Dużo było niepokojów i smutków wśród wielbicieli muzyki filmowej – przez kilka miesięcy w napięciu czekali na decyzję władz Krakowa, które z powodu cięć budżetowych mogły odwołać kolejną edycję Festiwalu Muzyki Filmowej. Bitwa o ten festiwal, której losy początkowo wydawały się być przesądzone, przybrała niespodziewany obrót. Ze wszystkich stron świata płynęły do Polski wyrazy wsparcia – wielkie gwiazdy poprzednich edycji wysyłali listy, fani podpisywali petycje. Festiwalowi udało się przetrwać, a 24 maja do trudna drogę do Hali Ocynowni (niestety trudną także dla mieszkańców Krakowa) pokonali goście z całej Polski i spoza jej granic.
Inauguracja piątej edycji FMF rozpoczęła się więc od bardzo długich (i trochę nużących) podziękowań dla wszystkich wybawicieli i przyjaciół – po kilkudziesięciu minutach wypełnionych pięknymi słowami uprzejmości i wdzięczności, Magdalena Sroka (zastępca prezydenta Krakowa ds. kultury) dokonała uroczystego otwarcia festiwalu (ponownie wszystkim dziękując), zaś na scenę wkroczyły w końcu trochę bardziej interesujące postacie.
[image-browser playlist="602008" suggest=""]fot. Aneta Błachewicz
Dla wielu wiernych fanów program tegorocznego festiwalu był prawdziwym ciosem w serce – oczekiwania na kolejną cześć pirackiej trylogii nie miały szans na zrealizowanie. Zamiast "Piratów z Karaibów" w tym roku mogliśmy obejrzeć "Pachnidło" – ekranizację głośniej powieści Patricka Suskinda, opowiadającej o człowieku obdarzonym węchem absolutnym, który pragnie stworzyć najpiękniejszy i najpotężniejszy zapach świata. Tom Tykwer (reżyser filmu i jednocześnie kompozytor muzyki) i Reinhold Heil (współautor ścieżki dźwiękowej) gościli już wcześniej w Krakowie. Krótki wywiad przeprowadzony z nimi dostarczył nam informacji zarówno o mającym nastąpić koncercie, jak i procesie komponowania muzyki do ich filmu. W przypadku "Pachnidła" był on dość skomplikowany – lata prób, sukcesów i porażek, traktowania samego pomysłu zrealizowania tego projektu jako pewnego rodzaju eksperymentu, który może nigdy nie dojść do skutku – po wysłuchaniu tej opowieści muzyka do "Pachnidła" wydała się być jeszcze większym dziełem. Tom Tykwer pokazał się zgromadzonym widzom od jak najlepszej strony – był szczerze podekscytowany koncertem i tłumami ludzi, które się przed nim rozpościerały – uwiecznił je na kilku zdjęciach pamiątkowych, zrobionych ze sceny. Na Tykwera także czekała niespodzianka – w ramach celebracji jego 47. urodzin publiczność odśpiewała "Sto lat" – dość kiepskie wykonanie przyprawiało o ból głowy (a już z pewnością Toma, który przyznał się, że ledwo co wyleczył się z urodzinowego kaca), ale stanowiło całkiem sympatyczny akcent. Tykwer i Heil zadedykowali koncert zmarłemu w zeszłym roku producentowi filmu.
Ścieżka dźwiękowa z "Pachnidła" na Festiwalu Muzyki Filmowej pojawiła się już trzy lata wcześniej, jednak tylko w okrojonej wersji. W tym roku mogliśmy usłyszeć ją w całości, w formie, w jakiej nigdy wcześniej się jeszcze nie zabrzmiała. Jak dowiedzieliśmy się z opowieści gości festiwalu – w trakcie rejestrowania jej na potrzeby filmu, każda jej część składowa była nagrywana w innym miejscu i w znacznych odstępach czasu. W Krakowie odbyła się zatem światowa premiera wykonania pełnego, kiedy to orkiestra 90-osobowa orkiestra połączyła swe siły z niemalże setką chórzystów, a za ich placami trwała projekcja filmu. Taka forma była nowością także dla twórców "Pachnidła", którzy nie ukrywali podekscytowania tym wydarzeniem – Reinhold Heil stwierdził, że właśnie tej nocy rozpoczyna się kolejna przygoda z "Pachnidłem". Po polskiej premierze podobny koncert ma odbyć się także w Lucernie, Paryżu, Monachium i Londynie.
[image-browser playlist="602009" suggest=""]fot. Aneta Błachewicz
Jak przyznawali sami twórcy – stworzenie ścieżki dźwiękowej do tak specyficznej historii było wyzwaniem niesamowicie trudnym – ich zadaniem było zamienić dostania zmysłów na nuty, sprawić, żeby słuchający tej muzyki usłyszeli to, co powinni wyczuć węchem. Dzieło genialnego trio znakomicie oddaje ducha opowieści o Janie Baptyście – silnie działa na wszystkie zmysły i stwarza niepowtarzalny nastrój. Tak też było na czwartkowym koncercie. Dzięki perfekcyjnej współpracy orkiestry i chóru z pięknym akompaniamentem sopranu Karoliny Gorgol-Zaborniak naprawdę mogliśmy na te dwie godziny przenieść się na ulice Paryża. Nie wyobrażałam sobie, że ktokolwiek mógł się temu nastrojowi nie poddać.
Jakie wrażenie koncert zrobił na widzach? Przysłuchując się rozmowom ludzi opuszczających hale po koncercie, można było odnieść wrażenie, że niewielkie. Zamiast słów uznania dla kunsztu wykonawców można było wychwycić narzekania na zbytnie przeciąganie koncertu. W kolejce do autobusu nie brakowało peanów na cześć poprzednich edycji i muzyki z "Władcy Pierścieni", zakończonych stwierdzeniem, że "niestety teraz będzie już tylko gorzej", a także niezwykle ciekawej dysputy pomiędzy kilkoma panami, nie mogącymi zgodzić się co do tego, która z ofiar Grenouille'a była najpiękniejsza.
[image-browser playlist="602010" suggest=""]fot. Aneta Błachewicz
Widać było, że znaczna część publiczności widziała po raz pierwszy "Pachnidło" właśnie na festiwalu. Przez cały czas trwania koncertu ze wszystkich stron dochodziły śmiechy i szepty ludzi komentujących miedzy sobą fabułę i usiłujących przypomnieć sobie nazwiska pojawiających się na ekranie aktorów. W takiej sytuacji muzyka, która miała oczywiście odgrywać najważniejszą rolę, schodziła na dalszy plan i przypominała o sobie tylko w momentach, w których rozbrzmiewała najgłośniej. Kilka osób osób do tego stopnia poczuło się tak, jakby znajdowali się w kinie, że zaczęli opuszczać salę na długo przed zakończeniem, a w momencie, gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, nastąpił zmasowany atak na drzwi wyjściowe. Maestro Ludwig Wicki (niestrudzenie dyrygujący przez dwie godziny po zażyciu... tabliczki czekolady) wydobywał ze swojej orkiestry najpiękniejsze dźwięki, zaś tłumy ludzi, odwróconych tyłem do sceny, przeciskały się gorączkowo, żeby jak najszybciej zająć miejsca w autobusie powrotnym. Wielka szkoda, gdyż nie tylko stracili wspaniałą część koncertu, ale także okazali zupełny brak szacunku wobec wykonawców, a ich głośne tupanie po zupełnie nieprzystosowanej to tego podłogi hali, zepsuło końcówkę koncertu tym, którzy na miejscach pozostali. Taka sytuacja naprawdę zadziwia, dodatkowo biorąc pod uwagę to, że prowadzący przed rozpoczęciem koncertu wyraźnie poprosili wszystkich o pozostanie do końca i nagrodzenie wykonawców brawami.
Niedobory we wrażliwości niektórych widzów to jednak jedyny zarzut, jaki można postawić – koncert był wspaniały, idealne współbrzmienie muzyków oraz doskonała synchronizacja z obrazem budziły podziw, organizacja także nie zawiodła. Pierwszy dzień festiwalu trzeba zaliczyć do bardzo udanych.
Relacje z 5. Festiwalu Muzyki Filmowej w Krakowie:
Dzień pierwszy: "Pachnidło" | Dzień drugi: Wojciech Kilar | Dzień trzeci: "Obcy"