Gwiezdne Wojny z 1977 roku czasem są nazywane remiksem. George Lucas korzystał z różnych źródeł popkultury przy tworzeniu dzieła, które ostatecznie stało się największym fenomenem w historii kina. Czego tu nie ma! U podstaw leży japońskie kino Kurosawy, dzieje samurajów, kinowe seriale z lat 30. w stylu Flasha Gordona czy książka Bohater o tysiącu twarzy Josepha Campbella, a to przecież zaledwie kilka przykładów. W fundamentach świata Star Wars sporo miejsca zajmuje też Diuna autorstwa Franka Herberta oraz późniejsze powieści z cyklu. Łatwo zauważyć, co zostało zaczerpnięte z tych dzieł, bo niektóre rzeczy są dość oczywiste, ale wiele innych już niekoniecznie. Trzeba jednak podkreślić: to inspiracje, a nie kopiowanie rozwiązań. To dopasowywanie pomysłów do swojej wizji.
Taką oczywistością jest pustynna planeta. Tatooine przecież ma wiele wspólnego z Arrakis. Ten motyw został jeszcze kilkakrotnie wykorzystany w ważnych wydarzeniach uniwersum Star Wars (bitwa o Jakku ostatecznie zakończyła istnienie Imperium). Młody bohater Luke Skywalker urodził się na tej prawie nienadającej się do zamieszkania planecie, a Paul Atryda razem z rodziną przeniósł się na Arrakis – oba miejsca są równie odległe, nieprzyjazne i niebezpieczne. Luke i Paul odkrywają w takim otoczeniu swoje przeznaczenie i zaczynają za nim podążać.
Na pewno pamiętacie, że wujek Luke'a był tak zwanym farmerem wilgoci, czyli nadzorował rozstawione maszyny, które zbierały wodę z atmosfery. Na Arrakis również były specjalne kolektory, które spełniały identyczną funkcję. Pod to też można podciągnąć dość luźną inspirację żniwiarkami, które na Arrakis zbierały przyprawę. W Star Wars chodzi o piaskoczołg Jawów. Otóż pojazd (nazwany dopiero w czasach Luke'a piaskoczołgiem) lata wcześniej został zbudowany jako urządzenie górnicze do wydobywania różnych rzeczy w niesprzyjających warunkach. Cel obu więc był podobny – do tego oba w języku angielskim nazywane są sandcrawler. Można by jeszcze wspomnieć o niebezpiecznym monstrum zwanym sarlacc – jego paszcza kojarzy się z czerwiami. Oczywiście to już naprawdę luźna inspiracja, bo Lucas dodał mu przecież macki i inne cechy.
Przyprawa (zwana także melanżem) to coś fundamentalnego dla Arrakis. W końcu o nią toczyła się walka w Diunie, bo – jak powiedział baron Harkonnen – kto kontroluje przyprawę, kontroluje galaktykę. Jej wpływ na osobę biorącą też jest ciekawy. W uniwersum Franka Herberta przyprawa mogła obudzić uśpione strefy ludzkiego umysłu – objawiała się przez zwiększenie działania zmysłów. Niektórzy nawet uzyskiwali nadzwyczajne zdolności. W Gwiezdnych Wojnach również pojawia się przyprawa, ale nie ma ona aż tak dużego znaczenia fabularnego czy ekonomicznego jak w Diunie. Jest to tylko drogi i dochodowy narkotyk, dzięki któremu gangsterzy zarabiają krocie. Kto włada galaktyką w obu światach? Jest to coś dużego, potężnego. W Diunie – Imperium Imperatora Shaddama IV, a w Gwiezdnych Wojnach znane nam Imperium Sitha Palpatine'a. Obie historie w jakimś stopniu doprowadzają do upadku totalitarnych rządów. Plus mamy oczywiście sardaukarów i szturmowców – miały być to elity wojskowe, ale wiemy, jak skończyło się z tymi drugimi. Jednak gdy przyjrzymy się dziejom obu imperiów, dojdziemy do wniosku, że różnice są ogromne. George Lucas rozwinął to w zupełnie innym kierunku. Te inspiracje wykraczały poza Nową nadzieję. W Imperium kontratakuje oraz w Powrocie Jedi mamy motyw Luke'a i Lei, który również wydaje się zaczerpnięty z Diuny. Mamy przecież rodzeństwo, które łączy dość nadnaturalna więź – w tym przypadku Moc. Dlatego też Leia mogła odnaleźć Luke'a pod koniec części V. W Diunie podobna kwestia dotyczyła Paula Atrydy i jego siostry Alii. Nie byli bliźniakami, ale i tak rodzeństwo łączyła niezwykła więź. Kwestie rodzinne na tym się nie zamykają, bo – co wiedzą fani książki – ich dziadkiem okazał się złoczyńca, czyli baron Vladimir Harkonnen. A przecież w Star Wars ojcem bohaterów był Darth Vader. Ikoniczne "jestem twoim ojcem" było jednym z najbardziej szokujących twistów w historii kina, którego nikt się nie spodziewał. Warto zwrócić uwagę także na Duncana Idaho, który wydaje się pewnego rodzaju punktem wyjścia dla kreacji Hana Solo. Na pierwszy rzut oka to dość nieoczekiwane połączenie. Ale czy na pewno? W książce Duncan służy Atrydom, ale jest trochę jakby z boku. Opisywany był jako renegat i kobieciarz. Jego luz, sposób bycia i charakter przypomina trochę Hana Solo. Lucas przy tworzeniu przemytnika oparł się jednak na dość ogólnych inspiracjach, bo na początku bohater niechętnie myśli o walce. Lubi kasę, ma przyjaciela Chewiego i dopiero potem przechodzi przemianę. Co ciekawe, sam Jason Momoa podczas promocji pierwszej Diuny użył w wywiadach porównania do Hana Solo, więc zdecydowanie dostrzega to wiele osób. W Powrocie Jedi niektórzy doszukują się pewnej inspiracji książką Bóg Imperator Diuny z 1981 roku, wydaną dwa lata przed premierą widowiska. Chodzi o postać Jabby Hutta, bogatego i wpływowego gangstera z gwiezdnowojennego uniwersum. Jego wygląd przypomina trochę ślimaka bez skorupki. W powieści Franka Herberta był wątek syna Paula, Leto II Atrydy, który zmienił się w coś, co przypominało Jabbę. Trudno uwierzyć, że to przypadek. Uniwersum Star Wars nie jest jedynym światem, w którym znajdziemy inspiracje z Diuny. Frank Herbert i jego powieści science fiction inspirowały, motywowały i pobudzały wyobraźnię od zawsze. Niektórzy mówią, że Diuna to Gwiezdne Wojny dla dorosłych. Jednak trzeba zaznaczyć, że oba światy mocno się od siebie różnią. Dobry twórca rozsądnie korzysta z tego, co daje mu popkultura. George Lucas pokazał, jak stworzyć ze znanych elementów coś świeżego, kompletnie nowego i zaskakującego. Proces remiksu filmowego to temat na osobny tekst, ale Gwiezdne Wojny świetnie to obrazują samymi porównaniami do Diuny.