Chciałoby się powiedzieć, że to przeszłość i dawne życie Charliego Sheena. Że teraz wraca do epoki, w której grał w takich filmach, jak "Pluton" i "Wall Street". Że - tak jak choćby Robert Downey Jr. - rozwijał powoli swoją karierę, w pewnym momencie się stoczył, ale ostatecznie wrócił w chwale. Sheen od wielu lat stacza się na ekranie, cały czas grając po prostu siebie. I świat lubi go w tej roli oglądać.

Zaczęło się w roku 2003, kiedy na ekrany trafił serial Dwóch i pół. Charlie Sheen wcielił się tam w rolę Charliego Harpera. Tożsamość imion bohatera i aktora nie była w żadnym razie przypadkowa. Coraz częściej mówiło się o rozbojach i "sekscesach" Sheena, a historie te, wraz z dynamicznie rozwijającym się w tych czasach internetem, zaczęły się roznosić nie tylko po Stanach Zjednoczonych, ale po całym świecie. Charlie Harper, bohater sitcomu CBS, był więc dość mocno wzorowany na prawdziwym życiu, a przynajmniej tej niesławnej stronie aktora. Miliony widzów zasiadały przed telewizorami, by oglądać, jak podstarzały pijak i kobieciarz gości u siebie swojego brata wraz z jego synem. Serial nie bał się grubiańskich, odważnych żartów, z których czasem w towarzystwie wstyd było się właściwie zaśmiać. Choć i tak każdy to robił.

Sheen wydawał się być geniuszem. Naprawiał (czy też może raczej usprawiedliwiał, bo de facto jego życie prywatne się nie zmieniło) swój zły wizerunek poprzez wyśmiewanie siebie na ekranie. Harper był karykaturą Sheena, pokazującą dystans aktora do własnej osoby oraz… okazją do zarobienia niezłej fortuny. Podczas gdy w 2002 roku cały świat łapał się za głowę, gdy każdy z aktorów z Przyjaciół wynegocjował sumę miliona dolarów za jeden odcinek serialu, w ostatnim swoim sezonie Charlie Sheen za grę w jednym epizodzie Dwóch i pół zgarniał całe 1,8 mln. A trudnej pracy nie miał, bo – przypomnijmy raz jeszcze – grał tam właściwie siebie.

Wielkiej gwieździe wolno było wiele, choć i tę granicę udało się Sheenowi przekroczyć. Skandal związany z wyrzuceniem aktora z obsady serialu, skróceniem jego kontraktu i wzajemnymi publicznymi nagonkami, był jednym z najważniejszych wydarzeń w showbiznesie w 2011 roku. Charlie nie stawił się na plan, bo po raz kolejny wylądował na odwyku. Jego życie prywatne w końcu dosięgnęło zawodowego, całkowicie przekroczyło linię. Wcześniej wystawiało za nią najwyżej palec u nogi.

Paradoksalnie Sheen nie tylko wyszedł z całej sytuacji cało, ale może nawet na tym zamieszaniu zyskał. Pierwszego "bad boya" Hollywoodu wciąż zdawały się wielbić prawdziwe tłumy. Aktor najpierw udał się w trasę stand-upową (umiarkowanie jednak przyjętą), a następnie podpisał kontrakt ze stacją FX, która specjalnie dla niego wyprodukowała nowy sitcom. "Anger Management", serialowa wersja hitu z Nicholsonem i Sandlerem, zyskała w Polsce bardzo trafny tytuł: Jeden gniewny Charlie. Choć wydaje się, że rola terapeuty specjalizującego się w kontroli gniewu powinna słynnego aktora nieco uspokoić, to jednak sitcom FX stał się duchowym sequelemDwóch i pół. Znów zresztą twórcy zdecydowali, że główny bohater grany przez Sheena będzie się nazywał Charlie. Pytanie, czy to względy marketingowe, czy może ukłon w stronę aktora, by ten na planie nie musiał dodatkowo tworzyć odrębnej osobowości o innym imieniu. W nowym Strasznym filmie też zaproszono go, by zagrał samego siebie. Nic jednak w tym dziwnego - zwycięzca jest przecież tylko jeden.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj