To, jak aktor poradzi sobie z powierzoną mu rolą, ma niebywały wpływ na odbiór produkcji przez widzów. Jako odbiorcy skupiamy się głównie na efekcie, którym jest np. film w kinie. Zwykle nie zagłębiamy się w to, jak on powstawał, z jakimi problemami mierzono się na planie, jak wyglądały przygotowania poszczególnych aktorów. Uważam, że warto pochylić się nad tym ostatnim zagadnieniem.

Budowanie postaci

Aby widz mógł oglądać film na ekranie lub spektakl na deskach teatru, aktorzy uczą się tekstów, ruchów i konkretnych zachowań. Jednak zanim przejdą do gry, muszą dobrze poznać swoje postacie. A o tym, jak to zrobić, pisała m.in. Uta Hagen. To aktorka i nauczycielka aktorstwa, u której kształcili się między innymi Whoopi Goldberg czy Robert De Niro. W jednej ze swoich książek "Respect for Acting" zawarła dziewięć najważniejszych pytań, które mogą pomóc aktorowi w zbudowaniu postaci. Oto one: Kim jestem? Gdzie jestem? Co mnie otacza? Która jest godzina, minuta, dzień, rok, wiek? W jakich okolicznościach się znalazłem? Jaki jest mój stosunek do wcześniej wymienionych warunków i do wszystkich postaci? Swoim podejściem do budowania postaci podzielił się też Samuel L. Jackson. W dużej mierze pokrywa się ono z tym, które miała Hagen. Aktor również wymienia pytania, które ułatwiają przygotowanie się do roli. Oprócz zebrania podstawowych informacji o bohaterze autor proponuje konfrontować jego cechy ze swoimi własnymi, ocenić, jaki mamy stosunek do granej postaci, czy jest mądrzejsza od nas itd. Jeżeli film, w którym będziemy grać, jest adaptacją, warto sięgnąć po książkę. Autorzy często charakteryzują postaci, jednocześnie starając się uzasadniać ich działania, co pozwala nam zbliżyć się do bohatera i jego sposobu myślenia. Samuel L. Jackson zwrócił uwagę na jeszcze jedną istotną rzecz – w momencie odgrywania roli powinniśmy myśleć o tym, co nasza postać czuje. Jeżeli skupimy się wyłącznie na wypowiedzeniu kolejnej kwestii, co wiąże się z pewnym niezaangażowaniem w postać, widzowie to dostrzegą na naszej twarzy (szczególnie podczas spektaklu teatralnego). O poznawaniu szczegółów życia postaci wspominał Alan Rickman, który znany jest z następujących ról: Ronalda Reagana w Kamerdynerze, Severusa Snape'a w Harrym Potterze czy Hansa Grubera w Szklanej pułapce:
Bardzo dobrze pamiętam, jak analizowałem Hansa Grubera, czarny charakter ze Szklanej pułapki. Chciałem wiedzieć, co je na śniadanie, skąd pochodzi i jak myśli. Reżyser nie dbał o te szczegóły, ale myślę, że sposób, w jaki wcieliłem się w postać Hansa Grubera, był dzięki nim bardziej wiarygodny. To samo dotyczy Snape'a w Harrym Potterze – mówił.
fot. materiały prasowe
Przy zrozumieniu postaci z pomocą przychodzą również scenarzyści, którzy je stworzyli. W przypadku filmu biograficznego wiele informacji może dostarczyć osoba, na której postać jest wzorowana, a także jej rodzina, bliscy i przyjaciele. Po zebraniu informacji aktor może przejść do ulepszania postaci poprzez naukę umiejętności, które ma jego bohater, a których on sam prywatnie nie ma np. jazda konno, strzelanie czy nawet pieczenie chleba. Na planie pomocny okazuje się niecodzienny kostium czy warstwa makijażu. Niektórym pomaga słuchanie piosenki, która kojarzy się im z ich postacią.

System Stanisławskiego i aktorstwo metodyczne

Na aktorstwo metodyczne (Metodę) składa się wiele technik stosowanych przez doświadczonych praktyków teatralnych, które mają zachęcić do zrozumienia i doświadczania wewnętrznej motywacji i emocji postaci. Techniki Metody czerpią z systemu opracowanego przez Konstantego Stanisławskiego. Ten rosyjski aktor i reżyser zwykł grywać w niewymagających francuskich farsach, lecz zaczęło mu czegoś brakować w teatrze. Ani jako widz, ani jako aktor nie odczuwał pełnej satysfakcji ze spektaklu. Zaczął więc pracować nad stworzeniem systemu gry aktorskiej. Ogromny wpływ na dalsze życie Stanisławskiego miało spotkanie z ogólnopojętym działaczem teatralnym, wykładowcą w szkole teatralnej, Władimirem Niemirowiczem-Danczenką. Ze względu na fakt, że panowie mieli odmienne od panującego podejście do teatru i aktorstwa, które połączone było z niepohamowanym pragnieniem zmian, postanowili założyć własny zespół teatralny. Celem systemu Stanisławskiego było dotarcie do prawdy emocjonalnej, do realizmu, który będzie polegał na zrozumieniu postaci. Dlatego też aktor musi poznać życiorys postaci, w którą ma się wcielić, i wywnioskować, jak konkretne sytuacje wpłynęły na obecne zachowanie i sposób jej myślenia. Powinien znaleźć wewnątrz siebie motywy uzasadniające takie, a nie inne działanie. Chcesz zagrać gniew? Przypomnij sobie, gdy sam go czułeś. Twojej postaci zmarła matka? Odtwórz uczucia, jakie tobie towarzyszyły, gdy zmarł ci ktoś bliski. Jeżeli nie miałeś analogicznej sytuacji we własnym życiu, zawsze możesz skorzystać z wiedzy, jaką zdobyłeś z książek czy rozmów z ludźmi. Najistotniejsze we wcielaniu się w postać są autentyzm i połączenie ducha z ciałem. Sztuka doświadczania ma mobilizować świadomość i wolę aktora. System Stanisławskiego opiera się w skrócie na realizmie psychologicznym postaci i zaangażowaniu w grę całego ciała. Na występ aktora wpływa gra jego partnera, dostarczane bodźce, obserwacja, wyobraźnia i własne przeżycia. Powróćmy do Metody – rozszerza ona to, co stworzył Stanisławski. Do jej rozwoju przyczynili się: Lee Strasberg, który skupił się na aspekcie psychologicznym, Stella Adler analizująca Metodę od strony socjologicznej i Sanford Meisner, koncentrujący się na aspekcie behawioralnym. Adler była zwolenniczką budzenia w sobie pożądanych emocji poprzez wyobrażanie sobie danej sceny, a nie przypominanie podobnej z własnego życia. Marlon Brando, który był uczniem Adler i Strasberga w The Actors Studio, nie potrafił zrozumieć zachwytu, jaki panował wokół Strasberga, zarzucając mu, że niczego się od niego nie nauczył. O wiele bardziej docenia Stellę. Inny adept studia, Al Pacino, twierdził przeciwnie – Lee nie zdobył uznania, na jakie zasługuje, a to dzięki niemu Al Pacino rzucił wszystko i został prawdziwym aktorem. Uczniami Strasberga byli także Marilyn Monroe, Jane Fonda czy James Dean. Obecnie aktorami metodycznymi można nazwać Roberta De Niro, Joaquina Phoenixa czy Christiana Bale'a. Joaquin Phoenix, aby sumiennie przygotować się do roli strażaka w filmie Płonąca pułapka, nie tylko przeprowadził wywiady ze strażakami, lecz również zapisał się do akademii strażackiej, a po jej ukończeniu jeździł do wezwań wraz z całą załogą. Inna historia wiąże się z filmem Bo się boi w reżyserii Ariego Astera, w którym Phoenix zagrał główną rolę. W momencie, gdy Aster chciał nakręcić jakieś sceny w jednym ujęciu, aktor wydawał z siebie najbardziej intensywny gardłowy krzyk bólu, na jaki było go stać. W ten sposób zapewniał sobie komfort – uważał, że niezależnie, co zagra w scenie, nie poniży go to bardziej niż dziwaczny krzyk, jaki właśnie z siebie wydał.
A24

Jak wejść i wyjść z roli?

Wyjście z roli wydaje się proste – wystarczy opuścić plan zdjęciowy i powrócić do swojej tożsamości. Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że aktor może nieświadomie przejąć zachowania granej przez siebie postaci. Za koniec wcielania się w rolę można uznać słowo "cięcie", pstryknięcie palcami, zmycie makijażu czy zdjęcie kostiumu. Czasem jednak okazuje się to niewystarczające – aby "wrócić do siebie", trzeba zmienić otoczenie, np. pojechać na wakacje lub przypomnieć sobie szczegóły z własnego życia. Brytyjski aktor David Suchet zasłynął z roli Herkulesa Poirota, w którego wcielił się ponad 70 razy w cyklu produkcji o tym bohaterze, jednakże Suchet to również aktor teatralny. W jednej z rozmów przytaczał sytuację, która wydarzyła się po spektaklu Timon of Athens, w którym grał tytułowego bohatera:
…mój drogi przyjaciel, który jest psychologiem, przyszedł za kulisy i powiedział, że nadal jestem w roli. Pokazał mi też sposób na wydostanie się z niej, abym nie przynosił ze sobą postaci z teatru do mojego prawdziwego życia. Kazał mi powtarzać przed lustrem wiele osobistych informacji o sobie, w tym głupie rzeczy, takie jak numery telefonów, adresy oraz daty urodzenia moich dzieci, abym wyszedł z roli i wrócił do siebie - opowiadał aktor.
To udowadnia, że aktor nie tylko prezentuje postać na zewnątrz, ale przejmuje też jakąś jej cząstkę, w mniejszym bądź większym stopniu, zupełnie nieświadomie do swojego osobistego życia.

Czym jest typecasting?

Typecasting polega na przypisywaniu aktorowi jednego rodzaju roli ze względu na wygląd lub wcześniejszych sukcesów w takiej kreacji. Jako przykład świetnie nadaje się tu Morgan Freeman, który zwykle gra dojrzałego i doświadczonego starszego mężczyznę, Dwayne Johnson w rolach twardziela mającego dobre serce i troszczącego się o bliskie mu osoby czy Tom Cruise jako bohater filmów akcji, pokonujący wszelkie przeszkody. Można tu też wymienić Adama Sandlera, Hugh Granta czy Rebel Wilson. Wilson w 2020 postanowiła stracić na wadze, jednak, jak zdradzała w wywiadzie dla BBC, jej zespół nie był zachwycony tym pomysłem właśnie ze względu na przyzwyczajenie widowni do konkretnego typu roli.
Powiedziałam: "OK, zrobię to w tym roku dla mojego zdrowia. Czuję, że naprawdę zmienię się fizycznie i zmienię swoje życie". A oni reagowali „Dlaczego? Dlaczego chcesz to zrobić?" W końcu zarabiałam miliony dolarów, grając, no wiesz, zabawną, grubą dziewczynę - wspominała.
Przykład Rebel Wilson udowadnia, że typecasting pozwala zdobyć sławę i pieniądze, ponieważ reżyserzy, którzy wiedzą, kogo szukają, odezwą się do sprawdzonej i lubianej przez widzów osoby. Jednakże typecasting zamyka również artystów w pewnych ramach, kategoryzuje, czyniąc ich złoczyńcami, nieudacznikami, playboyami, kochankami, twardymi kobietami czy przeciwnie – naiwnymi księżniczkami lub (jak wspomniała Wilson) zabawnymi, grubymi dziewczynami. To odbija się na prywatnym życiu aktorów, którzy decydują się być w jakimś stopniu typem granej postaci w prawdziwym życiu, a chęć zmiany siebie muszą konsultować ze sztabem ludzi od PR-u, by całkowicie nie zrujnować utrwalanego wizerunku. Aktor znany z odgrywania podobnych postaci w filmach i serialach może znudzić się widowni, która z czasem zacznie odczuwać coś na wzór déjà vu. Co więcej, jeżeli artysta zawsze grał mroczną, tajemniczą postać, a nie trwają przesłuchania do takiej roli, może mieć problem, aby dostać się do obsady filmu jako pomocny sąsiad czy nieśmiały kujon, co oznacza chwilowy (bądź długoterminowy) zastój w karierze. Dlatego też tak ważna jest różnorodność wśród granych osobowości – to ona zapewnia pewną elastyczność w doborze ról, a przy tym ciągłość pracy. Problem pojawia się, gdy aktor jest już na stałe w "szufladce" – wtedy złamanie schematu jest trudne i ryzykowne, a dalsze losy artysty spoczywają w rękach widzów.
fot. materiały prasowe

Odgrywanie roli a aktywność mózgu

Podczas badania przeprowadzonego przez zespół z McMaster University w Ontario pod kierownictwem Stevena Browna grupa 15 uczestników, młodych aktorów przeszkolonych w podejściu Stanisławskiego, miała za zadanie odegrać scenę balkonową z Romea i Julii. Następnie badacze zadali każdemu z uczestników pytania, takie jak: „Czy poszedłbyś na przyjęcie, na które nie zostałeś zaproszony?”, „Czy powiedziałbyś rodzicom, gdybyś się zakochał?. Uczestnicy musieli odpowiedzieć na te pytania z perspektywy Romea/Julii, w imieniu kogoś, kogo dobrze znali, a także jako oni sami. W tym czasie ich mózgi zostały poddane skanowaniu. Mimo że każda próba obejmowała myślenie o intencjach i emocjach, tylko bycie w roli Romea/Julii powodowało pojawianie się wyraźnego wzorca aktywności mózgu, niewidocznym w innych warunkach. Odgrywanie roli łączyło się z dezaktywacją tych części mózgu, które są związane z myśleniem o sobie. Według naukowców, może to sugerować, że aktorstwo, jako zjawisko neurokognitywne, jest tłumieniem samoprzetwarzania. Zauważono też, że granie wiązało się z mniejszą dezaktywacją części zwanej przedklinkiem. Zwykle zmniejszona aktywność w tym obszarze powodowana jest skupieniem uwagi (np. podczas medytacji). Badacze sugerowali, że być może powodem podwyższonej aktywności przedklinka podczas odgrywania postaci jest podział zasobów wymaganych do wcielenia się w rolę aktorską – coś, co nazywa się czasem „podwójną świadomością”. Wyniki badania aktorstwa z wykorzystaniem neuroobrazowania pozwalają myśleć, że proces utraty „ja” zachodzi dość łatwo. Gdy aktorzy zostali poproszeni o odpowiadanie na pytania jako oni sami, ale z brytyjskim akcentem, już takie zadanie prowadziło do aktywności mózgu podobnej do tej obserwowanej w momencie odgrywania roli. Nawet niewielkie zmiany w zachowaniu aktora mogą być krokiem w kierunku ucieleśnienia postaci i wycofania zasobów jaźni.

Aktorstwo w rzeczywistości

Faktyczne aktorstwo wiąże się z ogromną ilością pracy, zaangażowania i nauki – często w niezwykle obleganych szkołach. Nie zawsze jest to blask fleszy, gustowne kreacje i miliony na koncie. W kinach czy przed domowymi ekranami widzimy już gotowy produkt, trwający mniej więcej dwie godziny. Zapomina się jednak o miesiącach przygotowań, spędzaniu dziennie kilkunastu godzin na planie i trudzie "wczucia się w postać". Jako widzowie nie widzieliśmy codzienności Christiana Bale'a, który na przemian tył i chudł do filmów, ani Shii LaBeouf'a, który wstąpił do Gwardii Narodowej Stanów Zjednoczonych i mieszkał w bazie, aby przygotować się do jednej z ról. Jak się okazuje, wcielenie się w postać nie jest tak łatwe, jakby mogło się wydawać, a pełna kreacja bohatera przypomina coś na wzór składania obrazu z 10 000 puzzli rozsypanych po różnych kątach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj