Początek września upłynął mi pod znakiem Gears 5. Ukończyłem kampanię fabularną i spędziłem trochę czasu w trybach sieciowych. Gra bardzo przypadła mi do gustu i w zasadzie jedynym, co tak naprawdę mi przeszkadzało, były irytujące błędy i niedociągnięcia techniczne. Możliwe, że w momencie czytania przez Was tego tekstu, zostały one już naprawione i możecie cieszyć się rozgrywką bez żadnych utrudnień. Jedną z największych zalet gry jest to, w jak umiejętny sposób łączy ona elementy klasyczne, dobrze znane z poprzednich odsłon serii, z tymi zupełnie nowymi, wprowadzającymi powiew świeżości. Postanowiłem więc przyjrzeć się temu w osobnym tekście, zwracając uwagę nie tylko na nową grę The Coalition, ale również na inne takie przypadki w branży. Gears 5, po ukończeniu krótkiego samouczka, zaczyna się w sposób bardzo typowy dla serii. Niewielka grupka bohaterów trafia do podziemnych, skrytych w mroku tuneli. Pierwsze lokacje są liniowe, mają formę długich korytarzy, które prowadzą graczy z punktu A do punktu B, oferując tylko nieliczne rozwidlenia, gdzie czasami można znaleźć jakiś ukryty przedmiot. Większych różnic nie odczuwa się też w samym modelu strzelania – nadal jest ono efektowne, brutalne,  headshoty sprawiają mnóstwo satysfakcji, a kluczem do długiego żywota jest tu chowanie się za osłonami. Nie brak tutaj też aktywnego przeładowania, które jest jedną z wizytówek cyklu. Fani mogą poczuć się tutaj jak w domu – niebezpiecznym i pełnym odrażających wrogów, ale jednak domu. Szybko okazuje się jednak, że nie cała gra będzie tak wyglądać i już w drugim akcie wprowadzone zostają otwarte lokacje. To coś, czego w Gears of War nigdy wcześniej nie było. The Coalition przygotowało je w bardzo przemyślany sposób. Zwiedzane przez nas tereny nie są zbyt rozległe i daleko im do ogromnych, w pełni otwartych światów znanych m.in. z Red Dead Redemption 2 czy Assassin’s Creed: Odyssey. Jednocześnie są one jednak na tyle duże, że można znaleźć na nich dodatkowe zadania i poboczne aktywności, które pozwalają na moment oderwać się od głównego wątku i poszukać poukrywanych przedmiotów. Jeśli jednak nie chcemy tego robić, to nie ma problemu. Gra nas do tego nie zmusza, nie ma tutaj konieczności grindowania, zdobywania lepszych broni itd. Gears 5 ani na moment nie tracą jednak swojego charakteru, który seria wypracowała przez lata. Te większe, otwarte przestrzenie są tutaj jedynie niewielkim wycinkiem całości i w trakcie trwającej około 8-10 godzin kampanii regularnie trafiamy do wnętrz budynków, tuneli czy na ciasne ulice miast. Tam rozgrywka staje się bardziej liniowa, zbliżona do tej z poprzedniczek. Proporcje są tu odpowiednio wyważone i mam wrażenie, że dzięki temu tytuł ten ma szansę trafić zarówno do miłośników serii, jak i kompletnych nowicjuszy, dla których jest to pierwsza styczność z Gearsami. Oczywiście, Gears 5 to piąta część serii, a zarazem bezpośrednia kontynuacja „czwórki”, ale twórcy chyba byli świadomi tego, że wiele osób może podejść do niej bez znajomości wcześniejszych odsłon – korzystając np. z dostępności gry w ramach abonamentu Xbox Game Pass. Główny wątek jest tutaj przedstawiony w bardzo łopatologiczny sposób, a w menu można znaleźć całkiem sensowne i przystępne streszczenia całej, mającej już 13 lat historii. W podobnie naturalny sposób wprowadzono większą rolę JACKa. Robot pojawiał się w grach z tej serii już wcześniej, teraz zaś uczyniono z niego pełnoprawnego członka drużyny. Podczas zabawy odblokowujemy jego kolejne zdolności, a zbierane części pozwalają na ich ulepszanie. To wyjątkowo mało inwazyjny sposób na to, by wprowadzić do tego cyklu elementy RPG, które obecnie znaleźć można w naprawdę wielu tytułach z segmentu AAA. Twórcy w bardzo bezpieczny sposób wprowadzili nowe elementy do gry, która przyzwyczaiła nas do klasycznej, staroszkolnej rozgrywki. Takie stopniowe dodawanie kolejnych elementów to dobra decyzja, dzięki której mogą przekonać się do nich nawet najwięksi fani poprzedniej trylogii, w której pierwsze skrzypce grał Marcus Fenix. Branża zna też inne takie przypadki. Otwarte lokacje pojawiły się tez w Metro: Exodus i Uncharted 4: Kres Złodzieja, a wszystkie te trzy gry (łącznie z najnowszymi Gearsami) dodały również pojazdy, pozwalające na komfortowe przemierzanie większych map. Oczywiście nie brakuje produkcji, które zamiast powolnej ewolucji postawiły na bardziej drastyczne zmiany i mimo tego osiągnęły spory sukces. Tutaj za przykład może posłużyć God of War, który ze stosunkowo prostego slashera stał się przygodową grą akcji z bardzo kinową narracją czy Resident Evil 7, które po latach wróciło do przerażających korzeni i zmieniło sposób prezentowania akcji z kamery TPP na FPP. Gears 5 i inne podobne przypadki mogą mieć nie tylko na celu odświeżenie dawnej, nieco przestarzałej już formuły. Może być w tym też drugi, ukryty cel – badanie  gruntu pod inne, bardziej drastyczne już zmiany. Kto wie, może w kolejnych latach doczekamy się Gearsów czy Uncharted z naprawdę ogromnymi i w pełni otwartymi światami? Patrząc na bardzo pozytywne przyjęcie ostatnich odsłon tych serii, nie byłbym tym wcale zaskoczony.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj