Kino od zawsze potrzebowało gwiazd, podobnie jak publiczność. Głośne nazwiska zwiększały koniunkturę, widzowie pragnęli oglądać swoich ulubieńców na ekranie. Dziś żadnym zaskoczeniem nie są ponętne kobiety, które nie mają problemu z odsłanianiem swoich wdzięków. Kupę lat temu było odwrotnie, a symboli seksu było o wiele mniej niż teraz.
Co może zachęcić mężczyznę do zapłacenia pieniędzy za bilet do kina? Ciekawy pomysł na film? Chwytliwy tytuł? Obsada? Powiedzmy. Szczególnie, kiedy pełna jest pięknych kobiet, pokazujących co rusz swoje atuty. Przełom lat 40. i 50. nie był dobrym czasem dla wzbudzających uwielbienie widzów amantów i amantek utożsamianych ze swoimi rolami. W tamtym okresie temat seksualności należał do tabu.
Nadeszły jednak lata 50., a wraz z nimi całe zastępy światowych gwiazd filmowych pożądanych i podziwianych, będących tak seksownymi, że wymyślono dla nich nowe określenie - seksbomba. W USA były to Marilyn Monroe, Jayne Mansfield i Elizabeth Taylor, we Włoszech - Gina Lollobrigida i Sophia Loren, we Francji - Brigitte Bardot, w Anglii - Diana Dors, ze Szwecji była Anita Ekberg. Najważniejsze było krągłe ciało, czyli wymiary; u Ekberg wynosiły 100 cm w biuście, 63 cm w talii i 95 cm w biodrach. Kluczowym wyznacznikiem kobiecości i pożądania stały się piersi. Wyścigi o największe biusty toczyły się nie tylko między Europą a Ameryką - konkurowały nawet przedstawicielki jednego kraju, jak Włoszki Loren i Lollobrigida. Piersi szybko stały się towerem i elementem kultury masowej.
Jedyne, co powstrzymywało seksbomby przed całkowitym pokazaniu swoich walorów, był restrykcyjny Kodeks Haysa - spisany w latach 30. XX wieku konserwatywny kodeks zajmujący się dopuszczalnością scen przedstawianych w filmach produkowanych i dystrybuowanych w Stanach Zjednoczonych. Nazwa pochodzi od nazwiska Williama Harrisona Haysa, amerykańskiego polityka i dyrektora generalnego poczty, któremu powierzono stworzenie zasad.
Kodeks zabraniał m.in. pokazywania seksu pozamałżeńskiego, nagości czy zmysłowych tańców, porodów, przedstawiania związków par mieszanych (białych i kolorowych), nawiązywania do nieheteronormatywnych zachowań seksualnych (np. homoseksualizmu), „instruowania”, jak dokonywać przestępstw (np. włamań, podpaleń, przemytu). Zabronione było również ośmieszanie religii i przedstawianie osób ją reprezentujących jako czarnych charakterów bądź postaci komicznych oraz spożywanie alkoholu, o ile nie było to absolutnie wymagane przez scenariusz (podobnie rzecz miała się np. z namiętnymi pocałunkami). Kodeks nakazywał, aby w pozytywnym świetle przedstawiać rodzinę i małżeństwo, zaś zdradę jako rzecz nieatrakcyjną, za którą człowieka może spotkać kara. Kodeks dopuszczał sceny gwałtu mężczyzn na kobietach. Sceny zabójstw, tortur, znęcania się nad dziećmi bądź zwierzętami miały zostać albo usunięte, albo stonowane, aby nie gorszyły widzów.
Kobiety mogły zatem eksponować swoje biusty poprzez sporych rozmiarów dekolty, ale pierś nigdy nie mogła być pokazana do samego końca. Z czasem dostrzeżono kolejne części ciała; w wypadku Monroe najważniejsza okazała się pupa, a zwłaszcza sposób poruszania nią. Zauważono, że entrée Marilyn polega nie na wejściu, tylko na wyjściu. Krążyły opowieści, że aktorka związywała sobie kolana, by wypracować specyficzny sposób chodzenia, który szczególnie seksownie prezentował się, gdy oglądano ją od tyłu.
Fenomen seksbomb przeżywał światowy rozkwit. We Francji zaczęło się szaleństwo na punkcie Bardot; w Polsce nastał Październik 1956 roku, a wraz z nim rozluźnił się gorset obyczajowy, dzięki czemu mogła zaistnieć Kalina Jędrusik. Dostała dumnie brzmiący tytuł pierwszej polskiej seksbomby, który dla prekursorki oznaczał problem ze znalezieniem ról w kinie, bo nie potrafiono znaleźć dla niej odpowiedniej oprawy. Na szczęście z pomocą przyszła telewizja.
Potem pojawiały się kolejne symbole seksu, każda dekada była w stanie wypromować kilka, a nawet kilkanaście nazwisk. Kobiet okrzykniętych seksbombami zaczęło robić się zbyt wiele. Lata 70. to prawdziwy rozkwit popularności wydawanego od 1953 roku magazynu dla dorosłych Playboy. Hugh Hefner mógł zacierać swoje bogate dłonie, bowiem znalezienie się na okładce jego pisma było uznawane za spory prestiż i wyróżnienie. Dodam tylko, że gwiazdy występowały tam w bardzo okrojonej odzieży.
Magię okładki wykorzystała Pamela Anderson (obchodząca dziś 49. urodziny, zatem wszystkiego najlepszego!), która u schyłku lat 80. trafiła do magazynu Playboy. Dopiero potem ruszyła jej aktorska kariera. Granice się zatarły, zmieniły się zasady gry. Nie liczył się talent i umiejętności, tylko walory estetyczne i siła nazwiska. Mężczyźni pokochali Pamelę Anderson i nie przeszkadzało im wcale, że jej gra aktorska nie była najwyższych lotów.
Lata 80. to jeszcze Samantha Fox, Katarzyna Figura, Debbie Harry, Kim Basinger, Sharon Stone i wiele, wiele innych. Kino w Polsce nie odstawało pod tym względem i też mieliśmy swoje ponętne gwiazdy. Katarzyna Figura została wymieniona, były jeszcze takie seksbomby jak Grażyna Szapołowska, Dorota Kamińska, Danuta Kowalska czy Anna Dymna. Kostka dawno przestała być najbardziej odsłoniętym elementem ciała aktorek. To właśnie w latach 80. rozpoczęła się trwająca do dziś ekspansja kobiecych ciał. Nie było już tabu, nie było czego się wstydzić.
Kolejne lata i dekady to już totalny wysyp i tylko kwestia gustu może decydować o tym, która z pań jest seksowniejsza, a która nie. W dzisiejszych czasach za dużo jest sztuczności, co zaczyna dotykać też kino i telewizję. Operacje plastyczne wypaczają prawdziwe piękno kobiety, które leży w jej naturalności. Tak było do lat 90. Dlatego pozwólcie, że o dzisiejszych gwiazdkach nawet nie napomknę, bo wypadłyby kiepsko w porównaniu z takimi seksbombami jak Marilyn Monroe czy Kalina Jędrusik.
Do dziś działa zasada krótkiego piedestału. Często królowanie jednych jeszcze się nie skończyło, gdy na sceny i ekrany wkraczały następne. Piękne dziewczyny i kobiety, którym kamera dodawała blasku, prezentowały różne typy urody, nie zawsze dysponowały talentem, czasem miały pecha i znikały szybciej, niż zaistniały. Tak jest i będzie, a nam pozostało jedynie tęsknić za prawdziwymi symbolami seksu.