Horror zalicza się do najstarszych gatunków filmowych w historii kinematografii. Podstawowym wyznacznikiem jego definicji jest oczywiście groza. Słowo horror pochodzi od łacińskiego horrere, oznaczającego po prostu stać dęba. Określenie to jasno naświetla wymagania konstrukcyjne nazewnictwa. Reprezentatywny produkt horroru ma przede wszystkim budzić grozę i niepokój w odbiorcy. Tego oczekujemy i za to kochamy straszne twory kulturowej wyobraźni. Ogólna i najbardziej popularna definicja kina grozy zakłada w dziele udział nadnaturalnych zjawisk (najlepiej w postaci potwora, którego trudno uśmiercić) i bohaterów, którzy starają się przeciwstawić nienawistnej sile. Z biegiem czasu elementy te uległy mniejszym lub większym odkształceniom, rozgałęziając jeden konkretny gatunek na wiele mu podległych. Najpopularniejsi towarzysze horroru to dramaty psychologiczne i SF. Zmiany te nie niwelują głównego założenia kina grozy - co więcej, nadają mu większej wartości estetycznej. Nie należy zapominać jednak, że „czysty horror” wciąż broni się na filmoznawczym polu bez pomocy jakichkolwiek ulepszaczy. Mogłabym się pokusić o stworzenie listy najlepszych horrorów, lecz na dłuższą metę mijałoby się to z jakimkolwiek celem. Piękno kinomaniactwa opiera się w głównej mierze na subiektywnym podejściu do tematu. Co podoba się jednej grupce widzów, zostanie wygwizdane przez inną. Raz na jakiś czas pojawiają się jednak obrazy, które paraliżują całą widownię swą historią, estetyką i rozwiązaniami technicznymi. Filmy te samoistnie tworzą historię filmowego horroru, zapisując kolejne rozdziały grozy. Starsze pozycje spowite zostały już welonem kultowości, nowe – zgrabnie dopasowując się do współczesnych czasów - szturmem zdobywają miejsca na listach najstraszniejszych horrorów. Paradoksalnie wiele z nich reprezentuje sobą odmienny rodzaj przerażenia: od specyfiki okresu, w jakim powstały, po odwoływanie się do najskrytszych lęków odbiorców. W ostateczności przy wyborze horroru powinniśmy się kierować jednym, podstawowym zagadnieniem – jak bardzo dany film nawiązuje do naszych osobistych lęków.

Nasze lęki nas wyzwolą…

Co bardziej przeraża od fabuły opartej na klątwie i niewyjaśnionych zjawiskach? Filmy, których sama produkcja została w jakiś sposób dotknięta tajemniczymi i mrocznymi zdarzeniami. W tych przypadkach wszystko sprowadza się do lęku przed nieznanym, który towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów.  Mówi się, że na wszystko można znaleźć wyjaśnienie, lecz nawet najtęższe umysły chwilami łamią sobie głowy nad mrocznymi zjawiskami, podczas gdy teoretycy niewyjaśnionych zjawisk mają na te pytania przerażające odpowiedzi. Wśród filmów objętych „klątwą” są trzy tytuły znane każdemu szanującemu się fanowi grozy. "Poltergeist", "The Omen" i "The Exorcist" otacza (nie)chciana sława pechowych produkcji. Niespodziewane i często tragiczne śmierci aktorów czy producentów stanowiły pożywkę medialną i kulturową dla zaciekawionych na całym świecie. Wydarzenia te bynajmniej jednak nie świadczą o jakości wymienionych filmów, a jedynie stanowią swego rodzaju enigmatyczną ciekawostkę. Każdy z tych horrorów zajął zasłużone miejsce na piedestale kultowych filmów grozy. "Poltergeist" podejmuje temat zjawisk paranormalnych, które wbiły się w świadomość ludzką na długo przed bumem popkulturowym. Duchy, strzygi, zjawy i demony to pojęcia, które często przewijały się w ramach pogadanek religijnych, ogniskowych historyjek czy ludowych przesądów. Strach, który zakorzenili w nas nasi pradziadowie i który powiela nasza własna wyobraźnia, nieprzerwanie zbiera swoje żniwo. Filmowy duch to najczęściej upersonifikowana postać w zamglonej odsłonie lub z powykrzywianym, bladym licem ozdobionym pustymi oczodołami. Rola takiej wizualizacji jest jedna: jak najbardziej przestraszyć odbiorcę. W obrazie z 1982 roku Tobe Hooper odwołuje się do związanych z dokumentacją paranormalną zjawisk, jakimi są poruszające się przedmioty, migające światła, wyładowania elektryczne, mgliste poświaty wędrujące po schodach i biały duch, który swą aparycją przypomina kościotrupowego potwora. Z przykrością trzeba stwierdzić, że efekty wykorzystane w oryginalnym „Duchu” nie przetrwały próby czasu – to, co wtedy zaganiało pod kołdrę, obecnie utrzymuje jedynie sentymentalny klimat horroru lat 80. Niemniej jednak dzieło Hoopera stanowi obowiązkowy punkt na liście najlepszych horrorów. Czy remake amerykańskiego dzieła, który już w najbliższy piątek zagości na polskich ekranach, skoryguje błędy przeszłości? Wieści nadchodzące z Rotten Tomatoes niestety nie podtrzymują tych nadziei. [video-browser playlist="638456" suggest=""] Rozwój technologiczny nie oszpecił natomiast filmów "The Exorcist" i "The Omen". W przypadku tego pierwszego zastosowane efekty mężnie bronią swoich racji po dziś dzień, co jest nie lada osiągnięciem w obliczu drastycznego rozwoju efektów specjalnych. Kultowa scena egzorcyzmowania Regan (Linda Blair) przyprawia o takie same ciarki, jakie wywoływała 42 lata temu. Kwestia popularności "The Omen" opiera się w głównej mierze na atmosferze, jaką wykreował Richard Donner i jego kolejni kontynuatorzy. Film opierający się na postaci dziecka będącego pomiotem Szatana to przede wszystkim spokojne ujęcia, rewelacyjna praca operatorska i niepowtarzalna muzyka. Kto nie oglądał, ten trąba! Dzisiejsze ghost movies to typowe straszaki, w których często do oporu wykorzystywana jest technika jump scare. Zbiera to swoje zasłużone żniwo z psychiki widzów i z ich portfeli. Ponadto filmy o duchach charakteryzują się częstym nawiązywaniem do prawdziwych wydarzeń. Tym samym "Conjuring" Jamesa Wana i "Annabelle" Johna R. Leonettiego zyskały dużą i zasłużoną uwagę, obrazując „amerykańskich bohaterów” wśród pogromców duchów, czyli małżeństwa Warrenów. Ukazując jednocześnie demoniczną stronę zjawisk paranormalnych, oba filmy są warte poświęconego im czasu. Kino nawiązujące do spraw pośmiertnych czerpie największą siłę z wiary w obecność duchów pośród żyjących. Ugruntowana przez liczne obrazy dokumentalne (zarówno te profesjonalne, jak i amatorskie), swoje największe triumfy święci w wyobraźni twórców filmowych. Spopularyzowane ujęcia „zza ramienia” (tak wspaniale wykorzystane w remake’u "The Woman in Black") zamiast przygotować nas na najgorsze, dodatkowo powodują podniesienie ciśnienia w organizmie.  Dzięki temu obrazy o tej tematyce kojarzone są z filmami, które pozbawiają widzów spokojnego snu. Jedną z najczęstszych fobii jest lęk przed małymi i zamkniętymi przestrzeniami. Korzyści z tego zjawiska czerpie garściami kino klaustrofobiczne. Wspomnianą estetykę grozy wykorzystuje m.in. John Erick Dowdle w swoim obrazie "As Above, So Below". Podparyskie podziemia oraz projekcje i wizualizacja osobistych lęków bohaterów są wystarczającym katalizatorem strachu, aby rozbudzić emocje nawet w najbardziej odważnych odbiorcach. Wykorzystanie paryskich katakumb na lokację filmu zaowocowało powstaniem jednego z lepszych dzieł klaustrofobicznych. Intensywna scena, w której Benji (Edwin Hodge) klinuje się pośród skał i ludzkich szczątków, przyprawia o gęsią skórkę. [video-browser playlist="664134" suggest=""]

Krwawa niewinność

Żeby zrobić dobry horror, podobno wystarczy stworzyć film o dzieciach. W tej dosyć ironicznej sentencji zawiera się ziarno prawdy, które uwielbia kiełkować w nieoczekiwanych warunkach. Idealnym przykładem filmu, który wykorzystuje postacie małolatów do straszenia dorosłych, jest wspaniały straszak Scotta Derricksona pt. "Sinister". Ellison Oswalt (Ethan Hawke) po przeprowadzce do nowego domu odnajduje na strychu niepokojące nagrania ukazujące brutalne morderstwa. Reżyser cierpliwie buduje napięcie, a w końcowym momencie idealnie wykorzystuje wątek Bogu ducha winnych dzieci do stworzenia jednego z najlepszych plot twistów w historii kinowego przerażenia. Nieletni w horrorach często stanowią również czynnik prowadzący do tragicznych wydarzeń. To właśnie w "Insidious" wypadek, któremu ulega 9-letni Dalton, staje się furtką (dosłownie!) do drugiego świata, w którym zło i strach królują ponad wszystko. James Wan ugruntowuje swoją pozycję „reżysera od duchów” na światowym rynku. Obie części "Insidious" to uczta dla oka, ucha i psychiki. Technika jump scare jest tu wręcz niepoprawnie nadużywana, a pomysły na charakteryzację antagonistów czerpane są z bardzo niepokojącej wyobraźni. Filmy już teraz określane są jako jedne z najlepszych horrorów XXI wieku. Słodka niewinność to także jeden z charakterystycznych elementów towarzyszących sukcesowi "The Shining" Stanley Kubrick. Jasnowłosy Danny (Danny Lloyd) przemierzający na swoim rowerku kolejne korytarze hotelu, czające się za rogiem bliźniaczki w ślicznych, błękitnych sukienkach i to uczucie towarzyszące nam do końca filmu, że za chwilę stanie się coś strasznego... "The Shining" to arcydzieło, które spełnia pokładane w nim nadzieje - oczekujemy grozy i ją otrzymujemy. Z nawiązką! [video-browser playlist="673205" suggest=""]

Skośnooki lęk

Nie da się ukryć, że amerykańskie kino grozy XXI wieku to w dużej mierze remaki i japońskich horrorów. "The Ring", "The Eye", „The Grudge”, "Dark Water", "Shutter" – tytuły, które dla laików stanowią reprezentację kina amerykańskiego, to tak naprawdę jedynie popłuczyny (aczkolwiek spełniające swe zadanie) po prawdziwie strasznych horrorach. Azjatyckie pierwowzory to klejnoty w koronie kina grozy ze Wschodu. Dlaczego to akurat Azjaci wyrobili sobie światową markę rewelacyjnych twórców horrorów? Znawcy zwracają przede wszystkim uwagę na koneksje kulturowe. Religijny mistycyzm, opowieści sięgające czasów walecznych samurajów, silne utożsamianie się Kraju Kwitnącej Wiśni z obecnością sił nadprzyrodzonych – pomieszanie tych składników daje nam w rezultacie twory wizualne, które za każdym razem odnajdują drogę do serc kinomanów. Temat ten jest na tyle rozległy, że można by nim zasiedlić kilka obszernych artykułów. Osobiście pragnę polecić każdemu widzowi rozpoczynającemu przygodę z azjatyckim kinem grozy koreańskie arcydzieło gatunku pt. "Janghwa, Hongryeon". Naszpikowany symboliką i odwołaniami do starej koreańskiej legendy, konsekwentnie tworzący atmosferę paranoi i grozy film pozostawia nas po kolejnych seansach równie mocno skołowanych i przestraszonych jak za pierwszym razem. [video-browser playlist="701638" suggest=""]

Strach.com

Gatunek horroru cieszy się niesłabnąca popularnością dzięki swej elastyczności. Na przestrzeni ostatnich lat udowodnił w szczególności, że potrafi dostosowywać swój rytm do zmieniających się czasów. Potwory i zjawy dopieszczane są teraz przez sztab charakteryzatorów i pudła nowinek technologicznych, przez co leciwe kostiumy mogły powędrować do szaf na zasłużoną emeryturę. Już "Poltergeist" i "The Ring" naświetliły widowni niebezpieczeństwo związane z posiadaniem w domu odbiorników telewizyjnych. Ekran TV jako portal do zaświatów to niepokojąca wizja nawet w dzisiejszych czasach. Gruziński twórca Levan Gabriadze idzie o krok dalej. "Unfriended" (jak sam tytuł wskazuje) to film opierający całe swoje jestestwo na komunikatorach internetowych i nagraniach z kamerek. Film, choć nie należy do najlepszych dzieł kina grozy, jest świetnym zobrazowaniem zmian dotykających współczesny horror. [video-browser playlist="650247" suggest=""] Analizując popularność horroru, można wysnuć wniosek, że społeczeństwo podświadomie wykazuje cechy masochistyczne - zamiast uciekać od zagrożenia, wpadamy wprost w jego ramiona. Paradoksalnie jednak uzyskujemy w ten sposób pewną dozę bezpieczeństwa. Wszak najlepszą ochroną podczas filmu stanowi ekran odgradzający nas od fikcyjnych wydarzeń. Wyobraźnia uaktywnia w nas strach, który kończy się wraz z napisami końcowymi. Czym więc jest wybitny horror? Obrazem kulturowym, który pozostawia w nas niepokój na długo po skończonym seansie. Dziełem, które przywołuje nas raz po raz i pobudza w nas łaknienie kolejnych seansów. I za każdym razem konsekwentnie wzbudza w nas uczucie niepokoju oraz lęku.
"Poltergeist", czyli remake horroru "Duch" z lat 80., wejdzie na ekrany polskich kin 29 maja.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj