Carnivàle był jedną z pierwszych produkcji HBO, która tajemnicę połączyła z magią cyrku działającego w 1934 roku. To na jego arenie toczy się walka dobra ze złem w atmosferze, przy której bardzo blado wypada nawet taka produkcja jak Miasteczko Twin Peaks. Świat ludzki pokazany niezwykle realnie miesza się tutaj z warstwą nadprzyrodzoną. Widzowie bardzo szybko odkryją nawiązania do najlepszych dzieł Kinga, Lyncha czy Gaimana. Zwłaszcza jeśli chodzi o postacie stworzone na potrzeby tego serialu. Są one tak złożone, że poznanie ich historii i prawdziwych charakterów zajmie widzowi trochę czasu. Weźmy na przykład kabalistkę tkwiącą w toksycznym związku z matką obdarzoną darem telepatii i telekinezy.

Cyrk jako arena walki

Carnivale to produkcja wielowymiarowa, opierająca się na rozplataniu coraz większej liczby fabularnych nitek wokół konfrontacji sił światłości reprezentowanych przez młodego chłopaka – Bena Hawkinsa, który jest obdarzony mocą uzdrawiania ‒ i sił mroku, których narzędziem jest kaznodzieja ‒ brat Justin. Przy czym ogromną zaletą serialu jest to, że niewiele jest tu czerni i bieli, obie główne postacie są skomplikowane i niejednoznaczne. W każdym odcinku Carnivàle poznajemy nowe fakty z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości bohaterów. Poza walką dobra ze złem, magią, tajemnicami każdego z bohaterów bieg wydarzeń przyspieszają także morderstwa. Momentami pcha to serial w stronę przerysowania i kiczowatości, ale jednocześnie dzieło Daniela Knaufa ma niepowtarzalny klimat i nie sposób po obejrzeniu jednego odcinka odmówić sobie kolejnego. Wpływa na to bardzo dopracowana strona wizualna serialu ‒ przede wszystkim rekwizyty, garderoba, plenery, charakterystyczna obsada. Nic więc dziwnego, że pod koniec kręcenia drugiej serii odcinek kosztował średnio 4 miliony dolarów.
Źródło: materiały prasowe
Daniel Knauf stworzył własny mistyczny świat, łącząc różne teologie w żyjącą własnym życiem mitologię. Uczynił to w sposób dla wielu obrazoburczy, ale nieodmiennie fascynujący. – Nie jest to jednak film dla każdego, to dzieło dla widza z dużą wyobraźnią, umiejącego choćby na chwilę oderwać się od ziemi – tłumaczył na jednej z konferencji Knauf. Podobnie jest z kolejną produkcją HBO pod tytułem Pozostawieni, której współtwórcą jest Damon Lindelof odpowiedzialny również za serial Lost. W tej ekranizacji książki Toma Perrotta tajemnica jest głównym motorem napędowym serialu ‒ przy założeniu, że nigdy nie zostanie ona rozwiązana.

O co chodzi?

Nagle znikają 2 procenty ludzkiej populacji i nikt nie wie dlaczego. Jakaś niewytłumaczalna siła zmienia ludzki los. Ci, którzy pozostali na Ziemi, starają się odnaleźć w nowej rzeczywistości. I tu dochodzimy do kluczowego zagadnienia serialu. Twórcy The Leftovers nie mają zamiaru wyjaśnić widzowi tego, co się stało z zagubionymi. Wolą skupić się na relacjach ludzi, którzy zostali. Pozostawieni bardzo szybko przeskakują od wątku zniknięcia populacji do wydarzeń teraźniejszych, które będziemy obserwować na przykładzie rodziny Garveyów. Są oni symbolem podzielonego świata i pokazują, jak nawet najsilniejsze więzi rodzinne potrafią pękać pod naporem doświadczeń niespodziewanych i trudnych do pokonania oraz ‒ co ważniejsze ‒ wytłumaczenia. Najczęściej ludzie wiążą zniknięcie osób z boską interwencją i końcem świata. Wielu z nich stara się znaleźć odpowiedź na dręczące ich pytanie „dlaczego oni, a nie ja?”. W takich chwilach ciężko zachować rozsądek i świeżość umysłu, dlatego też jak grzyby po deszczu wyrastają metafizyczne odpowiedzi na pytania, na które nikt nie potrafi odpowiedzieć. Ta niepewność losu i utrata bliskich jest głównym wątkiem i motorem napędzającym serial.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj