Nieobecni to serial w ofercie Playera, który inspirowany jest najgłośniejszymi zaginięciami w naszym kraju. Główną bohaterką jest Mila Gajda, która wraca do rodzinnego Kasprowa na święta Bożego Narodzenia. Kiedy dociera do domu, zastaje przygotowaną kolację. Brakuje jednak najważniejszego - ojca, jego żony oraz jej brata. Do śledztwa wyznaczony zostaje Filip Zachara, osobliwy podkomisarz z Centrum Osób Zaginionych, mający zespół Aspergera. W tej roli oglądamy Piotra Głowackiego, którego tropy niejednokrotnie zaprowadzą do Pawła Borkowskiego, bohatera granego przez Grzegorza Damięckiego. Aktor wcielił się w postać niejednoznaczną, której motywacje ujawniają się dopiero w drugiej połowie sezonu. Miałem okazję porozmawiać z nim nie tylko o serialu Playera, ale także o teatrze w sytuacji pandemicznej i kolejnych projektach z jego udziałem. Z rozmowy dowiecie się też o szansach na powstanie 2. sezonu serialu W głębi lasu. Michał Kujawiński: W serialu Nieobecni wciela się pan w jedną z drugoplanowych ról. Co zachęciło pana do wzięcia udziału w tym projekcie? Grzegorz Damięcki: Zawsze dokładnie czytam scenariusz. W tym przypadku również poprosiłem o próbkę tekstu. W trakcie lektury pomyślałem, że to coś ważnego. Znowu miałem szansę dotknąć tematów, mało spenetrowanych, istotnych społecznie. Tak jak w przypadku serialu Szóstka (poruszaliśmy kwestię przeszczepów, zagadnienie o którym krążą stereotypy i półprawdy). Nieobecni traktują o zaginięciach, których jest w Polsce bardzo dużo. Niewiele wiemy o kulisach pracy ludzi szukających innych. Co w ogóle powoduje, że ludzie znikają? I jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, bezpośrednio związana z moim bohaterem, Pawłem Borkowskim – jak łatwo stygmatyzujemy ludzi. Znam mechanizmy funkcjonujące w polskich małych społecznościach. Łatwo przychodzi nam wydać miażdżący werdykt. To prosta droga do napiętnowania, zniszczenia człowieka. W dużym mieście  można się łatwiej zaszyć, przeczekać, pozostać anonimowym. Ponieważ pojawiła się szansa opowiedzenia o tym problemie i zdemaskowania kolejnych stereotypów, chętnie wszedłem w projekt. Czy postać reżysera, Bartosza Konopki, z którym miał pan okazję współpracować przy serialu W głębi lasu, była jakimś dodatkowym argumentem  przemawiającym za wzięciem udziału w serialu Playera? Tak. Poznaliśmy się na planie W głębi lasu i poczuliśmy  zawodową "chemię" - podobna metryka, wrażliwość i poczucie humoru. Po zakończeniu prac nad W głębi lasu powiedzieliśmy sobie, że byłoby świetnie spotkać się jeszcze zawodowo. To właśnie Bartek zaproponował mi ten tekst i obiecał, że będzie czas na wspólne dyskusje, analityczne próby. Dla mnie to bardzo ważne. Teatr przyzwyczaił mnie do komfortu zadawania reżyserowi pytań. Nie nadaję się do szybkiej sitcomowej roboty. Przed Nieobecnymi Bartek zagwarantował, że będziemy siedzieli nad dialogami, zadawali wszystkie możliwe kłopotliwe pytania i szukali alternatywnych rozwiązań, jeżeli ktoś poczuje potrzebę.
Fot. Player
Po sześciu odcinkach można powiedzieć, że postać Pawła Borkowskiego jest jedną z bardziej zniuansowanych – wydaje się być czarnym charakterem, ale zgodzi się pan, że jest tutaj chyba więcej odcieni szarości? To najbardziej fascynujące. Nie interesuje mnie karykatura życia, w której coś jest tylko białe lub czarne. Albo zło, albo dobro. Moim zdaniem nie ma sytuacji zero-jedynkowych. Opowiadając historię najgorszego zwyrodnialca, kogoś bez skrupułów, natrafimy na cząstki człowieczeństwa – każdy przecież ma jakąś rodzinę, skrywa cierpienia albo przynajmniej zatrzymuje się na czerwonym świetle. Chcąc przedstawić pełny obraz bohatera, trzeba takich rzeczy szukać. Co do Pawła Borkowskiego, pojawiamy się z naszą oceną w końcowym stadium pewnego zjawiska. Pod jego adresem padają  zarzuty, że to okropny, nieetyczny człowiek. Przecież zostawił żonę, więc również dzieci... No i okropna jest również  kobieta, która miała wspaniały dom, ciężko pracującego męża, dzieci, kota, a śmiała romansować z tym mężczyzną. I już! Załatwiliśmy sprawę! Stygmatyzujemy ludzi, kompletnie nie wiedząc, co leży u podstaw takich zdarzeń. Nie znamy kontekstu. Nie wiemy, co dzieje się w głowie i w sercu takiego kogoś. Chciałem mieć szansę na opowiedzenie, dlaczego Paweł podejmuje takie, a nie inne decyzje. Kolejne odcinki serialu pokazują właśnie, że pana postać nie analizuje, nie zastanawia się nad konsekwencjami – w imię miłości Borkowski chciał ukryć ciało, łamie kolejne przepisy. To chyba ciekawa odmiana po roli Pawła Kopińskiego w serialu Netflixa – W głębi lasu? Tak. Trzeba cały czas dbać  o pewien "płodozmian", nie dać się zaszufladkować. Wśród ludzi, którzy decydują o kształcie obsady, pojawiają się często (utrwalane naszymi wyborami) schematy myślenia na nasz temat. Trzeba zadawać temu kłam. Nie można pozwolić, żeby nasz zawód stał się skarbonką określonych i oczekiwanych min i gestów. Dlatego też wziąłem udział w realizacji gry wideo The Medium z Tomkiem Bagińskim i Pawłem Maśloną. Również dla takich przełamań trzymam się teatru. Czasem chcemy wskoczyć do morza, uciec na spływ kajakiem lub pływać żabką w jeziorze. Za każdym razem woda, ale stale coś nowego! Dostrzec można jednak w pana filmografii pewną spójność. Jeśli chodzi o grę w serialach, to zazwyczaj wybiera pan produkcje kryminalne. Czy granie w serialach z tego gatunku interesuje pana najbardziej?  To dzieło przypadku. Każdy scenariusz oceniam pod kątem szansy na twórczą pracę. Zadaje sobie pytanie: widzisz tu cel? Widzisz w tym siebie? Możesz coś do tego dodać? Akurat ostatnio są to często kryminały. Ten gatunek "dostarcza" mi bohaterów, których życie  eskaluje, przyspiesza i obfituje w przełomy. Śledząc drogę takich postaci jesteśmy świadkami odwagi, załamań, kłamstw lub skrajnego heroizmu. Jestem zdania, że sztuka nie powinna przenosić życia "jeden do jednego",  takie obrazki mamy na ulicy. Zadaniem sztuki jest synteza. Może bohater dobrze napisanego kryminału jest najbardziej "nagi" psychologicznie? Oczywiście bardzo czekam na tematy niekryminalne. Brakuje ich wyraźnie. Potrzebujemy tego wszyscy. I artyści, i widzowie.
Fot. Player
Właśnie, sztuka może być formą eskapizmu, ucieczki od codziennych problemów. Tak się składa, że ostatnio rynek serialowy w Polsce dostarczył wiele produkcji realizowanych specjalnie dla Netflixa, HBO, Canal+ oraz właśnie Playera, co wiąże się z nieco większym poziomem od tego prezentowanego w tradycyjnej telewizji. Jak pan ocenia rynek serialowy w Polsce z perspektywy aktora? Zgadzam się z tym, co pan mówi. Producenci oglądają każdą złotówkę ze wszystkich stron. Widzowie i producenci nie chcą cierpieć, patrząc na "szwy" i dyktę, czy to w psychologii postaci, czy w nakładzie środków na scenografię, kostium, muzykę. Liczy się  szeroko rozumiana jakość. Dlatego ci pierwsi, którzy bywają pasjonatami kina, angażują do poważnych projektów prawdziwych literatów, reżyserów z wyobraźnią i aktorów którzy może zadają zbyt wiele pytań, ale dają szansę. Scena teatralna uczy pewnego rodzaju myślenia, a ono podpowiada, jakie pytania zadać. Jeżeli odpowiedni ludzie trafiają na siebie, powstaje czas na twórczość, nikt nikogo nie popędza i to jest bezcenne... Cieszę się, że mam możliwość od czasu do czasu brania udziału w takich projektach. Zapewniam jednak, że liczba złych lub bardzo złych tekstów, jakie czytam, jest większa. Można powiedzieć, że im więcej seriali powstaje w różnych miejscach, tym większe prawdopodobieństwo powstania mniej udanych projektów... Jak z muzyką. Żeby dogrzebać się  do naprawdę dobrej płyty, trzeba przebrnąć przez dziesiątki strasznych lub średnich. I nagle trafia się ta, do której chce się wracać. Jak pan sobie radzi z pandemią? To jest temat, którego trudno nie poruszyć. Brakuje panu kontaktu z żywą widownią w teatrze? Bardzo mi brakuje. Mój Mistrz – pan Gustaw Holoubek – powtarzał, że jeżeli w czasie przedstawienia idzie wszystko  jak należy, to publiczność i aktor oddychają w tym samym rytmie. W sytuacji, w której "patrzą" dziesiątki pustych krzeseł, trzeba wypracowywać zupełnie nowy rodzaj mobilizacji wyobraźni. Nigdy nie sądziłem, że to okaże się fascynujące... wydawało mi się, że tylko smutne i frustrujące. Swój zawód traktuję jako ciągły poligon doświadczalny. Ostatecznie więc ta pustka jest  nieznośna, ale ciekawa. Oczywiście chciałbym, żeby jak najszybciej się skończyła. Jestem zwierzęciem towarzyskim. Lubię początkowy hałas, a potem szmer  na widowni. Lubię też pełną napięcia ciszę pełnej widowni. Udaje się czasem wywołać coś, co ośmielam się nazwać metafizyką. Tego mi brakuje i bardzo za tym tęsknię.
fot. Netflix
Widzi pan jakieś zagrożenia dla teatru spowodowane właśnie pandemią? Istnieje ryzyko, że widownia nie wróci od razu, nawet jeśli będzie to możliwe. Może niektórzy zatracą ochotę na  teatr? Jestem jednak optymistą. Oczywiście pytanie sugeruje, że będzie słabo. Oswajamy się do życia w oderwaniu i zamknięciu, tracimy pewne stadne nawyki. Nie chcę myśleć, że to się utrwali! Wydaje mi się, że będzie odwrotnie – w ludziach rośnie głód wszelkiego rodzaju kontaktów. Sądzę, że jak tylko skończy się pandemia, urodzi się masa dzieci, ludzie będą oblegać restauracje, kawiarnie, sale kinowe i teatry. Nie da się w człowieku zniszczyć instynktu życia stadnego, a teatr dodatkowo przenosi w świat bajki, gdzie jedna strona udaje, że... "ty jesteś prawdziwy, a ja udaję, że ciebie nie ma". I to jest jedno z niewielu pięknych  kłamstw... teatr. Absolutnie nie mam wątpliwości, że ludzie wrócą do teatru. Trzymamy zatem kciuki, żeby widzowie oraz aktorzy prędko mogli wrócić do teatru. Na koniec chciałbym zapytać o kolejne projekty z pana udziałem. Czy możemy spodziewać się 2. sezonu W głębi lasu od Netflixa? Pytam ze świadomością tego, że fabuła serialu zamknięta została w jednej książce Cobena, ale popkultura lubi takie sytuacje. W przeciwieństwie do pana, bo wiemy z różnych wywiadów, że nie jest pan miłośnikiem grywania jednej postaci na przestrzeni wielu sezonów. Zdecydowanie jestem krótkodystansowcem. Podziwiam aktorów, którzy potrafią całymi latami grać jednego bohatera. Ja po prostu nie umiałbym do takiej pracy przychodzić. Pojawiają się przymiarki do kontynuacji W głębi lasu, ale nie chcę i nie mogę mówić, w jakiej formie i czy w ogóle to nastąpi. "Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach" – bardzo lubię to powiedzenie. Wielokrotnie się sprawdziło.  Cały dalszy ciąg tamtej historii ma szansę na ciekawe rozwinięcie znowu społecznie bardzo ważne, więc... Jeśli chodzi o inne historie, to skończyliśmy z Janem Kolskim zdjęcia do filmu Republika dzieci w ostatniej chwili, tuż przed lockdownem. Janek jest w bardzo dobrej kondycji artystycznej, dał nam cudowny wycisk, zaraził dziecięcym wprost entuzjazmem. To bardzo ważna osoba w moim świecie. Realizował po raz kolejny autorski scenariusz – bardzo piękny i nietypowy . Miałem zaszczyt być cząstką jego magicznej maszyny. Spotkałem na planie kapitalnych aktorów. Pojawiło się także nowe, świetne tłumaczenie Makbeta, bardzo nowoczesne. Mam nadzieję, że tekstowi uda się zaistnieć, jest niezwykły. I jeszcze pod wpływem ostatnich wydarzeń na polskich ulicach  odkryłem na nowo starą polską sztukę teatralną. Miałem też w ręku trzy istotne scenariusze filmowe. W tym przypadku nie ma jednak co dzielić skóry na niedźwiedziu. Pożyjemy - zobaczymy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj