DAWID MUSZYŃSKI: Kiedy zdaliście sobie sprawę, że wasz serial wyróżnia się na tle innych produkcji medycznych. Bo nie ma co się oszukiwać, konkurencja w tym segmencie wciąż jest ogromna. JOCKO SIMS: Mówiąc szczerze, to pierwszy raz poczułem, że nasza produkcja zyskuje na popularności, podczas licznych spotkań z ludźmi decyzyjnymi w naszym studio. Zacząłem dostrzegać, że bardzo im zależy na Szpitalu New Amsterdam, a co za tym idzie i na nas. Jeśli serial nie miałby solidnego startu, to raczej by się tak nie zachowywali. To przecież ludzie z ogromnym doświadczeniem, którzy potrafią dostrzec potencjał już na samym początku danej produkcji. A co w twoim odczuciu odróżnia was od Rezydentów, Chirurgów czy Chicago Med., które też mają sporą oglądalność. Po pierwsze inspiracją do powstania tego serialu była książka napisana przez  lekarza Erica Manheimera zatytułowana Dwunastu pacjentów. Prowadził on jeden z największych miejskich szpitali w Stanach Zjednoczonych. Od takich seriali jak Chirurdzy odróżnia nas też to, że nasi bohaterowie nie chowają się co chwila po licznych schowkach, by uprawiać ze sobą seks. Nie? Oj, mam wrażenie, że od 3. sezonu się to zmieniło. I twój bohater jest jednym z beneficjentów tych zmian. Tu mnie masz (śmiech). Faktycznie teraz takie wątki zaczęły się pojawiać. Sporadycznie, ale są. Mam wrażenie, że wasza produkcja wyróżnia się czymś innym. Jest to serial, w którym nie ma złych lekarzy. Wszyscy bohaterowie poświęcają się swojej pracy i starają się rozwalić system, tak nieprzychylny pacjentom. To prawda. Podejście Maxa do pacjentów zamykające się w pytaniu, „Jak mogę Wam pomóc” jest widoczne u każdego z bohaterów. Oni faktycznie chcą ludziom pomagać i widzowie to kupują. Każdy kto trafia do szpitala chciałby mieć styczność z takimi osobami jak doktor Bloom, Reynolds, Frome czy Sharpe. Co do tego jesteśmy chyba wszyscy zgodni. Są to osoby, które nie kierują się chęcią zysku, nie mają napompowanego ego, nie chcą udowodnić wszystkim na świecie, że są najlepsi. Oni po prostu chcą pomagać ludziom. 
foto. materiały prasowe
No z tym ego to bym tak nie przesadzał. Weźmy taką Helen Sharp, która na początku była bardziej zainteresowana wizytami w programach śniadaniowych niż leczeniem pacjentów. Grany przez ciebie doktor Floyd Reynolds też nie był od początku nastawiony na pomoc ludziom. Miał swoje ambicje i plany. Chciał być właśnie najlepszy w swojej dziedzinie i lubił to podkreślać. Dlatego jego początki współpracy z Maxem nie należały do najłatwiejszych. Wiesz, facet przyszedł do nowej pracy i na dzień dobry zwolnił prawie wszystkich w zespole Reynoldsa. Oczywiście, że nie spotkało się to z jego aprobatą. Max nie jest też osobą, która momentalnie zdobywa twoje zaufanie czy sympatię. To marzyciel, który gdy dostanie wystarczająco czasu, potrafi zarazić każdego swoim optymistycznym podejściem. Reynolds postanowił zaryzykować, gdy Max powiedział, że może zbudować sobie swój własny zespół z kogo tylko chce. Nie miał żadnych ograniczeń. Wracając jeszcze na chwilę do twojego pytania, o to co nas wyróżnia, to sam jestem zdziwiony, że nikt wcześniej nie wpadł na to, by służbę zdrowia pokazać od tej bardziej pozytywnej strony. I tu należą się wielkie gratulacje Davidowi Schulerowi, który postanowił przekuć książkę Manheimera w scenariusz i zrobić z tego serial. Wiem, że dla niego to było bardzo duże ryzyko, bo gdy zaczynał pracę nad tekstem w 2017 roku, to w telewizji królowały seriale o superbohaterach i telewizje właśnie takiego kontentu dla siebie szukały. Mało kto myślał o stworzeniu kolejnego serialu medycznego. W sumie cztery lata później sytuacja na rynku telewizyjnym dużo się nie zmieniła.   Twój bohater przeszedł chyba największą przemianę w ciągu tych poprzednich sezonów. To prawda. Z człowieka o dużym ego, jak to go określiłeś, zmienił się w wyrozumiałego mężczyznę szukającego szczęścia w życiu prywatnym, a nie tylko przy stole operacyjnym. Postanowił założyć rodzinę. Ma narzeczoną, a raczej miał. W 3. sezonie, który właśnie ma u was premierę, Reynolds wraca do Szpitala New Amsterdam. Ale nie wraca dlatego, że chce. Dostaje telefon. Tak, nie wchodząc w szczegóły Max prosi go, by przyjechał i pomógł w ratowaniu życia jednemu z naszych bohaterów. No właśnie, bo wybuchła pandemia i jedna z postaci ciężko przechodzi zakażenie wirusem. Szpital New Amsterdam jest kolejną produkcją medyczną, która postanowiła wpleść sytuację epidemiologiczną do swojej fabuły. Wydaje mi się, że nie dało się inaczej. Scenarzyści nie mogli zignorować panującej pandemii, która była wszędzie, na całym świecie i spowodowała tak ogromne zmiany w naszym życiu, zarówno zawodowym jak i prywatnym. Dotyka więc też naszych bohaterów. Powiedzieliśmy o moim chwilowym powrocie, ale on staje się dla Reynoldsa permanentny z kilku powodów, których nie chcę tu zdradzać. To wiąże się również ze zmianą jego statusu w szpitalu. On już nie jest szefem oddziału, a jednym z lekarzy, który przez pewien czas nie jest nawet w systemie. To go trochę frustruje. Nagle się okazuje, że musi tę całą drogę przechodzić jeszcze raz i wdrapywać się po szczeblach kariery. Jego miejsce zajął inny lekarz, równie dobry. Raynolds stracił swoją szansę i musi poczekać na następną. Problem polega na tym, że nie wiadomo, kiedy ona nadejdzie. A to nie jedyny z jego problemów.
foto. NBC
A co najbardziej go zabolało po powrocie? To że szpital New Amsterdam poradził sobie bez niego. Mam wrażenie, że Raynolds uważał, że jego odejście będzie ogromną stratą dla placówki i jego pozycja przez długi czas nie będzie obsadzona przez brak odpowiedniego kandydata. Stało się inaczej. Nagle zdał sobie sprawę, że nie jest niezastąpiony. Życie toczy się dalej czy on tego chce czy nie. Jego powrót też nie był świętowany z wielką pompą. Nikt nie zrobił parady na jego cześć. Bardzo podoba mi się granie takiej złożonej postaci, która w pewnym momencie zostaje sprawdzona na ziemię. Nawet w jednym z odcinków 3. sezonu mamy scenę, w której przychodzę do Maxa i muszę go prosić o pomoc, co nie przychodzi mojemu bohaterowi łatwo. W 3. sezonie mamy też znakomity odcinek, w którym Reynolds uczy się nie oceniać pochopnie innych i zaczyna dopuszczać do siebie ewentualność, że lekarze popełniają błędy. To prawda. I to jest bardzo gorzka lekcja. Nie ma to jak oskarżać ludzi o popełnianie błędów i prawić im morały na ten temat, a później robić dokładnie to samo. Karma go dopadła. To jest świetnie napisany odcinek. A jak byś chciał, żeby się ten bohater jeszcze rozwinął? Myślę, że ciekawie by było, gdyby został ojcem. Wtedy można by było pokazać nową paletę emocji. Jestem ciekaw, jakim byłby tatą. Patrząc w jakim kierunku podążają scenarzyści, to raczej bym na to w najbliższej przyszłości nie liczył. Niestety, masz rację. Raynolds ma tendencję do podejmowania niewłaściwych decyzji, które mają później negatywny wpływ na jego karierę. Na szczęście nigdy nie posuwa się tak daleko, by jego decyzje były nieodwracalne. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj