Wątpliwe jest, że w dzisiejszych czasach istnieje człowiek, który nie słyszał o J.R.R. Tolkienie. Ten dystyngowany angielski profesor, uznany oksfordzki językoznawca i poliglota, jest jednak w obecnej popkulturze znany z czegoś innego. Możemy być pewni, że za życia nawet się tego nie spodziewał. Jego twórczość stała się bowiem podstawą do zrewolucjonizowania literatury. Z kolei samego Tolkiena (pośmiertnie) uznaje się za prekursora i twórcę gatunku fantasy. Krótko mówiąc: bez tego człowieka, bez przebogatej mitologii, która cechuje jego dorobek i bez tytanicznej pracy opiekunów jego spuścizny (w czym największe zasługi poczynił zmarły w 2020 r. nieodżałowanej pamięci Christopher Tolkien), prawdopodobnie nie poznalibyśmy światów takich jak: Azeroth, Zapomniane Krainy, Westeros, Osten Ard czy Kontynent Sapkowskiego. Można się zastanawiać, czy gatunek fantasy w ogóle zaistniałby w społecznej świadomości na taką skalę. 
materiały prasowe
Pozostawmy jednak sferę domysłów i skupmy się na faktach. A są one takie, że fantastyka w istocie zaistniała w kulturze popularnej, a Tolkien – sam będący niebywale krytycznym wobec siebie i własnych pomysłów perfekcjonistą – wywindowany został do tytułu autora kultowego, jednego z najwybitniejszych pisarzy wszech czasów. Jego książki cieszą się niesłabnącą popularnością, a różnoracy przedsiębiorcy, związani tak naprawdę z każdą liczącą się gałęzią popkultury, mają swoje udziały w rozpowszechnianiu (mniej lub bardziej udanym) twórczości pisarza na odrębne media. Opowieści Tolkiena po dziś dzień inspirują zarówno tych doświadczonych, jak i debiutujących autorów. Trzeba pamiętać, że świat Śródziemia również został stworzony przede wszystkim z głębokiej potrzeby serca i wieloletniej pasji autora do światowych mitologii. Tolkien, zafascynowany w młodości starożytnymi mitologiami oraz epickimi poematami (wśród których największe wrażenie zrobiły na nim Beowulf oraz fińska Kalevala), głęboko ubolewał nad tym, że Wielka Brytania nie mogła poszczycić się stricte przypisanymi do jej folkloru oraz kultury mitami i eposami. Zauważył, że nawet opowieści odwołujące się do tradycji Anglii cechują się licznymi zapożyczeniami z panteonów celtyckich, greckich czy rzymskich. Co za tym idzie, od wczesnych lat młodości rozpoczął prace nad Wielkimi Opowieściami. Opowieściami, które miały dla niego stanowić substytut faktycznej angielskiej mitologii. Opowieściami, które całe dekady później stały się filarem nowego gatunku i które doczekały się milionów fanów na całym świecie. Pozostaje postawić pytanie: co takiego sprawia, że świat Śródziemia, mimo że liczy sobie de facto już ponad 100 lat, wciąż jest atrakcyjny dla kolejnych pokoleń czytelników?
fot. wire.com
+3 więcej

Mitologia dla Anglii

„Jeśli chodzi o czas, rozwój i układ, dzieło zaczęło się razem ze mną – chociaż nie sądzę, żeby to bardzo interesowało kogoś poza mną. Chcę powiedzieć, że nie pamiętam czasu, kiedy go nie budowałem. Wiele dzieci tworzy albo zaczyna tworzyć wymyślone języki. Ja to robię od czasu, kiedy nauczyłem się pisać. (...)” . J.R.R. Tolkien, Silmarillion, tłum. Maria Skibiniewska, Wydawnictwo Zysk i S-ka; Poznań 2017, s. 15
  Hobbit oraz trylogia Władca Pierścieni trwale zapisały się w historii światowej kultury (to też jedyne główne dzieła, które ukazały się za życia autora), jednak sam Tolkien postrzegał je raczej jako drobny skrawek mitologii Śródziemia. W istocie pierwotne plany Tolkiena obejmowały łączne wydanie tekstu, który obecnie znany jest pod nazwą Silmarillionu oraz Władcy Pierścieni w celu dostarczenia czytelnikom zbiorczej, kompletnej Sagi o Klejnotach. Z najróżniejszych powodów plany te okazały się niemożliwe do zrealizowania. Winne temu były naciski wydawców, chłodne reakcje na dostarczone fragmenty Silmarillionu, a także (być może najważniejsze) skrajny perfekcjonizm samego Tolkiena. Choć on sam w prywatnej korespondencji z wydawcami argumentował, iż wydanie Władcy Pierścieni bez istotnej do zrozumienia całego kontekstu sagi książki byłoby przedsięwzięciem ryzykownym, prace nad Silmarillionem przedłużały się tak bardzo, iż został on niejako zmuszony do wysłania wydawcom tekstu Władcy Pierścieni. Główną przyczyną wątpliwości Tolkiena był fakt, iż Władca Pierścieni oraz Hobbit opowiadały o schyłkowej erze elfów w historii sięgającej tysięcy lat wstecz. Stąd, naturalnie, podczas lektury Władcy Pierścieni czytelnik natknąłby się na – w opinii autora – niezwykle ważne odniesienia do czasów dawno minionych. Tolkienowi zależało z kolei na tym, by czytającemu oddać do rąk pełną historię Śródziemia, która składałaby się w spójną całość.
New Line Cinema
Z biegiem lat i po sukcesie Władcy Pierścieni Tolkien zwątpił jednak w pozytywną reakcję czytelników na Silmarillion. Dość powiedzieć, że w kontekście nieistniejącej jeszcze książki odznaczał się wyraźnym pesymizmem, stwierdzając w liście do Anne Barett z 1956 roku, że:
„Nie sądzę, że będzie miała urok W.P. – żadnych hobbitów! Pełna mitologii, elfickości i całego tego „górnolotnego stylu”, który tak bardzo nie odpowiadał wielu recenzentom. (...)” . J.R.R. Tolkien, Listy pod red. Humphreya  Carpentera i Christophera Tolkiena, tłum. Agnieszka Sylmanowicz, Wydawnictwo Zysk i S-ka; Poznań 2020, s. 323-324
Co za tym idzie, Silmarillion – czyli swoiste magnum opus i ukoronowanie dorobku Tolkiena – ukazał się dopiero cztery lata po jego śmierci, w 1977 r. Książka – zredagowana i uporządkowana przez Christophera Tolkiena, syna autora oraz strażnika jego spuścizny literackiej – stanowiła koniec końców spójne dzieło. Wielokrotnie wskazywano na tytaniczną pracę wykonaną przez Christophera, który uporządkował sprzeczne koncepcje i style swojego ojca. Praca redakcyjna trwała na dobrą sprawę aż do jego śmierci w 2020 r., a zaowocowała m.in. wydaniem 12-tomowego cyklu Historia Śródziemia, powieści Dzieci Húrina, a także dzieł – choć mocno fragmentarycznych – Beren i Lúthien oraz Upadek Gondolinu.  Ten ostatni zamknął cykl wydawniczy tzw. Wielkich Opowieści. Choć Tolkien poświęcił pracy nad wszystkimi wyżej wymienionymi dziełami całe swoje życie, zmarł przed wydaniem całości mitologii. Jego udziałem sensu stricto pozostają zatem historie z Trzeciej Ery Śródziemia.
fot. Josh Dolgin/New York Times

Saga o Klejnotach a mitologie świata

„Kiedyś jednak (dawno już przestałem się z tego powodu puszyć) chciałem stworzyć zbiór mniej lub bardziej powiązanych ze sobą legend, począwszy od tych największych, kosmogonicznych, aż do poziomu romantycznej baśni – te większe miały być oparte na mniejszych, pozostających w kontakcie z ziemią, a mniejsze miały czerpać chwałę z rozległego tła tamtych – który mógłbym zadedykować po prostu: Anglii, mojemu krajowi. (...)” J.R.R. Tolkien, Silmarillion, tłum. Maria Skibiniewska, Wydawnictwo Zysk i S-ka; Poznań 2017, s. 16
Choć Tolkien słynął z niechęci do alegorii oraz alegorycznego odczytywania literatury samego w sobie, dopuszczał w swojej twórczości koncepcje elementów moralnej i religijnej prawdy (lub błędu). Z cytowanego tutaj listu do Miltona Waldmana datowanego na 1951 r. można jednak wywnioskować, że młodzieńcze fascynacje mitologią, wykształcenie językoznawcze, a także i gorliwy katolicyzm autora ukształtowały mitologię Śródziemia bądź też Sagę o Klejnotach w formie, w jakiej znamy ją dziś. Wprawdzie pierwotny zamysł, zgodnie z którym mitologię Ardy poznawalibyśmy z perspektywy podróżującego na Samotną Wyspę elfa, został porzucony i przedstawiony zamiast tego w Księdze Zaginionych Opowieści, główny trzon Wielkich Opowieści (z uwzględnieniem licznych zmian i alternatywnych iteracji imion, nazw własnych czy postaci) pozostał niezmieniony. Dla Tolkiena istotne było to, by jego historie opowiadały, tak jak każda mitologia, o wyższych koncepcjach i istotach, które je reprezentują. Podobieństwa z chrześcijaństwem widoczne są od samego mitu kosmogonicznego Ardy: Eru pełni funkcję jedynego i najwyższego Boga, świat został stworzony po to, by ziścił się Jego nieodgadniony Plan, którego założenia staną się jasne każdemu po skończeniu świata. W historiach Valarów, długowiecznej wojnie elfiej rasy z Morgothem Bauglirem, historii królestwa Númenoru (po trochu inspirowanej opowieściami o Atlantydzie, Potopie oraz Wieży Babel) – wszędzie tam widać, jak głęboki wpływ wywarła na Tolkiena religia.
fot. materiały prasowe
Powracającym w całej mitologii Śródziemia wątkiem są koncepcje pychy oraz władzy deprawującej i nieuchronnie prowadzącej elfów i ludzi do upadku. Morgoth – chcący z zawiści i z racji najpotężniejszej wśród Valarów mocy przekształcić Ardę i zamieszkujące ją stworzenia na swoje podobieństwo. Sauron – wierzący, iż tylko pod jego władzą Śródziemie zazna pokoju i „uzdrowienia” po tysiącleciach wojen elfów z pierwotnym Władcą Ciemności (i stosujący przy tym taktyki zwodzenia, kojarzące się nieco z postacią Lokiego z nordyckiej mitologii). Same wątki Silmarili oraz Pierścieni Władzy stanowią przy tym literacką alegorię pychy, niszczycielskiej dumy i dążenia do nieskrępowanej potęgi. I co najważniejsze, owe pokusy w równym stopniu dotykają obu ras Dzieci Ilúvatara. Duma i pycha doprowadziły Pierworodnych (Elfów) do ich Upadku i wygnania z Raju (Valinoru), Fëanora i jego synów popchnęła do złożenia bluźnierczej przysięgi skierowanej przeciw Potęgom, a pośród Drugiego Szczepu Dzieci Eru stała u podstaw niemalże całkowitego unicestwienia Númenorejczyków czy później w Trzeciej Erze stanowiła motywację wściekłego ataku Boromira na Powiernika Pierścienia. Właściwie cała historia wyprawy Froda ma w zamyśle ukazywać walkę (fizyczną i duchową) z owymi pokusami, co ostatecznie i tak nie uchroniło hobbita (odpornego już na urzekającą moc artefaktu) przed wpływem Pierścienia w decydującym momencie. Motywy nieco mniej oczywiste oraz do tego stopnia niepodporządkowane szerszej metafizyce to np. kreacja Shire, za sprawą której Tolkien próbował nadać przynajmniej cząstce swojego świata atmosferę sielskiej wsi (w której sam spędził dzieciństwo), czy też reprezentowany przez wielkie pająki patologiczny strach autora przed tymi stworzeniami. Pośród Wielkich Opowieści znalazło się również miejsce dla swoistego hołdu oddanego ukochanej przezeń Kalevali poprzez historię o Dzieciach Húrina. Inspiracje Beowulfem czy Sagą rodu Völsungów również można wyraźnie dostrzec.
Źródło: www.moddb.com

Saga, która dała początek fantasy

Choć od publikacji Hobbita i Władcy Pierścieni minęły całe dekady, uniwersum Śródziemia pozostaje żywe i złożone. Przez ten czas historie i cykle z gatunku fantasy również się rozprzestrzeniły – jedne bardziej, drugie mniej inspirowane twórczością angielskiego pisarza. Dziś trudno mówić o tym, by świat Ardy zaliczał się do grona największych uniwersów w fantastyce. Pod względem liczebności postaci, wielkości i złożoności świata przedstawionego został on w pewien sposób zdegradowany przez Westeros George’a R.R. Martina, Malaz Stevena Eriksona (także Iana C. Esslemonta), Cosmere Brandona Sandersona czy Świat Koła Roberta Jordana. Warto jednak pamiętać o jednym: autorzy większości, jeśli nie wszystkich z tych światów, pozostawali pod wpływem dzieł Tolkiena. Co więcej, próżno szukać w nich takiej dbałości o szczegóły i wewnętrznej spójności światotwórczej. Śródziemie pozostaje zatem światem unikatowym. I patrząc po niesłabnącym zainteresowaniu nim – zarówno ze strony długoletnich fanów, jak i nowych odbiorców – raczej taki pozostanie. Koniec końców, choć lwia część jego twórczości została wydana już po jego śmierci, trzeba ostatecznie uznać, że zamysł J.R.R. Tolkiena się powiódł. Być może jego efekty nawet wyszły poza schemat: wszak „mitologia dla Anglii” została swego rodzaju biblią fantastyki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj