wszystko. Piotr podobnie podchodzi do tematu wojny. Jeśli przez jakiś czas nie dostaje informacji z frontu, że wygrywa, to traci nią zainteresowanie. Nie myśli o tysiącach żołnierzy, którzy giną tylko dlatego, że ich car ma taką fanaberię. Nie ma co ukrywać, Piotr to takie duże dziecko, które cały czas musi dostawać nowe zabawki, bo jeśli nie, to będzie złe.
Jestem ciekaw, jak podobała Wam się gra w produkcji kostiumowej, w której przenosicie się do kompletnie innej epoki. Ty Nick zdążyłeś się już chyba do tego przyzwyczaić po graniu Bestii w X-menach. Tam nakładanie całej charakteryzacji trwało kilka godzin.
NICHOLAS HOULT: Na szczęście tym razem nie musiałem spędzać tyle czasu na fotelu, by nałożono mi stosowny make-up (śmiech). Lubię takie historie, w których możemy skupić się na pokazywaniu związków międzyludzkich w dawnych czasach, ale w bardzo nowoczesny sposób. Jak zdążyłeś się przekonać, język, w którym nasi bohaterowie się komunikują, nie jest taki skostniały. Został on zbliżony do tego, w jakim komunikujemy się ze sobą na co dzień, co nadało pewnej lekkości całej opowieści. Oczywiście ogromna w tym zasługa naszego scenarzysty Tony’ego McNamary. Wspaniałe kostiumy i scenografie zadbały o to, by widz jednak nie czuł wielkiego dyskomfortu i miał uczucie, że ogląda epokę już dawno minioną. Dla mnie było to świetne uczucie. Jakbym wsiadł do wehikułu czasu.
Tobie może i się podobało, ale coś czuję, że Elle nie była tak mocno zachwycona. Te suknie, które nosisz, nie wyglądają ani na zbyt wygodne, ani na takie, w których łatwo się porusza. A ty czasami musisz wykonywać bardzo szybkie ruchy czy taniec.
ELLE FANNING: Powiem ci, że gdy je nosiłam, to nie odczuwałam wielkiego bólu czy dyskomfortu. Jednak w momencie, gdy je zdejmowałam i czułam, jak bardzo moje ruchy były ograniczane, wtedy przychodziło cierpienie. Po sześciu miesiącach pracy na planie i noszenia tych sukien z gorsetem mogę szczerze powiedzieć, że zauważyłam zmianę w mojej sylwetce i sposobie, w jaki się poruszam. Nie ulega jednak wątpliwości, że te wszystkie suknie, gorsety, peruki pomogły nam stać się tymi postaciami. Bardzo ułatwiają nam grę, bo nie musimy sobie tego wszystkiego wyobrażać. Wchodząc na plan, czułam się jak prawdziwa caryca na dworze. Niektóre ruchy, skinienia, zachowania zaczęły pojawiać się mimowolnie.
No właśnie. Nie zawsze korzystaliście z pomieszczeń wybudowanych w studio.
ELLE FANNING: Pojechaliśmy do Włoch, gdzie część scen została nagrana w prawdziwym zamku i muszę powiedzieć, że to było wielkie przeżycie. Poczułam się jak prawdziwa księżniczka (śmiech).
Jak próbowano cię utopić w skrzyni, też się tak czułaś?
ELLE FANNING: To było w pierwszym odcinku! I wiesz, że to nie było udawane. Naprawdę! Stworzono w studio wielki basen, by było można zanurzyć w nim skrzynię, w której mnie zamknięto. Do tego zrobiono ją głębszą, by oprócz mnie weszła tam jeszcze kamera. I to wszystko zaczęto zatapiać. Tu nie ma żadnych efektów specjalnych czy sztuczek. Oni naprawdę mnie zatapiali. Oczywiście wszystko było kontrolowane i bezpieczne, ale nie było tu żadnego dublera. W serialu nie widać, że ja w tej skrzyni siedziałam bardzo długo, ponieważ wchodzenie i wychodzenie zajmowało dużo czasu. Musiałam tam siedzieć, gdy ekipa dodawała i odlewała wodę, by uzyskać odpowiedni efekt. Czułam się jak na Titanicu, z tą różnicą, że woda była ciepła.
Nie jest to najlepsze porównanie, zważywszy na to, że Kate Winslet mało co nie utonęła podczas jednej ze scen zatapiania.
ELLE FANNING: Ok, to może nie jak na Titanicu (śmiech).
Co było dla was najbardziej uciążliwe na planie?
NICHOLAS HOULT: Przyswojenie wszystkich dialogów. Nigdy w mojej karierze nie miałem tak bardzo rozbudowanych wypowiedzi. Ilość tekstu, który musiałem przyswoić, był ogromny. Do tego trudno było mi wytrzymać bez śmiania się, bo ten tekst jest naprawdę zabawny. A każde „zagotowanie się” na planie skutkuje tym, że wszyscy musimy od nowa wygłaszać nasze kwestie. To było dla mnie największym wyzwaniem. Jednak efekty są genialne, o czym miałeś już okazję się przekonać.
ELLE FANNING: Ja nigdy wcześniej nie grałam w żadnej komedii, więc odnalezienie się w tym repertuarze było wyzwaniem. W tym gatunku najważniejsze jest odpowiedzenie wejście w tempo i ogromnie się bałam, że nie dam sobie rady, że się wygłupię przed wszystkimi. Pokonanie wewnętrznych barier było najtrudniejsze.