Ale jednak nie sposób się wyślizgać z nawiązania do rzeczonego filmiku, bo, choć jego prawdopodobna geneza i tożsamość Gracza zostały już dawno ujawnione i omówione, jest on poniekąd symptomatyczny dla pewnego pokolenia. Lara to było coś. Piszę to oczywiście z perspektywy nastoletniego chłopaka o buzujących hormonach, któremu grafika na kupionym na raty PlayStation wydawała się fotorealistyczna, dlatego proszę nie kpić, że się tak bezczelnie rozmarzam. To było wtedy, gdy ukazał się w jednej z gazet o grach plakat posklejanej z pikseli, cokolwiek nieforemnej, zasłaniającej się tylko kawałkiem prześcieradła panny Croft, a po drugiej stronie wydrukowano bodajże Turoka i miałem dylemat nie z tej ziemi, co powiesić na ścianie. To było wtedy, gdy z wypiekami na ryju czytałem nadesłane przez czytelniczą brać do redakcji „PSX Extreme” opowiadania erotyczne z Larą. To było wtedy, gdy wolałem zostać w domu i przemierzać z padem pustynie Nevady, niż „odrabiać lekcje z koleżanką”. Innymi słowy, godne pochwały założenie Toby'ego Garda, który na początku lat dziewięćdziesiątych projektował bohaterkę godną nowego, nieprzedzielonego żelazną kurtyną świata, poszło się kochać. Opierało się ono o cokolwiek może naiwną myśl, że Lara postrzegana będzie przez – wówczas zdecydowanie męskie – grono graczy jako posiadaczka niebywałych umiejętności i takiejże odwagi, a nie imponującego biustu. Gard odszedł z zespołu po pierwszym Tomb Raider, utrzymując, że nadmierna seksualizacja postaci to nie jego sprawka. Bo faktycznie, czego poniekąd dowodzą reakcje nastoletniego mnie, cała ta idea silnej i niezależnej bohaterki rozbiła się o mur rzeczywistości, jeszcze na takie harce niegotowej. Na tym gruncie przecież narodziły się plotki o istniejącym rzekomo kodzie, który miałby umożliwiać grę nagą Larą i wszystkie te fantazje, których wyrazem były moje opisane powyżej podjary. Chyba nie o to chodziło Gardowi. Ale nie chcę być nie fair, bo przedstawiłem tylko jedną stronę medalu.
fot. Paramount Pictures
Paradoksalnie, przy tym wszystkim, o czym napisałem powyżej, Lara przyniosła ze sobą pewną rewolucję. Z cyfrowej seksbomby i marketingowego tworzywa powoli, a może raczej bardzo szybko, wyewoluowała w ikoniczną postać, jakiej branża gier do tamtej pory nie miała - niedefiniowaną przez swoją seksualność. Szkoda tylko, że przez całe lata modelki przebrane za pannę Croft paradowały na targach z głębokimi dekoltami, a Angelina Jolie powiększano na planie niemały przecież biust specjalnymi poduszeczkami do stanika. Było to zjawisko o dwoistej naturze, bo z jednej strony piersi Lary służyły jako swoisty billboard zachęcający do kupna gry, a z drugiej to faktycznie twarda babka, która nie potrzebuje rycerza na białym koniu, jest jak Batman i Indiana Jones (znamienne jest to, że znajduję jedynie porównania z mężczyznami). Dlatego z radością przyjąłem Tomb Raider, gdzie Lara zyskała realistyczne proporcje i założyła spodnie z długimi nogawkami (proszę mnie źle nie zrozumieć, nie mam nic przeciwko obcisłym szortom, ale to nie najlepszy strój na łażenie po nepalskich górach). Croftówna wydawała się niemalże dziewczyną z sąsiedztwa, której nie posądzilibyśmy o podobne hobby, fajną kumpelą o bogatym życiorysie, z pasją i charakterem. Umówmy się, dawna Lara to czysta kartka papieru, brak jej było osobowości. Zyskała ją dopiero pół dekady temu. Na nowego Tomb Raider wybieram się dopiero pod koniec weekendu, chcąc poprzedzić seans filmami z Jolie (będzie dolało), dlatego nie chcę się mądrzyć, czy przeszczepienie tej postaci na ekran zadziałało, ale trzymam za Alicia Vikander kciuki.
fot. Square Enix
Zastanawiam się jednak, czy fenomen Lary Croft pojmie ten, kto nie dorastał w najtisach i nie jarał się singlem Did My Time Korna. I choć, jak już zdążyliście się zorientować, tekst ten nie jest kawałkiem popkulturowej publicystyki okraszonym hashtagiem #gimbynieznajo, obowiązkowo pisanym z elitarystycznym przekąsem, naprawdę łazi mi to po głowie. Bo dzisiaj Lara niejako stopiła się z krajobrazem, nie jest już nowością, nie jest buntowniczką, ale częścią status quo. Ale to nie ujmuje jej zasług, toć po części dzięki niej nikogo już chyba nie dziwi, że kobieta może być bohaterką teoretycznie typowo męskiej (nie lubię podobnej kategorii) gry o skakaniu i strzelaniu. Dziewczyny wykupują blisko jedną trzecią nakładu każdej odsłony. Nadchodzący sequel, drugi po odświeżeniu serii, ma być ostatnim odcinkiem trylogii o młodziutkiej Larze dopiero rozpoczynającej swoją gonitwę za skarbami. Co dalej? Nie sądzę, aby skończyło się na następnym odświeżeniu marki, raczej przeskoczymy o parę lat do przodu, lecz nie spodziewajmy się, że zastaniemy wtedy brytyjską arystokratkę gotującą mężowi obiad i szydełkującą przed snem. Niedoczekanie. Bartek Czartoryski. Samozwańczy specjalista od popkultury, krytyk filmowy, tłumacz literatury. Prowadzi fanpage Kill All Movies.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj