Teorię wielkiego podrywu i kultowych Przyjaciół łączy więcej, niż byśmy przypuszczali - i nie mówimy wcale o astronomicznych gażach aktorów za kolejne sezony.
O tym, że historia w obu serialach kręci się wokół paczki przyjaciół, która praktycznie codziennie spędza swój czas wolny w mieszkaniu jednego z nich, nawet nie mamy co wspominać. To jest oczywiste podobieństwo. Różni je natomiast gościnność ich gospodarzy. Nie oszukujmy się - Sheldon to nie Monika. U niego jedyne, na co można liczyć, to ciepły napój, ale i to nie wynika z dobrych chęci geeka, a jest raczej efektem wychowania przez dość surową pod tym względem matkę.
Weźmy pod lupę miejsce akcji. W obu produkcjach w dużej mierze toczy się ona w dwóch mieszkaniach położonych na tym samym piętrze, mało tego - drzwi w drzwi. Tak jak Chandler i Joey byli sąsiadami Moniki, tak w The Big Bang Theory Penny wprowadza się do mieszkania naprzeciwko Sheldona i Leonarda. Co ciekawe, w najnowszych odcinkach dochodzi nawet do zamiany lokali. Sheldon razem z Amy przenoszą się do mieszkania Penny, a ta wprowadza się do Leonarda. Dzięki temu obserwujemy, jak obie pary zachowują się, mieszkając pod jednym dachem. Podobny zabieg humorystyczny został zastosowany w Friends, gdy Chandler zamieszkał u Moniki, a Rachel, nie mogąc dłużej wytrzymać z Phoebe, przeprowadziła się do Joeya.
W obu serialach mamy także postać trochę niezrozumiałego przez otoczenie i zapatrzonego w siebie naukowca, może nawet geniusza. W Przyjaciołach jest to oczywiście Ross, a w Teorii wielkiego podrywu - bezapelacyjnie Sheldon. Obaj panowie są zawsze przekonani o tym, że mają rację, nie znoszą przegrywać, a kolegów po fachu nie darzą wielkim szacunkiem.
Twórcy Teorii wielkiego podrywu postanowili też chyba zainspirować się przyjacielską relacją, jaka łączyła Chandlera i Joeya. Tak samo mocna więź jest pomiędzy Howardem a Rajeshem - z tą różnicą, że w przypadku kumpli geeków ta relacja jest bardzo dziwna i ma za sobą chyba jakieś epizody seksualne, które zostały pozostawione w niedomówieniu. Może był kiedyś grany jakiś trójkącik? Panowie nie odstępują się na krok, co widać zwłaszcza w ostatnich odcinkach, w których Howard spodziewa się potomka.
Teoria wielkiego podrywu czerpie również ze sprawdzonego w Przyjaciołach schematu o początkujących aktorach i ich bystrości. Zarówno Joey, jak i Penny nie grzeszą przesadnie wysoką inteligencją. Ich droga ku sławie również nie należy do najłatwiejszych - o ile Joey po wielu próbach odniósł upragniony sukces, o tyle Penny chyba będzie musiała jeszcze na niego poczekać. Jeśli ten w ogóle nadejdzie.
Jeszcze innym przykładem inspiracji kultowym sitcomem jest relacja pomiędzy Leonardem a jego matką, Beverly. Chyba nie tylko nam przypomina ona kontakty łączące Chandlera z jego rodzicielką, Norą. Obie panie wprawiają swoich synów w zakłopotanie, nie mają o nich zbyt wysokiego mniemania i nawiązują lepszy kontakt z ich kolegami niż z nimi samymi.
A czy Wy dostrzegacie jeszcze jakieś podobieństwa pomiędzy tymi dwoma sitcomami? Jeśli tak, to piszcie w komentarzach.