Magdalena Osińska jest związana ze słynnym studiem Aardman od ośmiu lat. Przez ten czas wyreżyserowała sporo reklam w rozmaitych technikach animacji (animacja poklatkowa, 2D czy 3D), a także w wersjach aktorskich. Jej odcinek w 2. sezonie serialu Gwiezdne Wojny: Wizje nosi tytuł Jestem twoją matką. Jest to czwarty odcinek sezonu. ADAM SIENNICA:  The Mandalorian wprowadził do uniwersum Star Wars toalety, a pani odcinek serialu Gwiezdne Wojny: Wizje wprowadził... bieliznę! A to samo w sobie dodaje ciekawej nutki człowieczeństwa tym postaciom. Skąd ten pomysł? MAGDALENA OSIŃSKA: Pomysł wziął się z przemówienia Carrie Fisher podczas AFI Life Achievement Award, które dotyczyło George'a Lucasa. Aktorka mówiła wówczas, że jej filmowa matka, królowa Amidala, nie tylko w każdym ujęciu ma inny kostium, ale też na pewno nosi bieliznę, choć Lucas jej powiedział, że w przestrzeni kosmicznej nie ma bielizny. To przemówienie jest prześmieszne i bardzo mi się spodobało. Stąd więc ta bielizna w moim odcinku. Chciałam powiedzieć: tak, w kosmosie jest bielizna! Chciałam, by ta historia była przyziemna. Częściowo jest ona inspirowana moją własną i knajpką Dexa z Ataku klonów. Podobało mi się, że gdzieś tam w galaktyce pojawia się życie zwykłych ludzi. To mnie bardzo przyciągało. Czy świadomość "robię historię w Gwiezdnych Wojnach" wywołała presję? Miało to wpływ na swobodę twórczą? Wiedząc, jak dużo fanów mają Gwiezdne Wojny, sama narzucałam sobie tę presję. Denerwowałam się tym, jak mój odcinek będzie odebrany. Pomagało to, że jednak moi producenci wykonawczy z Lucasfilmu darzyli mnie dużym zaufaniem. Studio Aardman zaprezentowało im wiele pomysłów na historię od różnych reżyserów. Mój pomysł im się podobał od samego początku i dążyli do tego, by moja wizja była widoczna na ekranie. To wsparcie naprawdę pomagało, bo jeśli ludzie z takim doświadczeniem w to wierzą, to musi być dobrze. Wspomnieni przez panią fani, jak wiemy, często reagują dość skrajnie. Dlatego zastanawia mnie ukazanie popularnego Wedge'a Antillesa jako takiego celebrytę-bufona. Nie bała się pani, że to może być odebrane negatywnie? Szczerze mówiąc, nie czułam obawy w kwestii Wedge'a. Obawiałam się reakcji na inne rzeczy. W przypadku Wedge'a miałam nadzieję, że fani ucieszą się z jego obecności na ekranie i tego, że ma więcej do powiedzenia. Założenie było takie, że miał być on ukazany jako idol, w którego nasza bohaterka Anni jest zapatrzona. Potrzebowaliśmy kogoś takiego, więc na początku wymyślaliśmy fikcyjne postaci, które mogłyby tę rolę odegrać. Wówczas ludzie z Lucasfilmu zaproponowali Wedge'a Antillesa. On nam pasował z uwagi na czas akcji. Do tego był on bohaterem, który mimo wszystko nie był za bardzo znany z oryginalnej trylogii, więc chcieli mu dać większą rolę do odegrania. Jest trochę bufonem, ale to akurat jest wpisane w aardmanowy humor. Te dwa lata pracy to było szukanie równowagi pomiędzy fabułą zainspirowaną moją osobistą historią, Gwiezdnymi Wojnami i specyfiką Aardmana. Studio bardzo chciało, aby wnieść tu poczucie humoru. Były takie wersje scenariusza i animatiki, przy których słyszałam: "Więcej humoru". Jednocześnie jednak wiemy, że to Gwiezdne Wojny, więc nie możemy zrobić z tego pastiszu. Cały czas więc próbowaliśmy to idealnie wyważyć.
fot. materiały prasowe
Gdy oglądałem ten odcinek, od razu pomyślałem, że styl animacji Aardmana pasuje do Gwiezdnych Wojen bardziej niż inne. Jest on w duchu tego, jak tworzono oryginalną trylogię. Gdy pojawiła się szansa na to, by tworzyć Gwiezdne Wojny dla Aardmana, od razu pomyślałam o oryginalnej trylogii; o AT-AT czy Tauntaunach. Pomysł na to, by zrobić animację lalkową w Star Wars, bardzo mnie podekscytował. To dla mnie idealne połączenie: Gwiezdne Wojny i animacja lalkowa. W oryginalnej trylogii od razu było widać, że to wszystko zrobiły ludzkie ręce. To mi się bardzo spodobało i dlatego chciałam też wnieść takie poczucie do mojego odcinka. Fabuła pani odcinka wydaje się ważna dla tego, jak Gwiezdne Wojny będą postrzegane przez młodszych odbiorców. W końcu mamy relację matki i córki, a nie ojca z dziećmi. To odświeżające. Dokładnie, zgadzam się z tym. To, co zawsze zostaje ze mną po Gwiezdnych Wojnach, to relacje międzyludzkie. Dlatego pierwszą rzeczą, która przyszła mi do głowy, była scena z cytatem: "Jestem twoim ojcem". Teraz jestem mamą 6-letniego dziecka. Gdy pisałam tę historię, miało 4 lata. Uznałam więc, że w Gwiezdnych Wojnach nie ma wystarczająco wielu historii o relacji matki z córką. Chciałam, by było to pozytywne i kontrastowało z relacją Dartha Vadera z Lukiem. By była to opowieść o tym, że mamy bardzo się poświęcają, czego nie do końca widzimy jako nastolatkowie. Chciałam, by na końcu Anni to dostrzegła i podziękowała mamie za to, jak dużo ją nauczyła.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj