Kto z nas nie zna Harry’ego Pottera – chłopca, który przeżył? Magiczna przygoda młodego czarodzieja została przeniesiona na ekrany kin w 2001 roku, dzięki czemu niektórzy po raz pierwszy w życiu mogli wkroczyć za mury Hogwartu. I choć filmowe adaptacje książek J.K. Rowling zyskały status kultowych i podbiły serca fanów na całym świecie, to jednak są w nich rzeczy, które zrobiono źle. I mam nadzieję, że właśnie w tym momencie wkroczy serial – cały na biało! – by naprawić to, co zostało zepsute. No właśnie... Tylko co?
Dlaczego czekam na serialową adaptację Harry’ego Pottera?
W tym roku Warner Bros. powiadomiło o powstaniu serialu na podstawie książek J.K. Rowling. Ta informacja wzbudziła, eufemistycznie mówiąc, mieszane uczucia wśród fanów Hogwartu. Choć świat Harry’ego Pottera ma wiele historii, które tylko czekają na to, aż ktoś je nam pokaże, to wiele osób zastanawia się, czy rozpoczęcie serii od nowa w ogóle jest potrzebne. Szczególnie że czerpanie z materiału źródłowego ostatnio nie idzie studiu najlepiej, co widać na przykładzie nieudanej trylogii Fantastycznych zwierząt.
Choć sama nieco obawiam się efektów tego przedsięwzięcia, to jako wielka fanka Harry’ego Pottera mam także związane z tym nadzieje – na to, że twórcy odrobią zadanie domowe i poruszą w serialu wątki, które w filmach zostały potraktowane po macoszemu albo pominięte. A tych jest naprawdę sporo.
Po pierwsze – naprawmy postacie
Najważniejszą kwestią dla fanów jest „naprawienie” niektórych postaci, czyli przywrócenie charakterów, które nadała im w książkach J.K. Rowling. Najlepiej obrazuje to porównanie filmowej Ginny z jej książkową wersją. To najmłodszy członek klanu Wesleyów i jedyna córka wśród gromady chłopców o tak różnych charakterach. Pochodząca z biednej, wielodzietnej rodziny dziewczyna nie zawsze miała lekko. Musiała nauczyć się radzić sobie sama. Z czasem wyrosła na charakterną nastolatkę, która nie bała się mówić to, co myśli. Dorównywała starszym braciom zarówno w nauce rzucania czarów, jak i w lataniu na miotle. Ginny była odważną, niebojącą się wyzwań dziewczyną. Wzięła udział w wielu ważnych wydarzeniach, chociaż była młodsza od głównych bohaterów. Dzielnie walczyła ze śmierciożercami w Ministerstwie Magii, chociaż miała ledwie 15 lat. W Gwardii Dumbledore'a szybko nauczyła się zaklęć, nawet tych trudnych. Zresztą jako jedna z pierwszych osób w grupie opanowała zaklęcie patronusa. Poznając dalsze części książki, miałam nawet wrażenie, że postać ta przyćmiła swoich braci.
A co dostajemy w filmach? W tym problem, że nic. Chociaż Ginny bierze udział w walce w Ministerstwie Magii, to jest traktowana jako tło. Na ekranie nie zostało pokazane, jak świetnie gra w quiddicha – a warto dodać, że gdy zastępowała Harry’ego na pozycji szukającego, wiele osób uważało ją za tak samo dobrą jak Wybraniec. Najgorsze jest jednak to, że w 6. części skupiono się wyłącznie na jej relacji z Harrym. Ginny pojawia się tutaj wyłącznie w wątkach miłosnych, gdy rodzi się uczucie pomiędzy nią a Wybrańcem. Jest to postać mdła i nudna. Nie pokazano, jak bardzo zmieniła się od czasu, gdy była zakochaną dziewczynką, piszącą w pamiętniku Toma Riddle’a. Chociaż zdarzają się pojedyncze sceny pokazujące jej umiejętności, to jest ich zbyt mało i są za krótkie, by osoby znające tylko filmy mogły uwierzyć, że ta dziewczyna nie da sobie w kaszę dmuchać i jest jedną z najbardziej kozackich postaci w całym cyklu.
Oczywiście, Ginny to tylko kropla w morzu. Warto wspomnieć także o Ronie, który w filmach został sprowadzony do roli typowego przybocznego głównego bohatera. Nie pokazano tego, jaki jest sprytny. Często służył jedynie za element komediowy i nie był traktowany na poważnie przez twórców. A przecież to on najbardziej pomógł Hagridowi w poradzeniu sobie z małym smokiem, był też mistrzem szachów i to dzięki jego pragmatyzmowi nierzadko Złota Trójka wychodziła z kłopotów. Jednak największy problem mam z Harrym. To, jak przedstawiono rozterki bohatera po ataku na pana Wesleya, to coś, czego zabrakło mi w filmie. Do tego stopnia chłopak bał się siebie, że postanowił unikać wszystkich i skazać się na samotność, byleby nikogo nie skrzywdzić. Choć są to przykre fragmenty, to czyta się je bardzo dobrze. Czuć w nich rozterki i lęk. Niestety w filmie tego zabrakło. Harry na ekranie to postać płytka. Bardzo chciałabym zobaczyć, jak wpada w furię i niszczy gabinet dyrektora po śmierci Syriusza lub jak rzuca zaklęcie niewybaczalne w obronie profesor McGonagall. Nie bez powodu fani uważają, że Danielowi Radcliffe’owi za kulisami bliżej było do książkowego Harry’ego. Z całego golden trio w filmach najbardziej podoba mi się Hermiona. Gdy czytałam książki, nie patrzyłam na nią jak na odważną dziewczynę zdolną do tego, by w trudnych sytuacjach przewodzić chłopakami.
Po drugie – historia Snape’a
Chociaż ostatnia część przedstawia nam skróconą historię tego bohatera, to nie pokazuje ona w pełni jego postaci. W książce dostajemy cały rozdział poświęcony temu, jak miał ciężko. Pochodził z biednej rodziny, a jego rodzice wiecznie się kłócili. Nie miał zbyt wielu przyjaciół. Wspierała go jedynie Lily Evans, matka Harry'ego. Z filmów nie dowiemy się, jak bardzo złośliwy był ojciec tytułowego bohatera. Cały czas wmawia się nam, że Severus nie lubił Jamesa Pottera, bo był o niego zazdrosny, ale dzięki wspomnieniom nauczyciela dowiadujemy się, że James dokuczał mu już podczas pierwszej podróży do Hogwartu – i to z bardzo błahego powodu. Uwielbiam scenę wspomnień (znam ją na pamięć!), ale czuję pewien niedosyt, jeśli chodzi o Snape'a.
Szkoda, że filmy nie pociągnęły tego wątku tak jak książki. Po lekturze znienawidziłam Jamesa i Syriusza. Nie zgadzam się z porównaniem huncwotów do Freda i Georga. Oni nigdy nie skrzywdziliby drugiej osoby dla zabawy. Uważam, że historia Snape'a zasługuje na lepszy wątek w filmach.
Po trzecie – co się wydarzyło we wrzeszczącej chacie?
Uwierzycie, że wydarzenia rozgrywające się we wrzeszczącej chacie z trzeciej części są rozpisane na cztery rozdziały? Poznajemy tam całą historię huncwotów oraz tego, jak Syriusz został niesłusznie oskarżony. A po seansie filmu pozostaje wiele znaków zapytania. Jakim cudem Syriusz uciekł z więzienia? Skąd wiedział, gdzie szukać Petera? Kto stworzył mapę huncwotów i jak w ogóle do tego doszło, że trzej uczniowie Hogwartu zostali animagami? Tego wszystkiego dowiemy się dopiero po przeczytaniu książki, w której zresztą bohaterowie wydają się inteligentniejsi. Harry, Ron i Hermiona długo mieli wątpliwości co do tego, kto mówi prawdę. Musieli poznać całą historię, by uwierzyć.
Twórcy powinni pokazać widzom całą tę historię, ponieważ jest ona ciekawa, rozwija postacie i wyjaśnia wiele niedomówień, jakie pojawiły się w filmie. Serial ma do dyspozycji więcej czasu i można to wykorzystać. Scena w ekranizacji była zdecydowanie za krótka jak na tak obszerną i wielowątkową historię.
Harry Potter: 20 wątków z serii, które mogłyby otrzymać własne produkcje Zresztą, wcześniej na naszym portalu przedstawiliśmy już galerię z wątkami, które warto byłoby poruszyć w serialu:Po czwarte – wspomnienia i horkruksy
Myślodsiewnia zostaje wprowadzona w czwartej części. Harry widzi wtedy trzy procesy ludzi Voldemorta na krótko po jego upadku. Chyba że mówimy o adaptacji – myślodsiewnia w filmach jest ważna w szóstej części, gdy Dumbledore postanawia pokazać Harry’emu przeszłość Voldemorta. Widzowie dostają tylko dwa takie wspomnienia: pierwsze spotkanie dyrektora z młodym chłopcem, Tomem Marvolo Riddlem, znanym później jako Lord Voldemort, oraz rozmowę Toma z profesorem Slughornem na temat horkruksów. Tymczasem w książce pokazana jest historia rodu Gantów, zdobywanie przez Toma kolejnych niezwykłych artefaktów, a także to, jak potrafił manipulować ludźmi. Dzięki temu Harry odkrywa pewne tropy dotyczące tego, jakie przedmioty mogą być horkruksami, podczas gdy w filmach chłopak po prostu widzi losowy przedmiot, zna jego nazwę i wie, czemu akurat to powinien być horkruks.
Można wymienić jeszcze wiele rzeczy. Myślę jednak, że to są te najważniejsze wątki. Tego zabrakło w filmach, a szkoda, bo brak tych scen powoduje dziury fabularne i rodzi dodatkowe pytania. Harry Potter to bez wątpienia seria, która zmieniła literaturę fantasy. Zachęciła dzieci i młodzież do czytania i sprawiła, że nasz dziecięcy świat był magiczny. Historia młodego wybrańca zasługuje na dobry serial. Zasługuje na to, by być w gronie takich dzieł jak Ród Smoka czy The Last of Us. Czas pokaże, co z tego wyjdzie. Trzeba mieć nadzieję na to, że Warner zrobi serial godny książki, która połączyła pokolenia, i poprawi to, co nie działało w filmach. Oby był to serial, z którego fani będą dumni. Niech twórcy nas nie zawiodą.