Gra o tron to z całą pewnością trudne, ryzykowne i wymagające dużej dozy determinacji zajęcie. Niewielu wychodzi z niej cało, lecz o tych, którym się uda, będzie się śpiewać pieśni. Twórcy serialu opartego na sadze "Pieśń Lodu i Ognia" Georga R. R. Martina, chcąc nie chcąc, wplątali się w tę średniowieczną, krwawą zawieruchę. Dotychczas światło dzienne ujrzały dwa, całkiem udane, sezony, a na 1 kwietnia zaplanowano premierę trzeciego. Z jakimi trudnościami zmierzą się twórcy podczas kręcenia kolejnych?
Monumentalność sagi
Każdy, kto sięgnął po choć jeden tom sagi, wie, że cykle o "Harrym Potterze" i "Narni" to przy "Pieśni Lodu i Ognia" elementarze do nauki czytania. Liczba bohaterów, mnogość wątków i szczegółowość opisywanego świata mogą przyprawić o zawrót głowy. Spis członków rodów, który autor umieszcza na tyłach wszystkich części, rozrasta się w "Tańcu ze Smokami" do kilkudziesięciu stron. Przy tej ilości treści zadaniem twórców serialu nie będzie przedstawienie świata ze wszystkimi jego szczegółami (to po prostu zwyczajnie niemożliwe), lecz wybranie i przedstawienie tych wątków, które są niezbędne do przedstawienia całej historii, a także oczywiście tych, które dla przeciętnego widza będą atrakcyjne. W efekcie w serialu nie spotkamy wszystkich drugo- i trzecioplanowych postaci, a niektóre wydarzenia w ogóle nie zostaną pokazane, podczas gdy inne wręcz przeciwnie – wyszczególnione.
Widać to wszystko zresztą już w dwóch pierwszych sezonach, w których np. turniej rycerski został ograniczony do bodaj dwóch pojedynków, przecięcia konia i walki między Clegane'ami. W książce turniej był wielkim i znacznie bardziej rozbudowanym wydarzeniem. Z drugiej strony mamy romans między Renlym i Lorasem, który był w serialu bardzo widoczny, zaś w książce pozostawał raczej w sferze żartów, spekulacji i domysłów.
Takich uproszczeń i przerysowań można się spodziewać również w kolejnych sezonach serialu, jednak dopóki nie wypaczą one sensu całej historii, najlepiej przymknąć na nie oko.
[image-browser playlist="592767" suggest=""]©2013 HBO
Wiek bohaterów
George R. R. Martin przyzwyczaił swoich czytelników do tego, że książki pisze w tempie jednostajnie spowolnionym - na każdą kolejną część przychodzi czekać nieco dłużej niż na poprzednią.
Fabuła książek zawiera się w zaledwie kilku latach, co oznacza, że Bran Stark, który na początku ma osiem lat, pod koniec sagi będzie dopiero wkraczał w wiek nastoletni. Aktor grający Brana – Isaac Heampstead-Wright - ma obecnie niespełna 14 lat. Jeżeli ostatnia książka cyklu wyjdzie (przy sprzyjających wiatrach znad Wąskiego Morza) za 5 lat, mały Isaac zdąży już w tym czasie napisać maturę. Oczywiście przy założeniu, że Bran dożyje do końca serii, co w przypadku Starków można uznać za nie lada wyczyn. Interesująco może wyglądać scena, w której Hodor dźwiga na swych barkach małego, w połowie sparaliżowanego chłopca, czyli 19-letniego Isaaca, który właśnie zastanawia się nad kierunkiem studiów.
Tyrion "najszarszy z szarych"
Tyrion Lannister to dla wielu fanów książki i serialu ulubiony bohater. Sam Martin stwierdził, że rozdziały o karle pisze mu się najłatwiej i najprzyjemniej, a bohatera określił jako "najszarszego z szarych". Z każdą kolejną stroną książki stopniowo zacierają się granice między szlachetnymi rycerzami i czarnymi charakterami. Postacie mają swoje motywacje, a także słabości, które sprawiają, że popełniają błędy. W serialu te charakterologiczne różnice będą uwypuklane. Krasnal stanie się jeszcze sprytniejszy, Król Joffrey, którego ocena i w książce wydaje się być jednoznaczna, bardziej bezwzględny, a Starkowie nieskazitelni jak płatki śniegu.
Twórcy serialu z przedstawianiem postaci radzą sobie dość dobrze, co widać np. po scenie słownego starcia między Littlefingerem i Varysem w sali tronowej. Rozmowa ta, zdawać by się mogło błaha, aż kipi od aluzji i cichych gróźb oraz doskonale pokazuje, jak skomplikowanymi i doświadczonymi graczami są obaj jej uczestnicy. Takich "Littlefingerów" i "Varysów" jest książce wielu, a każdy z nich jest wyrafinowanym uczestnikiem pokerowej rozgrywki o tron i każdy przy pomocy innych kart próbuje ugrać coś dla siebie. Istotne jest to, aby podczas ukazywania jasnych i ciemnych stron postaci, nie zgubić gdzieś po drodze, trudnych do jednoznacznej oceny moralnej, odcieni szarości. Wszak dobro i zło to pojęcia względne, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a władza to jedynie cień na ścianie.
[image-browser playlist="592768" suggest=""]©2011 HBO
Achronologiczność akcji
W początkowej fazie fabuła książki biegnie, nieco meandrując, jednym korytem. Później jednak rozplata się, tworząc sieć mniejszych lub większych, ciągnących się równolegle odnóg. Kolejnym wyzwaniem twórców serialu będzie umiejętne łączenie poszczególnych wątków tak, żeby widz nie utonął gdzieś po drodze.
Problem może się pojawić wtedy, gdy jedno wydarzenie jest przedstawione z perspektywy dwóch różnych postaci, w dwóch różnych książkach. Sam Martin pisał, że wybrał wariant achronologiczny jako ciekawszy dla czytelnika. Pytanie, czy dla widza taka narracja będzie w ogóle zrozumiała, a dla twórcy możliwa do przedstawienia? Chyba raczej należy się spodziewać przemieszania wątków z poszczególnych książek z zachowaniem chronologii.
***
"Pieśń Lodu i Ognia" Georga R. R. Martina to saga, która z punktu widzenia ekranizacji jest niezwykle wymagająca. Dotychczas twórcy serialu sprostali temu zadaniu całkiem nieźle i pozostaje mieć nadzieję, że kolejne sezony będą trzymać poziom. Nie należy się jednak spodziewać, że będą w stu procentach zgodne z książką - bo to by serial zabiło.