W przededniu premiery filmu Batman v Superman: Świt sprawiedliwości pytamy o to, kim właściwie jest Batman. Teoretycznie wszyscy go znamy, Mroczny Rycerz wymyka się jednak wszelkim próbom interpretacji jego postaci.
W teście Rorschacha, słynnym badaniu psychodiagnostycznym, którego uczestnik próbuje nazywać kształty plam atramentowych, niektóre plansze przywodzą na myśl wizerunek nietoperza. W całej puli obrazów są one uznawane za najłatwiejsze do zinterpretowania, choć wielu badanych dostrzega tu także motyla czy ćmę. Nietoperz od zarania dziejów nastręczał problemów na niwie symbolicznej. W Księdze Kapłańskiej wymienia się go w katalogu zwierząt przepełnionych obrzydliwością (już mniejsza o to, że zalicza się go w poczet… ptaków), Euzebiusz z Cezarei i św. Ambroży dostrzegali w tym ssaku metaforę ślepoty herezji i mroku zła, a średniowieczni Europejczycy łączyli stworzenie z wampirycznymi legendami o potworach pożywiających się krwią. Mimo to, zwłaszcza dzięki wpływom kultury chińskiej i indiańskiej, nietoperz został obwołany także symbolem śmierci i narodzin – żyje w jaskini, w psychoanalitycznym rozumieniu przywodzącej na myśl łono, z którego zwierzę odradza się każdego wieczoru, gdy po raz kolejny zrywa się do lotu. Całą tę niejednoznaczną sieć znaczeń naciąga jeszcze popkultura, której centralną postacią od dziesięcioleci pozostaje Batman, Człowiek-Nietoperz.
Na postawione w tytule artykułu pytanie nigdy nie znajdziemy pełnej odpowiedzi, Batman to bowiem zarówno raczkujący detektyw z pierwszych lat swojej komiksowej działalności, jak i podszyty sporą dawką humoru hulaka z lat 50., poeta kiczu lat 60., Mroczny Rycerz lat 80. czy ekranowy mściciel początku XXI w. Gdy w maju 1939 r. rysownik Bob Kane i scenarzysta Bill Finger powołali do życia postać Batmana w 27. numerze Detective Comics, obaj nie byli zgodni co do genezy bohatera. Pierwszy z nich widział w nim ludzką odpowiedź na przybywającego z Kryptona Supermana, z natury rzeczy obwołanego mianem półboga, z którym trudno było się do końca utożsamić. Drugi upatrywał prapoczątków Człowieka-Nietoperza w archetypie osoby z wysokim statusem społecznym, poświęcającej swoje życie na rzecz walki o prawa ubogich – podobny schemat widzieliśmy już w przygodach Zorro, Sherlocka Holmesa czy bohaterów znanych z pulpowych magazynów, takich jak Cień, Widmowy Detektyw czy nawet sam… Nietoperz. Rozdźwięk między twórcami postaci Batmana był tak duży, że doszło między nimi do wyniszczającej walki. W jej rezultacie przez długie dziesięciolecia za jedynego ojca Mrocznego Rycerza uchodził Kane. Było to o tyle kuriozalne, że jego pierwszy szkic koncepcyjny herosa przedstawiał człowieka w jaskrawym stroju, który niebo przemierzał przy pomocy nie peleryny, a skrzydeł. Do dziś popularne są hipotezy, że bez poprawek Fingera ikona DC posługiwałaby się nazwą Birdman. Dopiero w ostatnich latach włodarze komiksowego giganta oficjalnie uznali, że Batman został powołany do życia de facto przez dwóch twórców.
No url
Los chciał, że w początkowych latach komiksowej historii Batmana dała o sobie znać wojenna zawierucha. Jak powiedział w jednym z wywiadów Stan Lee: „Walczyliśmy z Hitlerem na długo przed atakiem na Pearl Harbor”. Gdy jednak Superman na kartach powieści graficznych udawał się do nazistowskich Niemiec, by w mgnieniu oka rozprawić się z zagrożeniem, Człowiek-Nietoperz systematycznie zyskiwał całą otoczkę swojej postaci. Za tajemniczą maską krył się Bruce Wayne, miliarder z fikcyjnego Gotham City, który w dzieciństwie był świadkiem śmierci swoich rodziców. Tuż po tragicznym zdarzeniu poprzysiągł do końca życia walczyć z przestępczością, decydując się jednocześnie na intensywny trening fizyczny i intelektualny. Wychowywany przez kamerdynera Alfreda, pewnej nocy spostrzegł nietoperza, który rozbił szybę w oknie jego posiadłości. Tak narodził się Batman – uosobienie najbardziej skrytych lęków Wayne’a.
W realnym świecie amerykańska armia początku lat 40. mobilizowała całe masy poborowych. Gdy ojcowie ćwiczyli na poligonach, ich synowie z coraz większą ochotą sięgali po komiksy. W kwietniu 1940 r. włodarze DC sprezentowali im pomocnika Batmana, Robina (w początkowej wersji Dicka Graysona), młodego chłopca, z którym nieopierzeni fani powieści graficznych mogli się utożsamiać w czasie dziecięcych zabaw. W tym samym miesiącu powołano do istnienia rywala nad rywale Człowieka-Nietoperza. Joker miał być w zamierzeniu postacią, której konflikt z Batmanem będzie cementował i wyznaczał nowe ramy przygód w komiksowym Gotham City. Z jednej strony złoczyńca stał się demonicznym maniakiem i siewcą chaosu w coraz bardziej pogrążającym się w przestępczości mieście Wayne’a, z drugiej zaś okazał się czymś więcej nawet niż nemezis Batmana – jego karykaturalnym odbiciem w lustrze, dopełnieniem mrocznych pokładów osobowości. Z czasem poczet przeciwników Mrocznego Rycerza gwałtownie się powiększał. W gąszczu przetrąconych mentalnie i często zdeformowanych cieleśnie postaci na szczególną uwagę zasługuje Kobieta-Kot. Kane powoływał ją do istnienia jako antytezę Batmana i jednocześnie wyraz swoich fatalnych w skutkach związków z kobietami. Niejednoznaczna moralnie bohaterka miała być zimną i niesłowną reprezentantką płci pięknej, której nie można do końca zrozumieć. Na tym tle złoczyńców-dziwadeł, przy udziale zintensyfikowanej wojennej propagandy, Bruce Wayne stawał się powoli szacownym amerykańskim obywatelem w rozedrganym przestępczością mieście. Dzięki Robinowi na znaczeniu zyskała również jego symbolika ojcostwa, którym chce obdarzyć jedyne swe dziecko – Gotham City.
W powojennym społeczeństwie amerykańskim od powieści graficznych zaczęto wymagać przede wszystkim rozrywki i odreagowania dla trudnych czasów militarnego rozgardiaszu. Postać Batmana ewoluowała w kierunku humorystycznego usposobienia. Odzierano ją z welonu tajemnicy i zamachiwano się na wszechobecny mrok towarzyszący jej przygodom. Już w 1954 r. psycholog Fredric Wertham przekonywał opinię publiczną w książce Uwodzenie niewinnych, że przygody Mrocznego Rycerza mogą demoralizować najmłodszych odbiorców powieści graficznych, jednocześnie wskazując na potencjalnie niebezpieczne treści homoseksualne przemycane w komiksach – Batman i Robin mieli rzekomo symbolizować figury kochanków. Odpowiedzią na te zarzuty stało się z jednej strony wprowadzenie do przygód Człowieka-Nietoperza nowych bohaterek (z Batwoman na czele), z drugiej zaś dość karkołomne scenariusze powieści graficznych, w których ikoniczny heros podlegał absurdalnym transformacjom cielesnym lub spotykał naprawdę dziwacznych kosmitów. Wszystkie te zabiegi doprowadziły do reinterpretacji postaci Batmana w latach 60. Stał się on uosobieniem kampu – figury estetycznej, w której element popkultury oddziałuje na widza poprzez jego wartość ironiczną i utrzymanie go w złym guście. Dopiero na początku lat 70. zdecydowano się stopniowo powracać do przepełnionego mrokiem Człowieka-Nietoperza. Problem polegał na tym, że w amerykańskim społeczeństwie dochodziło do starcia rewolucji i kontrrewolucji obyczajowej. Komiksy zostały uznane za przejaw sztuki niskich lotów, a ci, którzy postać Batmana obdarzali sentymentem, albo pomarli, albo z powieści graficznych po prostu wyrośli.
Na szczęście dla Zamaskowanego Krzyżowca pomysł na tę postać miał uzdolniony scenarzysta Frank Miller. W 1986 r. na kartach Powrotu Mrocznego Rycerza przedstawił on 55-letniego Bruce’a Wayne’a, który swoje alter ego porzucił 10 lat wcześniej, pod wpływem wydarzeń w Gotham City decyduje się jednak raz jeszcze wymierzyć sprawiedliwość złoczyńcom. Podstarzały, zmęczony życiem Batman okazał się narracyjnym i marketingowym strzałem w dziesiątkę – komiksy z Człowiekiem-Nietoperzem przestały być domeną dzieci i nastolatków, a ich rodzice nie widzieli już nic zdrożnego w sięgnięciu po powieść graficzną. Dzieło Millera otworzyło również drogę dla eksperymentowania z historią herosa. W 1993 r. w serii Knightfall strój Mrocznego Rycerza przywdziewa Jean-Paul Valley, znany też jako Azrael. Kontynuuje on misję Wayne’a, gdy ten walczy o życie po fatalnej w skutkach walce, podczas której Bane złamał mu kręgosłup. W innowacjach w historii Batmana przoduje zwłaszcza epoka New 52. Bruce ma tu nawet dziecko z Talią al Ghul, Damiana (choć ten wątek rodzicielski przewijał się już od czasu Syna Demona z 1987 r.). W różnych okolicznościach strój Zamaskowanego Krzyżowca przywdziewają także Dick Grayson, Jason Todd, Tim Drake (wszyscy trzej działali w konkretnych momentach jako Robin), Terry McGinnis (znany z animowanej serii Batman: 20 lat później) czy nawet Czarna Maska, jeden z jego najzagorzalszych przeciwników. Obok eksperymentów o komiksowym wizerunku współczesnego Batmana zadecydowały także inne legendarne już powieści graficzne. Wśród nich na specjalne potraktowanie zasługują: Batman: Rok pierwszy (1987) Millera i Davida Mazzucchelliego, Zabójczy żart (1988) Alana Moore’a i Briana Bollanda oraz Azyl Arkham (1989) Granta Morrisona i Dave’a McKeana. Komiksy te cechują się nie tylko kapitalną szatą graficzną, ale i unikalnym podejściem do historii Mrocznego Rycerza – reinterpretują ją w osobliwy sposób, jednocześnie wprowadzając symbolicznie czytelnika w umysł Bruce’a Wayne’a. Psychodelia miesza się tu z mrokiem, obsceniczność z powagą. To od zawsze było marzeniem telewizyjnych i filmowych twórców, którzy mierzyli się z postacią Batmana.
Ekranowy świat Mrocznego Rycerza to historia niezliczonych filmów, seriali telewizyjnych i animowanych czy dokumentów obrazujących jego popkulturowy fenomen. Wszyscy doskonale znamy neogotycki pejzaż Gotham City z filmów Burtona, feerię barw i pompatyczność (warto dodać, że zyskującą z biegiem lat) obrazów Schumachera czy mrok i wszechobecną tajemnicę trylogii Nolana. Zapewne większość z nas pamięta z dzieciństwa kapitalne animacje: Batman: The Animated Series z lat 1992-1995 czy futurystyczne Batman: 20 lat później (1999-2001). Mało kto jednak wie, że Człowiek-Nietoperz już w 1943 r. w serialu telewizyjnym mierzył się z podstępnym japońskim naukowcem, doktorem Daką (mającym być agentem cesarza Hirohito z realnego świata), który miał w planach stworzyć armię zombie i lubował się w straszeniu przeciwników krwiożerczymi krokodylami. Kulminacją zamierzchłej epoki przygód Zamaskowanego Krzyżowca stał się serial Batman z lat 1966-1968 z Adamem Westem w tytułowej roli, będący swoistą kontynuacją osobliwego filmu Batman zbawia świat z 1966 r. To zapomniane nieco dzieło oferuje niespotykane nigdzie wrażenia: surrealizm obrazu miesza się tu z wszechobecną perwersją, groteska brata się z ironią, a stężenie absurdu jest momentami nie do zniesienia. Scenografia pozostawia wiele do życzenia, przy czym wydaje się, że to zabieg celowy. Na ekranie przewijają się: Kobieta-Kot, bardziej tu znana jako… Kitka, która uwielbia przygotowywać kakao; gumowy rekin i bat-spray, który służy właśnie do odstraszania rekinów; „Pan Joker”, mający załadować wyrzutnię; ratowanie pijaków i główny bohater biegający z bombą w ręku. Warto dodać, że do powstania filmu walnie przyczynił się Hugh Hefner – na jednym z przyjęć w klubie Playboya w Chicago w 1965 r. zdecydował się na tematyczną imprezę, na której goście konkurowali między sobą o posiadanie najbardziej absurdalnego wizerunku Batmana. Pomysł przyjął się tak dobrze, że Hefner postanowił podzielić się wrażeniami z włodarzami DC. Oto właśnie ekranowy Człowiek-Nietoperz: z oparów absurdu przemieścił się w stronę mroku, doskonale oddając nastroje i potrzeby kulturowe kolejnych pokoleń.
Batman, w przeciwieństwie do innych członków Ligi Sprawiedliwości, nie posiada żadnych supermocy. Być może dlatego po dziś dzień zostaje tym komiksowym herosem, z którym najłatwiej jest się utożsamić. Odziedziczona fortuna pozwala mu co prawda na posiłkowanie się niedostępnym dla przeciętnego śmiertelnika sprzętem, od majestatycznego Batmobilu począwszy, a na absurdalnej… bat-linie skończywszy. Mimo to dochodzimy ostatecznie do wniosku, że sprawność fizyczną i intelektualną zawdzięcza wyłącznie wyjątkowemu hartowi ducha i tytanicznej pracy. Z biegiem lat Batman stawał się jedną z najbardziej znamienitych ikon popkultury, a sklepy obfitowały w miniaturowe figurki na półkach czy nawet specjalne urządzenia do projekcji jego znaku na niebie. Mroczny Rycerz to jednocześnie symbol, jak i doskonale sprzedający się towar naszych czasów. Poza rozrywką oferuje całą gamę psychologicznych zależności sprawiających, że jest on obiektem zainteresowania naukowców o przeróżnych specjalizacjach. Dla zwykłego odbiorcy pozostaje także formą eskapizmu, ucieczki od codziennych problemów i bolączek. W każdym z nas tkwi cząstka mroku Batmana.
No url
Koniec końców jedyną podpowiedź do zagadki Batmana podsuwają nam twórcy tej postaci. Kane i Finger już w czasie pierwszych wywiadów po komiksowym debiucie Mrocznego Rycerza przekonywali proroczo, że jest on tak skrojonym osobowościowo bohaterem, iż będzie wymagał redefinicji jego historii mniej więcej co dekadę. Choć trzon genezy Batmana przez lata z grubsza pozostaje taki sam, to jednak na zmieniający się kształt jego przygód wpływa przede wszystkim oblicze realnego świata. Ostatecznie Człowiek-Nietoperz będzie dla nas tym, czym chcemy, by aktualnie był. Dla autora tego tekstu jest on komiksowym bohaterem, który wymagał wielogodzinnego stania w kolejce po jedyne dwa egzemplarze powieści graficznych w pobliskim kiosku. Szybkim biegiem ze szkoły do domu, powodowanym chęcią zobaczenia jego animowanych przygód. Filmowym plakatem z Michaelem Keatonem, przez lata blaknącym przy okazji kolejnych remontów. Wzruszeniem, które czekało na niego w finałowych sekwencjach Mrocznego Rycerza Nolana. Wreszcie nadzieją i radością, pojawiającą się przy okazji zapewnień Warner Bros. o nowym podejściu do jego kinowych przygód. Już lada dzień premiera Batman v Superman: Dawn of Justice, powstaje więc pytanie: kim dla Ciebie jest Mroczny Rycerz? Sam zainteresowany zabrał już w tej sprawie głos ustami Kevina Conroya: „Jestem Zemstą. Jestem Nocą. Jestem Batmanem”. Zanim nadejdzie świt, Nietoperz raz jeszcze zerwie się do lotu. Być może cały sens w tym, że podobnie jak w teście Rorschacha, nigdy nie odkryjemy do końca jego drogi.
Od 1 kwietnia Batmana będziecie mogli zobaczyć w filmie Batman v Superman: Dawn of Justice.