Na nowe GTA jeszcze sobie trochę poczekamy. Naiwnością byłoby twierdzić, że nikt nie będzie chciał fanów tytułu od Rockstar zagarnąć. Przynajmniej na chwilę. Wszak czekają oni na nowy tytuł, w którym mogliby się bez reszty zatracić. Wykonać kilka zwariowanych misji i poczuć odrobinę adrenaliny. Studio Volition postanowiło im właśnie coś takiego dostarczyć pod postacią rebootu serii Saints Row. Podchodziłem do tego tytułu sceptycznie, ponieważ poprzednia odsłona mnie nie urzekła. Generalnie zaczęło mi przeszkadzać, jak bardzo ten tytuł był odklejony od rzeczywistości. Twórcy chyba też zdali sobie z tego sprawę, bo w nowym otwarciu postanowili zejść na ziemię. Fabuła została ciekawie napisana. Zaczynamy od mozolnego tworzenia swojej własnej grupy przestępczej w mieście, które jest już zdominowane przez rywalizujące ze sobą gangi. Do odważnych świat należy, dlatego stworzony przez nas bohater wraz z kumplami w składzie: D-J Kevin, przedsiębiorca Eli i kierowca Neenah stara zaznaczyć swoją obecność. Cała czwórka mieszka razem i na początku dokonuje małych rozbojów, by zebrać na czynsz. Oczywiście z biegiem czasu ich apetyt rośnie i zaczynają poczynać sobie coraz śmielej. W mieście jest dużo misji do wykonania, zarówno tych podstawowych popychających akcję do przodu, jak i pobocznych, mających na celu umocnienie naszej pozycji. Fabuła jest dość filmowa, obfitująca w liczne zwroty akcji i widowiskowe sceny. Generalnie adrenalina wręcz wylewa się z ekranu. Czas przy tym tytule płynie bardzo szybko. Przynajmniej tak było z tymi 4 godzinami rozgrywki, do których miałem dostęp.
foto. materiały prasowe
+10 więcej
Twórcy wzięli przykład z Cyberpunk 2077, pozwalając graczom precyzyjnie zbudować sobie własną postać. Ilość szczegółów, na jakie mamy wpływ, jest naprawdę spora. Choć nie ukrywam, że jest tu jeszcze sporo do poprawienia, ale na to jest jeszcze czas. Płeć, kolor skóry, rodzaj bielizny, wielkość przyrodzenia. Wszystko możemy sobie tutaj wybrać. Dla mnie nie jest to istotne, ale wiem, że są gracze, którzy przez kilka godzin potrafią dopracowywać swoje awatary. Już pierwsza misja, w której jako żółtodziób wstępujemy do elitarnego składu najemników, do którego ewidentnie nie pasujemy, ale ktoś potrzebował mięsa armatniego, wygląda ciekawie. Rozgrywka mocno stawia na strzelanie do licznych przeciwników. Cały czas coś wybucha, tempo jest szybkie, a przeciwnicy wymagający, choć nie jacyś nie do przejścia. Raz przeskakujemy pomiędzy jadącymi samochodami, ochraniając konwój, by innym razem ciągnąc przez miasto za sobą ogromny kontener, rozwalać nim ścigających nas wrogów. Widać, że twórcy są fanami serii Szybcy i Wściekli i trochę od nich ściągają pomysły na misje. Do tego dochodzą zabawne filmowe przerywniki. Twórcy postawili też na różnorodność w misjach, więc nie ma tutaj monotonii. Zmieniają się zarówno przeciwnicy, jak i sceneria. Jest też możliwość wykonywania niektórych misji w systemie kooperacyjnym, co jeszcze bardziej potęguje frajdę z wykonywania ich. Zwłaszcza gdy, tak jak na pokazie, partner siedzi obok. Co by nie było za dobrze, to muszę powiedzieć, że inteligencja przeciwników nie jest zbyt wysoka. Często biegną na nas niczym kamikaze bez jakiejś taktyki, huzia na Józia. Trudniej robi się dopiero, gdy tych przeciwników jest więcej. Niemniej mam nadzieję, że da się ten poziom jeszcze podnieść, nim finałowa wersja trafi w Wasze ręce. Inaczej ta gra, sprawiająca dużo frajdy, będzie się Wam wydawała zbyt prosta. Na pochwałę zasługuje także bardzo rozbudowane i różnorodne miasto Santo Ileso. Nie miałem zbytnio czasu, by się w nie mocniej zagłębić, ale to, co przez te 4 godziny zobaczyłem, zaciekawiło mnie na tyle, że chętnie do niego wrócę, by je jeszcze sobie dłużej eksplorować, zaglądając w różne zakamarki. Twórcy postawili też silnie na to, by otoczenie dało się zniszczyć. Bardzo rzadko trafiamy więc na coś, czego nie możemy uszkodzić. Również misje poboczne ładnie wpasowują się w klimat miasta. Raz musimy znaleźć palety z narkotykami, innym razem mamy obniżyć ocenę jakiejś restauracji i zmierzyć się z gangiem, do którego dana knajpa należy. Na koniec kilka zdań o grafice. Na pokazie grałem na PC, więc nie wiem, jak gra będzie wyglądała na konsolach, ale mogę powiedzieć jedno, to nie jest tytuł stworzony z myślą o sprzętach nowej generacji. Grafika jest tutaj pomyślana bardziej pod PS4 niż PS5, co nie znaczy, że jest brzydka. Jest ładna i płynna, ale odstaje od kilku nowych tytułów, przy których widać, że były robione z myślą o bardziej wymagających, nowych sprzętach. Niemniej podczas scen, w których dużo się działo, grafika nie zwalniała, nie zaobserwowałem downgrade'u. Fajnie by było, jakbyśmy dostali różne warunki atmosferyczne, bo nie ma co się czarować, w Saints Row raczej króluje słońce, z krótką przerwą na burzę piaskową. Nie obraziłbym się, gdyby raz na jakiś czas na miasto spadł deszcz. Patrząc jednak na to jak nienaturalnie na razie wygląda w tej grze woda, można się domyślać, czemu twórcy postanowili jej unikać. Podsumowując, Saints Row zapowiada się na ciekawą grę, która na chwilę pozwoli nam zapomnieć o GTA. Jest to też bardzo fajnie wymyślony reboot serii, która tego potrzebowała, ponieważ jakiś czas temu totalnie się zgubiła. Chętnie podejdę do niej jeszcze raz, jak już dostanę finałową wersję do sprawdzenia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj