Gwiezdne wojny po raz pierwszy: refleksje po seansie Nowej nadziei
W poprzednich redakcyjnych felietonach mogliście przeczytać, czym są Gwiezdne wojny dla ludzi, którzy się na nich wychowali. A co, jeśli ktoś obejrzał je teraz po raz pierwszy?
W poprzednich redakcyjnych felietonach mogliście przeczytać, czym są Gwiezdne wojny dla ludzi, którzy się na nich wychowali. A co, jeśli ktoś obejrzał je teraz po raz pierwszy?
Tak, tą osobą jestem ja. Mojego wspominkowego felietonu o Gwiezdnych wojnach nie przeczytacie właśnie z tego prostego powodu - nie mam żadnych wspomnień. Dla mnie Gwiezdne wojny to coś nowego, coś, co poznałam przed chwilą. Chcę się z Wami podzielić przemyśleniami na ten temat i może sprawić, że ktoś, kto jeszcze nie zdecydował się poznać tego uniwersum, zmieni zdanie.
Nie patrzcie na to, jak nadchodzącą premierą filmu Star Wars: The Force Awakens ekscytują się Wasi rodzice, bracia, siostry, koledzy i koleżanki. Dołączcie do nich, bo warto. W tej starwarsowej gorączce, która trwa i która już niedługo wybuchnie z jeszcze większą mocą, trudno być osobą stojącą z boku. Omija Was coś fantastycznego.
***
Tekst pisany bezpośrednio po pierwszym seansie.
Oglądanie Gwiezdnych wojen zaczęłam od ostatecznej wersji filmu Star Wars: Episode IV - A New Hope z 2011 roku, bo tak właśnie zostałam poinstruowana. Ileż się nasłuchałam i naczytałam o tym, że to jedyny właściwy sposób oglądania, to moje... Usiadłam więc wygodnie, obejrzałam z uwagą i oto co następuje:
1. "Jesteś wyznawcą Gwiezdnych Wojen? To chyba się ciebie boję..."
To jest moja pierwsza refleksja i nie dotyczy jeszcze bezpośrednio filmu, a tego, co zaobserwowałam, gdy zdecydowałam się już na oglądanie i zaczęłam się rozglądać. Samo to, w jakiej kolejności należy oglądać filmy, budzi takie emocje, że miałam czasem wrażenie, iż ludzie piszący posty w dyskusji najchętniej by się pozabijali w obronie swojego zdania. Uwielbiam zjawisko fandomu i sama należę do kilku, ale to, co dzieje się w tym starwarsowym, jest momentami przerażające. Gdy widziałam te wszystkie opracowania dotyczące maleńkich szczegółów filmów rozpisane na kilkadziesiąt stron, te tony gadżetów, te fanowskie kolekcje, te dyskusje na tysiące (!) stron na forach, tę miłość, ale i agresję, szaleństwo i intensywność, to czułam się przytłoczona. Dlatego wyłączyłam Internet i poszłam po prostu oglądać z nadzieją, że po sześciu filmach zrozumiem to lepiej.
2. Hej, przygodo!
Już w trakcie oglądania Nowej nadziei miałam takie przemyślenie, że to jest naprawdę przyjemny film przygodowy. Taki w dobrym, starym stylu. Gdyby popatrzeć na niego całkiem w oderwaniu od uniwersum i kolejnych części, to on nadal się obroni. Tempo akcji jest bardzo dobre, bohaterowie wzbudzają emocje, czarny charakter jest wystarczająco charyzmatyczny, zakończenie ma obowiązkowy happy end. Oglądanie Nowej nadziei było zwyczajnie bardzo przyjemne - niczym oglądanie Indiany Jonesa. Chciało się aż wstać z fotela i pomóc bohaterom.
3. Han Solo i Chewbacca
Jeśli jest coś w Nowej nadziei, co sprawiło, że naprawdę mam ochotę obejrzeć kolejną część, to właśnie oni. Już od pierwszych minut na ekranie skradli moje serce i natychmiast mianowałam ich moim nowym ulubionym bromance, zaraz po Jacku Harknessie i Doktorze z serialu Doctor Who. Chewie jest rozbrajający i kradnie każdą scenę, w której się pojawia, a Han jest ucieleśnieniem wszystkich marzeń o dzielnym bohaterze, trochę nieodpowiedzialnym rozrabiace, który ma złote serce. Ich relacja jest najlepszą rzeczą w tym filmie.
4. A wszystko przez te roboty!
Nie kochać C-3PO i R2-D2, to nie mieć serca! Gdyby nie Han Solo, to okazałoby się, że moimi ulubionymi postaciami z całego filmu był Wookie i para robotów. Co jest w sumie nieco dziwne, ale jestem zdania, że ludzkie postacie Lucasowi nie do końca wyszły. Z kolei C-3PO i R2-D2 są uroczy, przezabawni i mają w sobie dużo więcej emocji niż Luke Skywalker czy księżniczka Leia. Kiedy oni byli w niebezpieczeństwie, to właśnie wtedy drżałam, czekając w napięciu na to, co wydarzy się dalej. Prawdopodobnie oni także wskoczą na listę moich ulubionych filmowych duetów.
5. Rozczarowania, rozczarowania
To, jak już wspomniałam wyżej, ludzkie postacie. Wszyscy poza Hanem, no i może Obi-Wanem oraz Vaderem byli pozbawieni głębi - do tego stopnia, że ich motywacje nie były w stanie mnie przekonać. Największy zawód to Luke, który wydał mi się bardzo płytkim, papierowym bohaterem, którego jedynym celem jest zaimponowanie Lei i popisanie się swoimi zdolnościami. Przez cały film stroszył piórka niczym amant z komedii romantycznej. Niewiele lepsza od niego była Leia, której niezachwiana odwaga była naprawdę nieprawdopodobnie sztuczna. Momenty, w których wypadła najlepiej, to przekomarzania z Hanem (mam jednak nadzieję, że nie szykuje się między nimi żaden romans!). Vader nie miał jeszcze pola do popisu, ale wzbudził moje zainteresowanie, a Obi-Wana na koniec było mi szkoda, więc to już coś.
6. Świat przedstawiony
Spodobał mi się. W Nowej nadziei wszystko przedstawiono na tyle interesująco, że chce się poznać go bardziej i zgłębić jego tajemnice. Sceny w barze, gdy Obi-Wan i Luke poszukiwali pilota, gdzie można było zobaczyć kilku przedstawicieli innych ras były świetne. To, co mnie w tym uniwersum zainteresowało, to właśnie jego różnorodność, fakt, że Lucas właściwie nie miał żadnych ograniczeń i mógł korzystać z niezliczonych pomysłów. Historia Jedi, Imperium, Mocy, Wojny Klonów, o której wspomniał Ob-Wan, jego powiązania z Vaderem - to wszystko chciałabym zrozumieć i poznać lepiej.
7. Efekty specjalne i muzyka
Na koniec coś ze strony realizacyjnej. Bardzo przyjemnym zaskoczeniem było dla mnie to, że oryginalne efekty specjalne w Nowej nadziei przetrwały próbę czasu i jedynie delikatnie się zestarzały. Nie miałam wrażenia kiczu czy sztuczności podczas pojedynków (miecze świetlne są świetne!) i innych scen. A jednak film ma już swoje lata. To najlepiej świadczy o tym, jak porządnie był zrobiony. To, na co jeszcze zwróciłam uwagę, to właśnie muzyka. John Williams stworzył piękną oprawę, co nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Znam jego twórczość z innych filmów. W każdym razie ścieżka dźwiękowa z Nowej nadziei towarzyszy mi przy pisaniu tego tekstu.
Czytaj także: Han Solo strzelił pierwszy? George Lucas wyjaśnia słynną scenę
Jeśli chodzi o epizod IV - to wszystko. Spodobał mi się na tyle, że z przyjemnością zasiądę do epizodu V. Jeśli miałabym wystawić Nowej nadziei jakąś ocenę, to byłoby to 7/10.
Kalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1987, kończy 37 lat
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1982, kończy 42 lat