W pracy, restauracji, na dworcu kolejowym, w domu - kolorowe odbiorniki zrobiły zawrotną karierę w ekspresowym tempie. Na czym polega tajemnica ich sukcesu? Telewizja stała się najlepszą platformą, z którego banda wystylizowanych, "idealnych" ludzi mówi Kowalskim, Smithom, Rodrigezom, Mannielim, Johnsonom, co jadać na śniadanie, jakiej sukienki nie ubierać na wieczorne wyjście, kiedy się śmiać, albo kiedy wzruszać. Niepozorne, małe czarno-białe telewizory z anteną zmieniły rzeczywistość i stały się idealnym narzędziem manipulacji na masową skalę. Po latach rewolucji tego medium coraz trudniej rozróżnić, co w naszych głowach jest wytworem własnych emocji i myśli, a co skutkiem ubocznym oglądania telewizji.

Mistrzowski poziom telewizja osiągnęła w Ameryce, gdzie najwyższej jakości dźwięk i obraz nadawany do milionów gospodarstw domowych nie ma dna. Dla wysokich słupków oglądalności, armia pracowników sieci telewizyjnych czuwa nad każdym detalem. Ci ludzie precyzyjnie segregują wiadomości, odrzucają stare i wybierają nowe programy, kreują kolejne gwiazdy z nadzieją, że po wykonanej pracy stan ich kont powiększy się o kolejne zera. NBC, Showtime, FOX, USA Network, ABC, HBO i wiele, wiele innych kanałów codziennie walczą między sobą o widza. Po wielu miesiącach oglądania tej rywalizacji z goryczą przyznaję, że na tle naszej polskiej telewizji, amerykańska mimo niewątpliwych wad bije na głowę wszystko, co serwuje się nad Wisłą.

Dzień dobry, Ameryko

Ósma rano, z kubkiem kawy w ręku, w szlafroku i piżamie większość z nas ma nadzieję znaleźć ciekawe, niezbyt męczące informacje, w sam raz nadające się do słuchania i oglądania pomiędzy jednym a drugim kęsem kanapki. Rozczarowanie związane z "ofertą" programów śniadaniowych przychodzi szybko i gwałtownie. Zawsze świecące najjaśniej gwiazdy gospodarzy "Dzień Dobry TVN", czy konkurencyjnego show Dwójki skutecznie zachęcają do zmiany kanału. W konsekwencji kończymy poranek oglądając powtórki ulubionych seriali, zamiast wywiadów czy dyskusji o najważniejszych spornych kwestiach.

[image-browser playlist="593476" suggest=""]

©2013 ABC News

W USA batalia o widza toczy się pomiędzy "Today" stacji NBC i "GMA" ABC. Osobiście uwielbiam sposób realizacji obu show, a szczególnie "Good Morning America". Kilku prezenterów na luzie, z szczerym uśmiechem na ustach, przygotowuje Amerykanów na kolejny dzień. Wywiady z takimi gwiazdami jak Tom Hanks, Jennifer Lopez, czy choćby obsadą Downton Abbey to podstawa. Do tego sporo ciekawych materiałów, lekkich plotek z Hollywood i sukces gotowy. Naturalnie programy śniadaniowe nie są bez skazy, nawet w wydaniu zza oceanu, ale dla kogoś kto wcześniej miał okazję przekonać się, jak bardzo spięta może być Kinga Rusin czy Jolanta Pieńkowska, przejście na poziom z USA musi wywołać zachwyt.

Nie tylko Kuba Wojewódzki

Telewizyjne talk show miało swoje wielkie pięć minut w naszym kraju dobrych parę lat temu. Wszyscy doskonale pamiętamy słynne lądowania helikoptera na dachu Polsatu, ale programy autorskie z roku na rok słabły, aż wreszcie jedyną - i to dość wątpliwą - gwiazdą gatunku pozostał Kuba Wojewódzki. Zupełnie inaczej na tym tle wypadają gusta włodarzy stacji amerykańskich.

W porannym i popołudniowym paśmie królują wszelkiego rodzaju talk show. Blondynka Kelly i Afroamerykanin Michael w programie o wiele mówiącym tytule "Kelly and Michael" zapraszają gwiazdy, przerzucając się w między czasie dowcipami. Ikona telewizji Anderson Cooper "ucieka" czasem od CNN, żeby pogadać o gotowaniu lub... skarpetkach z gośćmi swojego show na żywo w CBS. Po godzinie 15 ubrana zawsze w stylową, męską marynarkę Ellen Degeneres rozpoczyna swój taniec pośród zebranej widowni i przepytuje celebrytów. Amerykański widz, który w ciągu dnia włączy telewizor, chce czy nie chce zawsze skończy poszukiwania idealnego programu na talk show.

[image-browser playlist="593477" suggest=""]

©2013 NBC

Rozmowy z celebrytami są także kontynuowane późnym wieczorem - tam znane jako late night talk shows. Tu też trwa wielka walka o widza. ABC ma Jimmy'ego Kimmela, NBC Jaya Leno i Jimmy'ego Fallona, TBS Conana O'Briena, a CBS Craiga Fergusona.

Gdy za oknem mrok, czas na prime time

Co robią Jankesi po 18, kiedy wracają do domu wykończeni pracą i staniem w korkach? Tak, tak, znowu oglądają telewizję. Na dobry początek serwisy informacyjne, które - co może być sporym zaskoczeniem - są przerywane reklamami. Poziom wieczornych dzienników jednak wielokrotnie robił na mnie wrażenie i wzbudza nieustannie zazdrość. Dziennikarze czołowych kanałów wykonują fantastyczną pracę, przez co z przyjemnością odbiorca pochłania informacje. Nie unikają jednak przesady. Kilka tygodni temu CNN robiło 24-godzinną relację z... opadów śniegu. A wydawałoby się, że w tak dużym kraju tematów nie brakuje.

Po wiadomościach czas na plotki. Programy typu "Extra" czy "Access Hollywood" to porcja newsów ze świata pięknych i bogatych. Bez wstydu przyznaję, że oglądam. Doniesienia z planów filmowych, czy relacje z koncertów, wywiady i ciekawostki - każdy łasuch popkultury zawsze jest na bieżąco. Dodatkowo po największych branżowych imprezach w Hollywood (Złote Globy, Grammy, Oscary) każdy może zajrzeć za kulisy ceremonii - przekonać się jak bardzo wesoły po kilku głębszych może być George Clooney albo zobaczyć reakcję Jennifer Lawrence po spotkaniu z Jackiem Nicholsonem.

[image-browser playlist="593478" suggest=""]

©2013 NBC Studios

Kiedy na zegarach wybija magiczna 20.00, pałeczkę przejmują reality i talent show. Pod tym względem nie musimy mieć żadnych kompleksów. Seria z rodziną Kardashianów to idealny przykład na to jak nisko potrafi upaść telewizja. Wszelkiego rodzaju "X-Factory", "Idole" czy "Tańce z gwiazdami" są tak samo żałosne jak w Polsce. Amerykanie idą jeszcze dalej i emitują reality show, gdzie kawalerzy szukają żon, a otyli są zamykani w jednym domu, dzieleni na grupy, by co tydzień eliminować tego, kto zgubił najmniej kilogramów. Paranoja.

Wieczorna ramówkę ratują - a jakże - nasze ukochane seriale. Wybór jest olbrzymi, dlatego bez względu na to czy bliżej nam do słodkich, łzawych komedii romantycznych, lub pieczołowitych, perfekcyjnych dramatów - prędzej czy później odbiorca znajdzie kanał, który emituje serial w jego guście. Nie bez powodu coraz więcej krytyków zauważa, że telewizja daje to, czego nie może ze względu na swoje ograniczenia kino. Twórcy najlepszych seriali mają czas i pieniądze by realizować często niepoprawne politycznie, kontrowersyjne projekty z długimi skomplikowanymi historiami, które na dużym ekranie nigdy nie mają prawa zaistnieć. Wyobrażacie sobie, że Mad Men albo Boardwalk Empire mogłyby zostać "zapakowane" w jeden film? Prawdopodobnie skończyłoby się na przyzwoitych dramatach o których wszyscy zapomnieliby dwa miesiące po premierze. A przecież można nakręcić telewizyjną serię, można pokazać wszystkie pomysły. Mały ekran dyktuje trendy i zawyża poziom.

Krócej, ale częściej

Amerykańska telewizja byłaby doprawdy wspaniała, gdyby nie jeden mały szczegół reklamy. Jeśli serial trwa 20 minut, kolejne 10 stanowi blok reklamowy. Program 40-minutowy obarczony jest dwudziestoma minutami spotów. Żeby było ciekawiej, bloki są krótsze niż w Polsce, ale za to częstsze. Na przykład po 5 minutach relacji, natychmiast na ekran "wjeżdżają" reklamy. Problem jest tak irytujący, że jedynym rozwiązaniem jest nagrywanie swoich ulubionych programów lub po prostu oglądanie ich w funkcji "wideo na życzenie".

[image-browser playlist="593479" suggest=""]

Jako użytkowniczka Comcast, jednej z czołowych sieci kablowych w USA mogę bezkarnie korzystać z tej ostatniej. Comcast udostępnia setki filmów i seriali w ramach abonamentu, dlatego nawet jeśli przegapimy coś w ramówce albo zwyczajnie wolimy oglądać bez reklam wystarczy wybrać interesującą nas pozycję w menu. Nowoczesna telewizja w USA to ponad 1000 kanałów, dlatego dostawcy wolą nie zadzierać z widzami i w rozsądnej cenie sprzedają całą swoją ofertę.

Do Polski wracam z dekoderem

Wbrew pozorom nie oglądam telewizji cały dzień, ale nowe doświadczenia z tym medium sprawiają, że z przyjemnością zabrałabym do Polski amerykańską telewizję. Stany Zjednoczone cechuje nieograniczona perfekcja w tworzeniu show, więc nawet jeśli emitują sporo nic nie wnoszących programów, nadrabiają ambitnym repertuarem w kablówkach. Ramówki są zróżnicowane, bardziej wyważone, dlatego w tym oceanie propozycji nie ma szans, by widz nie znalazł nic dla siebie.

Z założenia telewizja to odrębny świat, na marginesie codzienności. Po wciśnięciu czerwonego guzika poznajemy, oglądamy miejsca i ludzi, których z różnych przyczyn nie możemy w rzeczywistości. Z tej potęgi doskonale zdają sobie sprawę właśnie Amerykanie. W ich rękach broń zwana telewizją jest jeszcze bardziej niebezpieczna i stanowi drogę ucieczki od rutyny dnia codziennego. Telewizja zasysa ofiarę-widza i mami tak długo aż ukradnie cenne godziny naszego życia. Jeśli jednak owa broń ma mieć metkę, to najlepiej amerykańską. "Made in U.S." to gwarancja najwyższej jakości.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj