Na HBO GO trafił już specjalny świąteczny odcinek serialu Euforia. Pomimo tego, że produkcja Sama Levinsona cieszyła się ogromną popularnością, to zapewne nie wszyscy subskrybenci obejrzeli jeszcze pierwszy sezon produkcji. Postanowiliśmy więc nieco przybliżyć powody, dla których warto pochylić się nad docenioną przez krytyków i widzów serią. Przyznam szczerze, że moje pierwsze odczucia związane z serialem nie były szczególnie pozytywne. Po seansie odcinka otwierającego serię chciałam nawet zrezygnować z dalszego oglądania. Wydawało mi się, że skoro nastoletnie rozterki mam już za sobą, to szkoda czasu po raz kolejny przyglądać się wszelkiego rodzaju inicjacjom bohaterów. Miałam wrażenie, że - kolokwialnie mówiąc - jestem już na ten serial za stara. Początkowo nie odpowiadała mi też stylistyka, a rodzaj muzyki wykorzystanej w filmie okropnie mnie drażnił. Temat Euforii w rozmowie przypadkiem poruszyła jednak moja przyjaciółka, która za sobą miała już cały sezon. Pomimo mojej niechęci i oporu, przekonała mnie, bym serii dała jeszcze jedną szansę i obejrzała chociaż następny odcinek. Zapewniała, że warto. I miała rację. Euforia po kilku odcinkach bardzo się rozkręciła, a mnie wciągnęła totalnie. Dlaczego tak się stało? Dlaczego losy nastoletnich bohaterów są w stanie zaangażować nawet widzów, którzy czas adolescencji mają już za sobą? Sekret najpewniej tkwi w tym, że Sam Levinson postanowił ponadprzeciętnie wgłębić się w psychologię postaci. Każdy z licealistów, których poznajemy w serialu, ma swoją własną historię, skrywa szokujące i intrygujące tajemnice, traumy, krzywdy. Chociaż początkowo nie rozumiemy zachowań postaci, oceniamy je negatywnie, to po ich bliższym poznaniu rozumiemy, dlaczego tacy są. I dlaczego zachowują tak, jak zachowują. Początkowo niektórzy bohaterowie mogli nas odpychać z takich powodów, jak wybuchowe zachowania, skłonność do agresji czy nawet tak prozaicznych, jak wyzywający makijaż. Szybko zauważamy jednak, że ich powierzchowność czy sposób zachowania próbuje jedynie coś zamaskować, ukryć bardziej skomplikowane kwestie, rzeczy, do których często sami nie chcą się przyznać. Levinson nie traktuje swoich postaci powierzchownie, lecz proponuje nam pogłębione portrety młodych osób. Portrety, które co niektórych mogą szokować. Postaci są bowiem nie tylko barwne, ale często i kontrowersyjne. Pewne jest jednak, że Euforia to serial, którego bardzo mocną stroną są bohaterowie. Największe zasługi mają więc w tej kwestii autorzy scenariusza, ale oczywiście nie tylko. Odtwórcy ról drugoplanowych, czyli Barbie Ferreira w roli Kat, Jacob Elordi jako Nate czy Sydney Sweeney w roli Cassie aktorsko spisali się naprawdę świetnie.  Chociaż Euforia przybliża nam historie kilku młodych osób i daje nam wgląd w ich życie, to jednak najważniejszą bohaterką tej serii jest rewelacyjnie sportretowana przez Zendayę Rue Bennet. Przypomnijmy, że to za tę kreację aktorka otrzymała nagrodę Emmy jako najmłodsza laureatka w historii. Wbrew pozorom nie była to łatwa rola - sportretować uzależnioną od narkotyków osobę, tak by widzowie ani przez chwilę nie przestali wierzyć w autentyczność tej postaci, a dodatkowo z nią sympatyzowali - to prawdziwa sztuka. Zendayi się to udało. Sama zaś Rue jako główna bohaterka jest niezwykle ciekawa, przemyślana, ma w sobie coś, co sprawia, że chcemy bliżej ją poznać i choć nie popieramy wszystkiego, co robi, to wciąż trzymamy za nią kciuki, angażujemy się w to, co przeżywa. Mamy wrażenie oglądania na ekranie prawdziwej osoby, której charakter czy podejście do życia oddane są nawet w sposobie ubierania (muszę dodać, że serial warto obejrzeć chociażby ze względu na świetne stykówki bohaterów). W tej kwestii nie bez znaczenia jest też zapewne fakt, iż inspiracją dla tej postaci i były przeżycia samego twórcy - jego walka z depresją, atakami paniki i uzależnieniami właśnie. Wyraźnie widać więc głębię w tej bohaterce, łatwo dostrzec, iż nie jest postacią czysto fikcyjną. Monologi wewnętrzne Rue wypadły naprawdę dobrze i dodatkowo dają nam wgląd w jej psychikę, dopełniając obraz osoby uzależnionej i toczącej walkę z pragnieniem doznania euforycznych chwil. Euforia jest też oczywiście opowieścią o przyjaźni i o to przyjaźni bardzo niecodziennej, bo zawiązanej pomiędzy wyjątkowymi bohaterkami. Z ogromnym zaciekawieniem patrzy się, jak Rue i transseksualna Jules (w tej roli Hunter Schafer) nawiązują prawdziwą, ważną dla siebie relację. Sama zaś obecność w serialu transseksualnej bohaterki portretowanej przez transseksualną aktorkę również stanowi o wartości tej serii. Jako widzowie zostajemy oswojeni z tym tematem i jesteśmy w stanie choć odrobinę zrozumieć to, z czym borykają osoby transseksualne. O to zaś, by wspomniany watek został sportretowany wiarygodnie, zadbali już konsultanci i aktywiści tych środowisk. Euforia nie jest więc kolejnym serialem o nastolatkach. To wciągająca, angażująca, a dla niektórych odbiorców pewnie i szokująca produkcja, którą rewelacyjnie ogląda się już z przyczyn czysto estetycznych. Nie dziwią więc pozytywne recenzje, jakie zgarnął serial, ani też nominacje do nagród, m.in. Emmy czy BAFTA, a tym bardziej fakt, że powstaje drugi sezon Euforii. Kto więc jeszcze nie widział produkcji HBO, powinien nadrobić zaległości. Ja tymczasem zabieram się za oglądanie specjalnego świątecznego odcinka.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj