Aleksander Mazanek: Co sprawiło, że dołączyłeś do wojska? I jak trafiłeś do SBS? Anthony Middleton: Do wojska dołączyłem jako młody chłopak, miałem 16 lat, chciałem być samowystarczalny, stać na własnych nogach. Pragnąłem też wyzwania i żeby płacono mi za podejmowanie go. Wojsko było odpowiedzią. SBS było zaś naturalnym rozwojem kariery, bo już na początku okazało się, że jestem dobry w tym, co robię. Na początku nie spodziewałem się, że do tego dojdzie, ale w miarę upływu lat stawałem się coraz lepszy. Odbyłem turę w Afganistanie jako snajper i pomyślałem: "Cholera, nie mam nic do stracenia". Poszedłem na selekcję i udało się. Czy uważasz, ze twój trening, nie tylko fizyczny, ale i mentalny, pomógł ci potem w cywilu? Oczywiście! Ten stan umysłu, jaki muszą mieć operatorzy jednostek specjalnych, i inne spojrzenie na świat, ta umiejętność dostrzegania najdrobniejszych szczegółów. To wszystko daje ci dużą przewagę w cywilnym życiu. Musisz tylko wiedzieć, jak tego używać, jak nad tym panować. Ale też życie żołnierza kompletnie różni się od tego cywilnego i musisz umieć się dopasować. Dla mnie umiejętności dowodzenia, zarządzania ludźmi, planowania działań były tymi, które najbardziej mi pomogły Byłeś w SBS, jednostce wodnej, pracowałeś też przy programie opartym na historii buntu na Bounty. Czujesz jakąś specjalną więź z wodą i służbą w marynarce? Oczywiście. Moja poprzednia jednostka, Królewska Piechota Morska to też część marynarki. Wiesz, w momencie, kiedy regularna armia z nas kpi i mówi: "Hej, marynarzyku!", to myśli, że nas to obraża. Ale ja jestem z tego dumny. SBS to siły specjalne marynarki, Piechota Morska to jej elitarna jednostka naziemna. Ludzie pytają się mnie: "Ty byłeś w armii, tak?". A ja odpowiadam z dumą: "Nie, byłem w Marynarce Jej Królewskiej Mości". Co zaś się tyczy buntu na Bounty – tak, moja miłość do wody jest wielka. Pracuję dla Królewskiego Instytutu Łodzi Ratunkowych, to charytatywna organizacja zajmująca się ratownictwem wodnym. Pływam od dziecka, wodę zawsze kochałem i mam do niej ogromny szacunek, bo wiem, do czego jest zdolna. Więc kiedy przyszedł pomysł na show Mutiny, to powiedziałem: "Dobra, dawajcie ludzi, łódź i zróbmy to". Jak wygląda dzień na planie programu SAS: Who dares wins? Traktuję to jak trening, zapominam wtedy o kamerach, błysku fleszy. Ekipa filmowa jest tam dla nas zupełnie jak dziennikarze na linii frontu. Nie ma cięć, nie ma dubli, idziemy na  żywioł. Oczywiście wszystko jest zaprojektowane tak, żeby ułatwić operatorom kamer czy dźwiękowcom pracę, ale też tak, żeby nikt nikomu nie wchodził w drogę. Jaki moment z tego show zapadł ci najbardziej w pamięci? Przesłuchiwałem jednego gościa, którego syn poległ w Afganistanie. Zabrałem go do pokoju przesłuchań, wiedząc, że coś jest nie tak, ale nie znając wtedy szczegółów. Podczas rozmowy powiedział mi o swoim synu i że zgłosił się do programu, żeby choć trochę poczuć to, co on czuł. To było cholernie emocjonalne i przyznam, że zmiękły mi nogi. To było w drugim sezonie programu. W sierpniu ukazuje się film 6 Days o operacji Nimrod, chyba najbardziej rozpoznawalnej akcji SAS. To dobrze, że takie filmy powstają? Już widziałem ten film i znam gości, którzy szturmowali tę ambasadę. To zdecydowanie ważna operacja, która pokazała, co SAS potrafi. Film jest całkiem niezły i nie mogę się doczekać jego premiery. Czy uważasz, że są jakieś inne historie wojenne, czy to z drugiej wojny, czy może bardziej współczesne, które chciałbyś zobaczyć na ekranach kin bądź w telewizji? Nie, uważam, że dość ich już powstało. Wychodzę z założenia, że ludzie powinni trzymać się teraźniejszości, a przeszłość trzymać tylko w pamięci. A jaki jest twój ulubiony film, serial, a może książka? To dobre pytanie. Jeśli chodzi o film, byłby to Man on Fire, ta nowsza wersja z Denzelem Washingtonem. Co do książek – lubię je czytać i sam jedną współtworzyłem, jednak nie mam jakiejś ulubionej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj