Stwierdzić, że uniwersum Gwiezdnych Wojen jest rozbudowane, to tak jakby powiedzieć, że Mount Everest jest całkiem wysokie. Ilość książek, komiksów, gier i innych produktów należących zarówno do dawnego Rozszerzonego Uniwersum, znanego obecnie jako Legendy, jak i do nowego kanonu, jest przytłaczająca.

Cudowne lata 80. – nowa nadzieja rynku gier

Choć miała premierę w tym samym czasie co Star Wars: Episode IV - A New Hope, konsola Atari 2600 musiała na swoją pierwszą grę z uniwersum poczekać aż do 1982 roku. Wtedy ukazało się Star Wars: The Empire Strikes Back, oparte na Star Wars: Episode V – The Empire Strikes Back oryginalnej trylogii i będące zarazem pierwszą licencjonowaną grą ze świata Gwiezdnych Wojen. Należy tutaj zaznaczyć, że "oparte" to trochę za mocne określenie. Gra polegała bowiem na lataniu w lewo (bądź prawo) snowspeederem i niszczeniu maszyn kroczących Imperium... i to wszystko. Brzmi może i nędznie, ale należy pamiętać o możliwościach, jakie miał ówczesny sprzęt. Rok później ukazały się dwie kolejne gry oparte na oryginalnej trylogii. Pierwsza, zatytułowana po prostu Star Wars, przeniesiona była wprost z automatów i skupiała się na ataku na Gwiazdę Śmierci z Star Wars: Episode IV – A New Hope. Tytuł imitował trójwymiar z wykorzystaniem grafiki wektorowej. Ograniczenia sprzętowe nie pozwalały portowi na Atari dorównać oryginałowi, ale nie przeszkadzało to w dobrej zabawie. Drugi z wydanych wtedy tytułów to Star Wars: Return of the Jedi – Death Star Battle. Tu znów mamy do czynienia z Gwiazdą Śmierci, tym razem jednak z Star Wars: Episode VI – Return of the Jedi. Zadaniem gracza było przeniknięcie przez pole siłowe i zniszczenie owej superbroni. Jak poprzednie tytuły, gra nie oferowała zbyt wiele, pozostawiając sporo wyobraźni gracza. Wraz z nią miała ukazać się jeszcze jedna gra, Star Wars: Return of the Jedi – Ewok Adventure, jednak nigdy nie została ona wydana, a jedyna znana kopia prototypu znajduje się w rękach prywatnych. Listę tytułów na Atari zamyka Star Wars: Jedi Arena. Gra polegała na odbijaniu błyskawic wystrzeliwanych przez drona treningowego w stronę przeciwnika. Jedynym elementem, jakim gracze mogli sterować, były same miecze świetlne, a gra nie za bardzo chciała działać poprawnie, przez co nie zapisała się w annałach historii. W latach 80. pojawiły się także gry na komputery ZX Spectrum i pochodne. A chodzi o Death Star Interceptor oraz Star Wars: Droids. Pierwsza z nich to inne spojrzenie na słynny atak i ucieczkę z pierwszej Gwiazdy Śmierci. Druga zaś to tytuł przygodowy, oparty na serialu pod tym samym tytułem, lecz ze sterowaniem tak koszmarnym, ze mało kto chyba ukończył tę produkcję (poniżej podpisany, mimo zacięcia również nie dał rady).

Lata 90. – PC kontratakuje

Choć poprzednia dekada bezapelacyjnie zdominowana była przez produkcje konsolowe, to w nowej walka między platformami była już dużo równiejsza. Pierwszym większym tytułem i jednocześnie odejściem od fabuły filmowej trylogii był legendarny już Star Wars: X-Wing. Wraz z siostrzanym Star Wars: TIE Fighter tytuł ten zrewolucjonizował rynek gier gwiezdnowojennych. Jak nietrudno się domyśleć, produkcje te skupiały się na postaciach pilotów po obu stronach konfliktu. Fabuła była świetna, grafika jak na tamte czasy przełomowa i nawet dzisiaj nie da się niczego tym produkcjom zarzucić. Gry doczekały się kilku rozszerzeń, remasterów i wspólnego wydania jako Star Wars: X-Wing vs. TIE Fighter, a także kontynuacji w postaci Star Wars: X-Wing Alliance. Można je zresztą nadal zakupić, do tego w wersji bez problemu uruchamiającej się na nowych systemach. W tym samym roku co X-wing ukazało się również Star Wars: Rebel Assault. Tematyka podobna, choć nowy tytuł był tak zwaną grą na szynach – czy wręcz filmem interaktywnym – opowiadającą o przygodach pilota/pilotki Rebelii podczas wydarzeń znanych z oryginalnej trylogii (i nie tylko). Była to jedna z pierwszych gier, w których zastosowano technologię Full Motion Video. Dwa lata później ukazał się sequel, w którym zwarto jeszcze więcej scen z udziałem aktorów, zaś użyte w nim akcesoria i stroje pochodziły prosto z filmowego planu. W latach 90. powstała jeszcze jedna seria skupiająca się na losach pilotów walczących w Galaktycznej Wojnie Domowej – Star Wars: Rogue Squadron. Na komputery PC ukazała się tylko pierwsza część – w roku 1998 – - podczas gdy pozostałe dwie są tytułami przeznaczonymi wyłącznie na konsolę GameCube. Bohaterami serii są piloci z tytułowego Szwadronu, zaś gracz kontroluje postać Luke'a Skywalkera. Historia nie jest oryginalna, choć oferuje czasem nieco inne spojrzenie na pewne wydarzenia z trylogii, i skupia się głównie na ikonicznych bitwach sagi. Te lata to też początek istnej rewolucji, kiedy to zaczęły wypływać tytuły odchodzące od głównego wątku sagi, z nowymi bohaterami i nieznanymi nam wydarzeniami. Najlepszym przykładem jest seria Jedi Knight, która rozpoczęła żywot od 1995 roku grą Star Wars: Dark Forces i ciągnęła się przez trzy sequele i jeden samodzielny dodatek aż do roku 2003. Przez większość serii, z pominięciem ostatniej części, głównym bohaterem jest Kyle Katarn. Przechodzi on długą drogę od zwykłego najemnika do mistrza Jedi, po drodze zbaczając nawet na ciemną stronę Mocy. Większość gry to strzelanina pierwszoosobowa, choć w dalszych odsłonach pojawiła się możliwość przełączania widoku na TPP, co bardzo pomaga przy walce na miecze świetlne. A jest jej dużo i jest świetnie zrealizowana, zwłaszcza w Star Wars Jedi Knight: Jedi Academy gdzie dodano nawet dwa miecze świetlne czy też saberstaff - broń, którą rozsławił Darth Maul. Dwa lata później, w 1997 roku, ukazała się na PC i konsolę Nintendo 64 kolejna gra, która przedstawiła nieznanego dotąd bohatera - Star Wars: Shadows of the Empire. Dash Rendar to najemnik pomagający Luke'owi w poszukiwaniach zaginionej Lei. Bohatera obserwujemy tym razem z perspektywy trzeciej osoby, czasem przełączając się na walkę zmotoryzowaną, czy też obsługę działa statku protagonisty. Gra była całkiem przyjemna, jednak nie odbiła się tak szerokich echem jak Star Wars: Dark Forces i nie doczekała się, niestety, żadnej kontynuacji. Nie oznacza to jednak, że zapomniano o grach na podstawie filmów George'a Lucasa czy o konsolach, przecież były jeszcze dwa flagowce Nintendo – NES i SNES. Obie otrzymały w latach 1992-93 swoje Super Star Wars opartych na epizodach IV-VI, choć Star Wars: Episode VI - Return of the Jedi ominął poczciwego NES-a. Graficzne te wersje różniły się niebotycznie, wszak przeskok między 8 a 16 bitami był ogromy. Gry mają jednak wiele cech wspólnych, takich jak wierność filmom, interesująca rozgrywka i niesławnie już wysoki poziom trudności.
fot. LUCASARTS
 
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj