Tak, tą osobą jestem ja. Mojego wspominkowego felietonu o Gwiezdnych wojnach nie przeczytacie właśnie z tego prostego powodu – nie mam żadnych wspomnień. Dla mnie Gwiezdne wojny to coś nowego, coś, co poznałam przed chwilą. Chcę się z Wami podzielić przemyśleniami na ten temat i może sprawić, że ktoś, kto jeszcze nie zdecydował się poznać tego uniwersum, zmieni zdanie. Nie patrzcie na to, jak nadchodzącą premierą filmu Star Wars: The Force Awakens ekscytują się Wasi rodzice, bracia, siostry, koledzy i koleżanki. Dołączcie do nich, bo warto. W tej starwarsowej gorączce, która trwa i która już niedługo wybuchnie z jeszcze większą mocą, trudno być osobą stojącą z boku. Omija Was coś fantastycznego. *** Refleksje po Nowej nadziei | Refleksje po Imperium kontratakuje | Refleksje po Powrocie Jedi | Refleksje po Mrocznym widmie Dziś pora na wrażenia dotyczące filmu Star Wars: Episode II - Attack of the Clones Tekst pisany bezpośrednio po pierwszym seansie. No url

1. Anakin i Natalie "Stalowe Krocze" Portman

To było gorsze od Jar Jara. To było najgorsze, co zobaczyłam we wszystkich pięciu filmach z uniwersum Gwiezdnych wojen. Ba! To było gorsze niż większość romansowych wątków, które miałam okazję oglądać w kinie w ogóle. Jestem w szoku. Tej dwójki NIE DA SIĘ OGLĄDAĆ. Są pozbawieni uroku i sensu, nie ma między nimi chemii, a kwestie, które wygłaszali, sprawiały, że krwawiły mi uszy. Na dowód przykłady: "Boję się, że ten pocałunek będzie blizną na moim sercu", "Nie boję się śmierci. Umieram dzień po dniu, odkąd wróciłeś". Boli. Tak bardzo boli. Ten wątek romansowy jest kuriozalny, żenujący i odpychający. Zresztą postacie Anakina i Padme nie funkcjonują także osobno. Oboje są beznadziejnie napisani i jeszcze gorzej zagrani. Już nie wspomnę o tym, że Padme po dziesięciu latach wygląda identycznie jak w Mrocznym widmie, a mimika Haydena sugeruje, że ma on ciągle problemy z zaparciami. Koszmar.

2. Brak scenariusza

Tu już nawet nie można powiedzieć, że scenariusz był słaby czy pisany na kolanie - jego po prostu nie było. Film składa się z luźnych, w większości niepowiązanych ze sobą scen, które chaotycznie biegną jedna po drugiej. Nie ma tu żadnej logiki, postępowanie bohaterów z niczego nie wynika, poszczególne postacie żyją swoim życiem i wskakują do danych scen, kiedy jest im wygodnie. Film nie oferuje żadnego napięcia, żadnych emocji. Nie skalał się zwartą i spójną fabułą, w której wydarzenia zazębiałyby się, by koniec końców przynieść rozwiązanie. Tu nie ma rozwiązania. Nie ma puenty. Nie da się rozróżnić początku, środka i końca. Po prostu ktoś zapomniał napisać scenariusz, więc poskładano film ze scen walk, nieudolnych wyznań miłosnych i nic nieznaczących dialogów.

3. Hrabia Dooku

Okej, kim jest ten gość i o co mu chodzi? Miałam naprawdę poważne problemy, by załapać, co się nagle stało, że wparował on w środek historii bez ładu i składu i to jeszcze jako praktycznie główny przeciwnik Jedi i Republiki. Gdzie są jego motywacje? Gdzie logiczne i jakieś bardziej szczegółowe wyjaśnienia jego działań? Jak się stał uczniem Imperatora? Dlaczego? Jaki ma interes? Co sobą reprezentuje? Na żadne z tych pytań film nie udziela satysfakcjonujących odpowiedzi. Dooku brakuje też charyzmy i jest niewiarygodnie... nudny. Ot, nagle go nie było, a potem był. Tak można podsumować jego historię.

4. Walczący Yoda

To praktycznie jedyny plus tego filmu i najlepsza scena. Jedna z lepszych w całych dotąd obejrzanych przeze mnie Gwiezdnych wojnach. Jestem ogromną fanką Yody, uważam, że to najciekawsza postać uniwersum, a przy tym stoi wysoko w ogólnym rankingu postaci filmowych, które wyjątkowo lubię. Scena, w której Yoda walczy z Dooku, jest doskonała - świetnie zrealizowana, idealnie wyważona, ekscytująca i angażująca. Pierwszy i jedyny raz podczas Ataku klonów poczułam prawdziwe emocje, zainteresowanie i z radością patrzyłam na to, co dzieje się na ekranie. Yoda jest doskonały, ten bohater to największe osiągnięcie uniwersum Gwiezdnych wojen.

5. Daleko jeszcze do końca?

Z ogromnym westchnieniem rozczarowania muszę przyznać, że Atak klonów jest przeraźliwie nudny. Wynika to przede wszystkim z tych elementów, o których piałam wyżej. Niewiarygodne, że film przygodowy, który miał wszelkie podstawy, by być doskonałą rozrywką, jest nieatrakcyjny. Z letargu wyrywały mnie tylko nieliczne momenty (Yoda, C-3PO, R2-D2, muzyka), a poza tym nie mogłam doczekać się końca. A koniec nie nadszedł szybko, te ponad dwie godziny dłużyły się i dłużyły. Muszę wyznać szczerze - nie dałam rady obejrzeć Ataku klonów w całości za jednym zamachem. Oglądałam wieczorem i musiałam zrobić sobie pół godziny przerwy po mniej więcej połowie na szybki prysznic, bo inaczej bym po prostu zasnęła. Ziewanie było już nie do powstrzymania.

6. Bolesne rozczarowanie

No niestety - to był upadek z dużej wysokości. Pokochałam starą trylogię, naprawdę zaangażowałam się emocjonalnie, polubiłam bohaterów. Potem przyszło Mroczne widmo, które nieco stępiło mój entuzjazm, ale nie straciłam wiary w to, że nowa trylogia może jeszcze nabrać rumieńców, może pozytywnie mnie zaskoczyć. Mroczne widmo było średnim filmem, wiem, że po prostu stara trylogia postawiła wysoko poprzeczkę. Teraz jednak nie mogę powiedzieć nic innego poza tym, że po Ataku klonów nie sądzę, by trzecia część mogła uratować zakończenie tej historii. Chcę się mylić, ale nie wiem, co musieliby zrobić, żeby naprawić tych bohaterów i tę fabułę. Chociaż nie, właściwie to wiem, co musieliby zmienić - tym razem film musiałby mieć scenariusz. Atak klonów pozostawia mnie głęboko rozczarowaną i po prostu smutną. Pisanie tego tekstu był trudne, bo wystarczyły dwa dni, żeby kolejne wydarzenia filmowe uciekały z mojej głowy. Film jest niestety tak słaby, że nie chcę go pamiętać. Moja ocena Ataku klonów to 3/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj