DAWID MUSZYŃSKI: Jak to się dzieje, że inteligentni ludzie dopuszczają się tak okropnych rzeczy jak te ukazane w serialu Terror: Dzień Hańby? GEORGE TAKEI: Jest w człowieku coś takiego, że stara się na swoich liderów wybierać osoby szlachetne, którym zależy na tym, by dany kraj rozwijał swój potencjał. Był najlepszy. Dlatego kraje tworzą konstytucje, które mają im w tym pomagać. Jednak nie zawsze wszystko idzie tak jak byśmy tego chcieli. Kiedy byłem nastolatkiem bardzo chciałem zrozumieć otaczający mnie świat. Podczas jednego obiadu poprosiłem mojego ojca, by wyjaśnił mi, czym jest demokracja. I jak ją opisał? Jako władzę, którą w rękach mają obywatele. Ludzie, którzy potrafią osiągać wspaniałe rzeczy. Powiedział mi wtedy zdanie, które towarzyszy mi przez całe życie: Wszyscy jesteśmy równi. Mamy równe prawa. Jesteśmy równo oceniani w świetle prawa. Musimy jednak pamiętać, że ludzie są niedoskonali. Popełniają błędy. W wyniku tych błędów dzieją się straszne rzeczy. Na przykład stworzenie obozów przejściowych, w których się wychowywałem. Mój ojciec oceniał bardzo dobrze prezydenta Franklina Roosevelta. Uważał go za znakomitego przywódcę, który podczas ogromnej recesji w latach 30. tworzył nowe miejsca pracy, rozwijał małe miasteczka, budując mosty czy drogi, starał się rozruszać gospodarkę. Ale w obliczu tragedii, jaką była II wojna światowa i atak na Pearl Harbour popełnił błąd. Przez tę jedną okropnie głupią decyzję wiele tysięcy ludzi przeszło piekło. A moja rodzina była jedną z nich. Ile miał Pan lat, gdy trafił Pan do obozu? Miałem zaledwie 5 lat. Rozumiał Pan co się dzieje dookoła? Nie miałem pojęcia. Pewnej nocy na naszej ulicy pojawili się żołnierze z karabinami. Nawet nie pukali do drzwi. Oni w nie z całej siły walili. Pamiętam, że cały dom od tego walenia się trząsł, a ja razem z nim. Moja matka płakała, ojciec starał się zachować spokój, ale widziałem, że jest przerażony, bo coś złego miało się zaraz wydarzyć. W jednym momencie przestaliśmy być obywatelami amerykańskimi a staliśmy się wrogami naszego kraju. Żołnierze wyciągali z domów wszystkich mieszkańców japońskiego pochodzenia. Mieliśmy dosłownie kilka minut na to, by się spakować i opuścić nasze domy.
fot. Ed Araquel/AMC
I jak tata tłumaczył Panu, co się dzieje? Powiedział, że jedziemy na dłuższe wakacje. Byłem przekonany, że to prawda i że wszyscy sąsiedzi jadą z nami. Moi rodzice starali się mnie ochronić przed tą brutalną rzeczywistością. Nie chcieli by horror, który miał miejsce wpłynął na moje dzieciństwo. Do dziś jestem im za to ogromnie wdzięczny. Pamiętam długą podróż do naszego nowego domu, który okazał się być obozem. Jechaliśmy zatłoczonymi autobusami eskortowanymi z każdej strony przez wojsko. Byłem przekonany, że właśnie ten sposób wyglądają wyjazdy na wakacje każdej rodziny. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się na środku pustyni. Pamiętam jak bardzo ludzie byli przerażeni, bo myśleli że zostaniemy przez żołnierzy rozstrzelani z dala od cywilizacji. Okazało się, że ten postój był po to, by rozprostować kości po długiej podróży. Mało kto jednak ze strachu chciał opuścić autobus. Jak wyglądało życie w takim obozie? Moi rodzice starali się by było ono jak najnormalniejsze. Ojciec zrobił dla nas boisko do gry w baseball, bo do tego nie trzeba było wielu rzeczy. Jednak najstraszliwszym momentem był ten, kiedy zostaliśmy z tego obozu wypuszczeni i mogliśmy powrócić do społeczeństwa. Dlaczego? Ponieważ byliśmy przez wszystkich znienawidzeni za to, co wydarzyło się w Pearl Harbour, choć nie mieliśmy z tym nic wspólnego. Pojechaliśmy wtedy do Los Angeles, co na początku nie wydawało się być dobrym pomysłem. Nikt nie chciał zatrudnić Japończyków. Nikt nie chciał wynająć nam nawet mieszkania. W szkole byłem nazywany przez nauczycieli ”żółtkiem” i nikt się mną nie przejmował. To było przerażające uczucie. Miałem wtedy 8 lat, a moja młodsza siostra 4. Ona urodziła się w obozie i nie znała innej rzeczywistości. Dla niej ten barak ze szczurami i karaluchami, śmierdzący fekaliami znajdującymi się wszędzie na ziemi, opleciony ogrodzeniem z drutu kolczastego był domem, za którym tęskniła. Płakała po nocach, chcąc tam wrócić. Czyli najgorszy był moment opuszczenia obozu? Zarówno przyjazdu do obozu jak i jego opuszczenia. Początek i koniec. Środek był znośny, bo jako dzieci byliśmy w stanie dostosować się do panujących warunków.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj