Wokalista, reżyser, aktor... a to tylko kilka wcieleń, w których ten człowiek świetnie się odnajduje. Na pewno o nim słyszeliście, choć być może wcześniej jego nazwisko nic Wam nie mówiło. O kim mowa? Poznajcie Jareda Leto.
Kiedy dowiedziałem się, że powstaje filmowa adaptacja komiksowej grupy Suicide Squad osadzona w DC Extended Universe, byłem bardzo zadowolony. Kiedy dowiedziałem się o udziale Jokera w tym filmie, ucieszyłem się jeszcze bardziej. Ale kiedy poznałem nazwisko aktora wcielającego się w tę postać, nie wiedziałem, co powiedzieć. Rozczarować się ? Pokiwać głową w geście totalnej aprobaty? Zupełnie nic. Nie potrafiłem wydobyć z siebie choćby grama pozytywnej czy negatywnej emocji. Dlaczego? Po prostu wcześniej o Jaredzie Leto nie słyszałem, a jak się okazuje, jest to człowiek o wielu talentach...
Dzieciństwo Jareda, jak i jego brata, Shannona, nie należało do najprzyjemniejszych. Zdefiniowane zostało przez tułaczy tryb życia, gdyż bardzo często zmieniali miejsce zamieszkania: począwszy od Haiti, przez Wyoming i Kolorado, a kończąc na Wirginii. Było to nierozerwalnie związane z tym, że dziadek Jareda i Shannona był pilotem Air Force. Takie perypetie mieszkaniowe na pewno nie ułatwiały młodemu Jaredowi aklimatyzacji w coraz to nowych środowiskach, z pewnością różniących się specyfiką, a przede wszystkim kulturą. Najdobitniej obrazują to słowa samego Jareda dotyczące Haiti: „Miałem 12 lat. To najbiedniejszy kraj na zachodniej półkuli. Było to straszne patrzeć na to, że ludzie mieszkają na ulicy, w szałasach, biorą kąpiel w wodzie pochodzącej z kanałów ściekowych i piją zanieczyszczoną wodę. Było okropne widzieć ich głodujących. Tego nie da się zapomnieć”. Sprawy nie ułatwiał konflikt pomiędzy jego rodzicami zakończony rozwodem. W konsekwencji Constance Leto – matka Jareda i Shannona – musiała sobie radzić sama z dwójką niesfornych synów, którzy – jak pokazuje historia – poświęcą się kulturze.
Sam Leto w reakcji na takie środowisko miał epizod, powiedziałbym, przestępczy. „Kiedy byłem dzieciakiem, dużo kradłem. Ale nie kradłem tylko jednego cukierka - brałem cały karton. Miałem też w zwyczaju włamywać się do domów i siadać w pokojach. Czułem się niezwykle komfortowo, przebywając w cudzych pustych domach”. W pełni świadomie zastosowałem sformułowanie epizod, bo taki stan oczywiście nie utrzymał się na stałe. Paradoksalnie, pod płaszczykiem swoistego buntu emanującego kradzieżami i włamaniami, gdzieś tam w głębi osobowości wzrastała dusza artysty. „Kiedy miałem 16 lat, znalazłem się na rozdrożu. Rozglądałem się w poszukiwaniu różnych okazji i zastanawiałem się, co zrobić ze swoim życiem. Nie wiedziałem, że zostanę aktorem. Myślałem, że mogę zostać jakimś artystą, malarzem albo może dilerem narkotyków, ale koniec końców nie wiedziałem, którą ścieżką podążę”.
Kluczem okazała się myśl o zostaniu malarzem. Podążając za tym postanowieniem, Jared wstąpił do grona studentów University of the Arts w Filadelfii. Postanowienie to usytuowane zostało chyba na zbyt niestabilnym gruncie, bo nie minęło zbyt wiele czasu, kiedy postanowił przenieść się do School of Visual Arts w Nowym Jorku. W zasadzie pozostał w kręgu tworzenia obrazów, ale tym razem już tych ruchomych. Postanowił zostać reżyserem. Już w trakcie studiów swój potencjał kreatywności przekuł w rzeczywistość. Powstał film Crying Joy, który Leto wyreżyserował, napisał do niego scenariusz i zagrał w nim. Z tych trzech ról okołofilmowych, w których Jared mógł się sprawdzić, najbardziej spodobała mu się rola aktora, bo później – a był to rok 1992 – po przeprowadzce do Los Angeles rozpoczął karierę aktorską, występując w telewizyjnym, wówczas popularnym My So-Called Life. Tam grał chłopaka głównej bohaterki i dzięki tej roli zaczął dostawać propozycje od filmowych twórców, z czego skorzystał, porzucając jednocześnie mniejszy, telewizyjny ekran, na rzecz tego większego, na którym jego kreacje możemy podziwiać do dziś.
Początki kariery filmowej Leto poświęcił na budowanie rozpoznawalności wśród producentów, scenarzystów i reżyserów, czyli de facto całej amerykańskiej branży filmowej. Z tego względu Jared przyjmował oferty ról w takich filmach, jak m.in. Zimni i szaleni, Ostatnie takie lato, Prefontaine czy The Thin Red Line. Znany jest też z roli Angel Face w filmie Fight Club.
Wszystkie te role doprowadziły Jareda Leto do kulminacji kariery aktorskiej – przynajmniej na tamtym etapie – bo oto w 2000 roku premierę miał film Requiem for a Dream, w którym to zagrał rolę Harry'ego Goldfarba. To ta kreacja jest jak dotąd najbardziej ceniona spośród wszystkich ról, jakie bohater tego tekstu zagrał. Jednak ceniona nie oznacza doceniona. Leto wciąż musiał czekać na wyróżnienie, najbardziej prestiżową nagrodę, jaką aktor może dostać, czyli Oscara. Oczywiście była to pewna niesprawiedliwość, jeśli weźmiemy pod uwagę katorżniczą pracę wykonaną przez Leto, aby przygotować się do tej roli: „Nie jadłem. Mógłbym zjeść jedynie brokuły czy ogórka, ale tylko kilka kęsów, nie więcej. To była najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek samemu sobie zrobiłem. Po tym doświadczeniu naprawdę bolesne było to, żeby znów zacząć jeść. Byłem z tego powodu pełen poczucia winy. To może się przekuć w uzależnienie, jeśli niespożywanie żadnego posiłku oparte jest na bardzo silnym postanowieniu”. Takie trudne doświadczenie odbiło się więc nie tylko na organizmie – Jared schudł ok. 13 kilogramów – ale też na psychice, która została doprowadzona do granic stabilności. Jednak jak aktor sam przyznał, że gdyby nie takie przygotowania, nie wczułby się aż w takim stopniu w tę rolę.
Po tak znakomitej kreacji jego aktorskie życie zawodowe oczywiście nie zawisło w próżni. Zagrał w takich produkcjach, jak m.in. Alexander, Lord of War czy Mr. Nobody. Później przyszedł rok 2013, który dla kariery aktorskiej Jareda w końcu przyniósł uznanie...
To właśnie w tym roku Leto za najlepszą rolę drugoplanową w filmie Dallas Buyers Club otrzymał Oscara, Złoty Glob i wyróżnienie Critic's Choice. Jako laureat tak prestiżowych nagród Jared mógł w sposób bardziej racjonalny i przemyślany reagować na propozycje kolejnych ról, dlatego też pomiędzy rolą, która przyniosła mu tak wiele wyróżnień, a kolejną kreacją minęły trzy lata. Najnowszym wcieleniem Leto jest sam Joker, obecny w filmie należącym do DC Extended Universe pt. Suicide Squad. Co ciekawe, nie jest to pierwsze zetknięcie się Jareda Leto z produkcjami spod szyldu DC, gdyż był brany pod uwagę jako odtwórca roli Hala Jordana w filmie Green Lantern, jednak jak wiemy, rola ta przypadła oczywiście Ryanowi Reynoldsowi.
Wspominam w tytule, że Jared Leto to człowiek renesansu. I istotnie – mnogość talentów, które ten człowiek posiada, musiała poskutkować partycypacją w wielu projektach nie tylko filmowych, ale także muzycznych. Dla wielu fanów bohater tego tekstu jest znany z działalności w zespole 30 Seconds to Mars, w którym jest gitarzystą oraz wokalistą. Początki tej ekipy sięgają 1998 roku, a więc już po debiucie Jareda na ekranie. Sam zespół stanowił początkowo mały, rodzinny projekt, bo został założony przez duet braci Leto (starszy brat - Shannon - objął miejsce perkusisty). Z biegiem czasu zespół zdobywał popularność i z kameralnego projektu rozwinął się w skład znany na całym świecie, a jego twórczość znalazła uznanie wśród szerokiego grona odbiorców, czego dowodem są liczne nagrody. Długo można by wymieniać, wspomnę tylko takie wyróżnienia jak Najlepszy zespół międzynarodowy w roku 2009 i 2011 według magazynu Kerrang! czy Top Rock Video według magazynu Rock on Request.
Sama działalność w zespole muzycznym przyniosła Jaredowi niezwykłą popularność, która - jak się okazuje - była dla niego czymś nowym. Doskonale opisują to jego własne słowa: „W moim życiu nigdy nie byłem popularnym dzieckiem” oraz „Nigdy nawet nie znałem takiego słowa jak sława. Nie miałem plakatów moich idoli porozwieszanych na ścianach”. Te słowa najlepiej świadczą, do jak diametralnie innego świata Leto trafił.
Zobacz także: Nasz wywiad z Margot Robbie i Jayem Hernandezem o Legionie samobójców
Wszystkie te dokonania Jareda Leto poparte są oczywiście tytaniczną pracą. Zarówno działalność aktorska, jak i muzyczna świadczą o tym, że ciężka praca potrafi doprowadzić człowieka do spełnienia zawodowego. Dobrym dowodem pracowitości i specyfiki osobowości Jareda jest to, w jaki sposób przygotowywał się do roli Księcia Zbrodni – Jokera. David Ayer, scenarzysta i reżyser Legionu Samobójców, tak opisuje pracę z nim: „Joker jest czymś, czym trzeba się stać. Możesz zobaczyć, jak wyczerpujące i bolesne jest to dla niego, żeby Jokerem być. (...) To naprawdę przerażające”. Jared Leto taki właśnie jest - to profesjonalista, który w pełni korzysta ze swoich talentów. Istny człowiek renesansu.