Family Guy, znany także jako Głowa rodziny, to animowany serial komediowy dla dorosłych, który stał się prawdziwym fenomenem. Co jest w nim tak wyjątkowego?
Trudno uwierzyć, ale Family Guy emitowany jest już od ponad 20 lat. Gdy pod koniec lat 90. ten serial startował, nikt nie spodziewał się sukcesu - zwłaszcza że Simpsonowie wciąż święcili triumfy. Koniec końców ta produkcja zaskoczyła wszystkich: nie tylko widzów i ekspertów, a przede wszystkim włodarzy telewizji FOX.
Takim pretekstem do przyjrzenia się fenomenowi tego serialu jest nowa książka Family Guy. Za kulisami, która kapitalnie opisuje wszystkie zakulisowe detale. Takie, które mogą zaciekawić widzów i fanów, a nawet takie, o których nikt by nie pomyślał. Okazuje się bowiem, że choć sam serial jest fenomenem samym w sobie, również jego kulisy są bardzo fascynujące. I nie tylko dla fanów, ale też dla widzów chcących poznać wszystkie aspekty związane z produkcją serialu animowanego, która bynajmniej nie jest tak prosta, jak można byłoby sobie wyobrazić. Zaskoczeniem jest choćby fakt, że sama animacja jest realizowana w... Korei Południowej, w której siedzi ekipa ponad 200 osób. A postprodukcja już w USA. Smaczków o kulisach, zrządzeniach losu i sporych zaskoczeniach jest co nie miara. Koniec końców jednak wszystko się sprowadza do postaci Setha MacFarlane'a, bo to jego "dziecko", w którym błyszczy kreatywnością, stylem, charakterem i poczuciem humoru.
Przyznam, że jestem fanem od początku. Specyficzny humor, często nazywany obrazoburczym, trafił do mnie momentalnie i trafia po dzień dzisiejszy. Czasem można było odnieść wrażenie, że Family Guy możne śmiać się z wszystkiego i wszystkich. Nie ma tutaj granic, politycznej poprawności, jest za to pełna swoboda. Okazuje się jednak, że wszystkie żarty są kontrolowane przez dwa działy telewizji FOX. Najpierw prawnicy sprawdzają, czy nie będzie tutaj problemów, więc jest z góry zabezpieczenie, a potem cenzorzy, czy wszystko nadaje się do telewizji (scenarzysta wspominał batalię na temat słowa "odbyt", co w sumie może brzmieć kuriozalnie). Biorąc to pod uwagę, jest to tym bardziej zaskakujące, że tyle szalonych gagów przez te lata tam trafiło. Czasem mówi się, że obecnie nie można śmiać się z niczego, a Family Guy przeczy temu zdaniu w całej rozciągłości. Jasne, to jest komedia, to ma być rozrywka, więc nikt nie będzie aż tak przeginać, by skończyło się to dużymi problemami. Choć patrząc na te lata wielopoziomowych dowcipów, aż dziwne, że nigdy nie skończyło się to kłopotami. Być może to też kwestia formy animowanej, do której po prostu ludzie mają więcej dystansu, niż do wersji aktorskiej? A może to kwestia jakiegoś przyzwyczajenia, w końcu Family Guy powstał w czasach, gdy ludzie nie obrażali się na wszystko (bez względu na to, czy mają powody, czy nie). Ma taryfę ulgową opinii publicznej.
Początki Family Guya nie były też tak piękne. Serial skasowano aż dwukrotnie! Patrząc na kulisy decyzji Foxa, trudno się nie denerwować. Przeważnie przyczyną tego jest mieszanie w ramówce, więc jeśli Family Guy świetnie sobie radził w niedziele i zdecydowano się go przenieść na czwartek, zwany w tamtych latach strefą śmierci, to czy mogło to skończyć się dobrze? Chyba jedynym plusem tej sytuacji jest nauka dla wielu producentów. Trzeba jednak im oddać, że pomimo sympatii do Family Guya, trudno było oczekiwać, że nagle w tamtych czasach to się zmieni i serial nabierze wiatru w żagle. Takie sytuacje często są dziełem czynników losowych, bo akurat dobre wyczucie czasu pozwoliło trafić w gusta odbiorców. Tyle że z opóźnieniem. Cały ten proces nie wydaje się czymś, co w jakimkolwiek stopniu da się odtworzyć w przypadku innych tytułów, a przez to też tym bardziej jest on tak ciekawy z perspektywy fana popkultury. Pozwala jednocześnie zrozumieć wiele mechanizmów, którymi rządzą się seriale.
fot. materiały prasowe
Pamiętam, że jak pierwszy raz oglądałem Family Guya, to skojarzenie nasuwało mi się z Simpsonami, a przecież bohaterowie obu produkcji ostatecznie się spotkali na ekranie. W końcu mamy formę animowanego serialu komediowego o rodzince. Family Guy to jednak kompletnie inna bajka niż Simpsonowie czy nawet Miasteczko South Park. Wszystko przez to, że Seth MacFarlane (zwany często człowiekiem orkiestrą) wziął koncept rodzinnego sitcomu i wywrócił go do góry nogami, aby go wyśmiać. Tak porządnie. Jednocześnie jednak nie jest to też parodia. Humor bowiem jest bardzo różnorodny i wielowarstwowy. Mamy sceny, w których twórcy raczą inteligentnym żartem czy wesołym nawiązaniem popkulturowym, by chwilę później rzucić coś najniższych lotów w stylu wymiotowania. Ta mieszanka - świadoma, kreatywna i odpowiednio wyważona - sprawia, że oba te czynniki pozwalają tworzyć całą unikalną koncepcję. Taką, która pozwoli trafić do całkowicie różnych grup odbiorców, którzy inaczej odbiorą poszczególne gagi czy zwariowaną głupkowatość bohaterów. W tym doszukuję się przyczyny tego fenomenu, bo twórcy pozwalają sobie na sporo kreatywności i zabawy konwencją. Folgują sobie, ile wlezie i jakimś cudem to działa na ekranie. Bawi i po latach cały czas zapewnia kawał dobrej rozrywki.
Jeśli jesteście osobami, które lubią zwariowany humor na naprawdę różnym poziomie, Family Guy jest propozycją dla Was. Serial animowany dla dorosłych jest szalony, odważny i obrazoburczy, ale nie popada w totalne skrajności choćby South Parku. Być może dlatego zawsze preferowałem Family Guya na tle podobnych tematycznie seriali. Oczywiście przez tyle nie da się powiedzieć, że każdy odcinek był znakomity, przezabawny i pomysłowy. Jak każdy serial emitowany tak długo ma swoje lepsze i słabsze momenty, a niektóre decyzje pozostawiają wiele do życzenia (choćby przemiana Stewiego z geniusza zła w... trudno powiedzieć kogo), ale zarazem, gdy przypomnę sobie choćby parodię Gwiezdnych Wojen, od razu chce mi się śmiać.