I żeby nie było – lata 90., mimo swoich niechlubnych cech, były interesującym okresem, zwłaszcza pod kątem kulturowym. To właśnie wtedy, gdy z Polaków zdjęto brzemię cenzury, naród wygłodniały na punkcie rozrywki masowo zwrócił się w stronę filmowych i serialowych tworów. W końcowej dekadzie panowania komunistycznej władzy amerykańskie dzieła zaczęły stopniowo wślizgiwać się do zbioru produkcji wyświetlanych Polakom, a przed samym upadkiem komuny zachodnia twórczość w pełni rozkwitła. Pojawił się wówczas pogląd, że wszystko, co ściągnięte z odległej Ameryki, jest fenomenalne, a tym samym świadczy o wysokiej jakości rozrywki. Basta. Jakie były realia, wiemy teraz. Krajanie uciemiężeni komunistyczną rzeczywistością, nie bardzo mieli możliwość poznać się na wartości czy jakości pokazywanych produkcji. Znudzeni partyjną propagandą, dziełami na jedno kopyto, z otwartymi ramionami przyjęli wszystko, co tylko mogli. Przecież amerykańskie kino uchodziło wówczas za dziarskie i pełne niespotykanych rozwiązań technicznych. Ludzie nie byli w stanie wygrać z pokusą śledzenia ekranowych poczynań Van Damma, Arnolda Schwarzeneggera czy Sylvestra Stallone. Doskwierał im głód kolejnych części Szklanej Pułapki, Akademii Policyjnej, a także kultowej serii Amerykański ninja. Zadurzyli się w historii Rocky'ego i Rambo, pożerając każdy kawałek amerykańskiego kina akcji. W tym miejscu warto podkreślić również, że po politycznej transformacji nastąpiło społeczne odrodzenie, a jej symbolem stało się czerpanie wzorców z zachodniego świata. W ten oto sposób rodacy delektowali się tworami klasy B, a nawet C, chłonąc wszystko, co im podano na tacy. To też przełożyło się i na nasze czasy – wiele z ulubionych dzieł tamtej dekady wciąż dominuje na liście kultowych produkcji.
fot. materiały prasowe
Pragnienie doświadczenia zachodniej rozrywki stało się na tyle obsesyjne, że można by to porównać do amerykańskiej powodzi, która podtopiła ledwo zipiące państwo polskie. Szczególnie młode pokolenie łaknęło widowiskowych bijatyk. Ludzie starsi i w średnim wieku w tym jakże trudnym okresie raczkującego wolnego rynku prawie przestali odwiedzać lokalne kina. Dla polskiego filmu początek lat 90. okazał się więc zabójczy. Nasze produkcje stały się przezroczyste, niechciane i spychane na dalszy plan. Doświadczeni twórcy ustąpili miejsca młodszym kolegom po fachu. Wprawieni filmowcy zdawali sobie sprawę, jak ciężko będzie odbudować więź z widownią, tak aby zainteresować ją czymś dotąd nieodkrytym. Dlatego prym wiedli debiutanci, tworzący najczęściej niskich lotów dzieła. Choć filmy wciąż powstawały, były z reguły w kinach nieobecne, a nawet jeśli trafiały do repertuaru, ich 5 minut trwało dosłownie chwilę. Zwykle nazajutrz po premierze (w wyjątkowych przypadkach ich debiut ciągnął się parę dni) znikały z ekranów, by odejść w zapomnienie na rzecz kolejnego dziecka Ameryki.

Komercja ponad artyzm

Po zmianie ustroju polscy filmowcy weszli w nową erę – epokę wolności, w której nikt nie powinien ograniczać ich twórczej wizji. Na pierwszy rzut oka zdjęcie paraliżującego kagańca cenzury z szyi potencjalnego reżysera to wielki sukces, poszerzający horyzonty osobom się na rynku filmowym. Jednak jak to zwykle bywa, każda znacząca zmiana niesie ze sobą wór nowych konsekwencji, które tym razem ugodziły dosyć mocno w sferę kina. Twórcy stanęli przed wyzwaniem, jakim było dostosowanie się do reguł wolnego rynku – musiano zaakceptować zasady konkurencji, czyli w tym wypadku walki o widza. Współzawodnictwo rozwinęło skrzydła. Początkowo polski film chylił się ku upadkowi. Po politycznym przełomie ekrany zdominowała nihilistyczna, pełna mroku i niepokoju sylwetka człowieka, poniekąd nawiązująca do patowej sytuacji polskiego społeczeństwa w latach komunizmu. Rozpoczęcie dekady swobody twórczej obfitowało w debiuty reżyserskie, oczywiście niezbyt udane. Jedynym wyróżniającym się tworem roku 90. jest film Wojciecha Marczewskiego Ucieczka z kina „Wolność”, który osadza akcję w czasach panowania władzy komunistycznej. Choć niegdyś zarzekano się, że w wyzwolonym państwie nastąpi rozliczenie z polityką komunistów, a filmowcy stworzą obraz wołającego o pomstę do nieba głosu narodu, plan szukania sprawiedliwości skończył się fiaskiem. Artyści z niechęcią podchodzili do rozrachunku z przeszłością, a jedyną produkcją, na którą warto zwrócić uwagę, jest dzieło Kazimierza Kutza Śmierć jak kromka chleba. Reżyser w sposób niebanalny odtworzył na ekranie wielką tragedię, która wydarzyła się w jednej ze śląskich kopalń. Zagłębiając się w krwawą pacyfikację, autor uwypuklił dramat stanu wojennego.  Punktem zwrotnym w historii polskiego kina lat 90. okazało się stworzenie produkcji komercyjnej, która mimo tkliwych treści ukradła parę sekund z uwagi poświęconej amerykańskim filmom. Mowa tutaj o dziele Władysława Pasikowskiego pod tytułem Psy z 1992, opowiadającym o byłym pracowniku Służb Bezpieczeństwa, który wstępuje w szeregi policji. Jego postać (a raczej pełnione przez niego stanowisko) to najbardziej obrzydła w oczach narodu wersja funkcjonariusza. Ku zaskoczeniu wielu, a raczej ku ich oburzeniu, Pasikowski stworzył niezwykle męskiego i twardego bohatera. Takie przedstawienie znienawidzonego typu postaci mocno zszokowało pewną część publiczności, jednak znalazło także spore grono odbiorców zafascynowanych przemianą w polskim filmie. To przede wszystkim młode pokolenia lubowały się w dziele Pasikowskiego, a wszystko za sprawą wcześniej niespotykanych w rodzimej twórczości cech zachodnich produkcji. Psy to kino akcji, z mocnymi scenami i uliczną gwarą. Dialogi obfitują w przekleństwa, fabuła szczyci się wymagającymi konkretnej odwagi czynami, a całości towarzyszy pewne napięcie. Mimo że reżyser podpadł starszej widowni sceną parodii krwawej pacyfikacji buntu stoczniowców, Psy odniosły sukces i stały się symbolem narodzin polskiego kina komercyjnego. Od tamtej pory niektórzy twórcy zaczęli podążać tą ścieżką, nastawiając się przede wszystkim na zyski.
Źródło: Studio Filmowe Zebra
Grono idoli młodej widowni zasilili po raz pierwszy polscy aktorzy. Do nazwisk wielkich amerykańskich artystów dołączyli m.in. Cezary Pazura czy Bogusław Linda. Spowodowało to ocieplenie wizerunku polskiego kina i pewną fascynację nowymi projektami. Nakręcono film Młode wilki Jarosława Żamojdy, traktujący o młodzieży zafiksowanej na punkcie pieniędzy. Jednak największy szum narobiła twórczość Juliusza Machulskiego o przestępczym krajobrazie Polski, czyli do dziś słynne Kiler i Kiler-ów 2-óch. Filmy utrzymały się na liście 20 produkcji najchętniej oglądanych w latach 90. Jak podało boxoffice-bozg.pl, Kiler i Kiler-ów 2-óch łącznie zgromadziły na salach ponad 3 miliony widzów.
fot. zrzut ekranu/boxoffice-bozg.pl
Jak widać, dominującą pozycję zajęły dwa polskie dzieła, które wyszły z rąk narodowych mistrzów, Andrzeja Wajdy oraz Jerzego Hoffmana. Ostoje polskości, o których mowa, to ekranizacja narodowej epopei – Pan Tadeusz, a także pierwszej części Trylogii Henryka Sieniewicza – Ogniem i mieczem. Są one do tej pory uznawane za jedne z największych osiągnięć polskiej kinematografii. Stały się spoiwem polskiego społeczeństwa po trudnym rozdziale historii. Oczarowały kompozycją i fantastycznym wykonaniem. Choć w ponurej rzeczywistości ostatniego dziesięciolecia XX wieku Polacy stronili od ambitniejszego kina, pojawiło się wielu twórców, którzy wypieścili prawdziwe perełki. Jan Jakub Kolski wymieszał świat fantastyki z realnością w produkcji Jańcio Wodnik. Idąc za ciosem, zrealizował w podobnym brzmieniu i porównywalnej konwencji Cudowne miejsce, Szablę od KomendantaGrającego z talerza oraz Historię kina w Popielawach. Krzysztof Kieślowski wspiął się na wyżyny wspaniałymi: Podwójne życie Weroniki i serią Trzy kolory, na którą składają się produkcje Niebieski, Biały i Czerwony. W pierwszym ze swoich dzieł Kieślowski niczym wirtuoz poprzeplatał losy dwóch na pozór innych, a jakże podobnych kobiet. Swoje koncepcje i refleksje o egzystencji człowieka przeniósł na ekran kolejny wybitny twórca – Andrzej Kondratiuk. Słynący ze sceptycyzmu w kwestii wyprzedawania kinowej duszy zyskownym, ale nijakim projektom, w tamtym okresie nakręcił dwa filmy: Wrzeciono czasu i Słoneczny zegar. Prawdziwym kunsztem wykazała się Dorota Kedzierzawska, która zdołała zaskoczyć polskie społeczeństwo dwukrotnie. Jej Wrony i Nic zachwyciły pomysłowością oraz tym, co liczyło się najbardziej w warsztacie reżyserki – historiami. Tragiczny obraz kobiecy drugiej produkcji do dziś odzwierciedla cichy krzyk płci pięknej, ciężko doświadczonej w relacjach damsko-męskich. Inne dzieła o większym i mniejszym potencjale, które doceniał naród tamtej dekady, a które dla nas stanowią wartościowe relikty minionej epoki, to m.in. Rozmowy kontrolowaneWojaczek, Dług, Szamanka, Kroll, Tato, Takiego pięknego syna urodziłam, Sara czy przygnębiające swoim realizmem Usłyszcie mój krzyk.

Złote lata bazarowe

Raczkujące kino polskie lat 90. zmierzyć musiało się w tamtym czasie nie tyle z samą amerykańskością, co z narodową pazernością. Polacy zapychali się każdą obcą nowinką pojawiającą się na rynku. I nie chodzi tutaj o przenośnię, ale prawdziwy bazar, na którym tzw. dystrybutorzy rozprowadzali zachodnie dobra zgrane na kasetach VHS. Filmy, na które rosło zapotrzebowanie, kopiowano setki razy, by następnie bez żadnych skrupułów opchnąć je spragnionym zachodniego cudu. Kopiował każdy – dla siebie, matki, babci czy znajomej. Kasety wideo oznaczano okładkami odbijanymi na ksero lub samymi tytułami stworzonymi maszyną do pisania. Lektorzy byli najczęściej przypadkowi – handlowiec, ojciec czy szwagier, ktokolwiek, kto potrafił czytać, dogrywał się z pełną amatorszczyzną. Zjawiskiem normalnym były także wielokrotne nagrywki, cięcia i usuwanie materiału z tej samej kasety, by ponownie dograć wybrany film. Oczywiście wiązało się to z wyjątkowo niską jakością obrazu oraz uszkodzeniami i zabrudzeniami taśmy. Do tego deformacje powstałe we wnętrzu nośnika negatywnie oddziaływały na sprzęt.
Lektorzy byli najczęściej przypadkowi – handlowiec, ojciec czy szwagier, ktokolwiek, kto potrafił czytać, dogrywał się z pełną amatorszczyzną.
W wyniku wprowadzenia przemian ustrojowych w pewnym momencie pojawiła się możliwość legalnej dystrybucji. W Polsce zaroiło się od wypożyczalni wideo, w których to za drobną opłatą można było otrzymać najróżniejsze cudowności amerykańskiego przemysłu filmowego. Poza tym największym atutem okazała się jakość kaset, a co za tym idzie – obraz filmu, który w porównaniu do tandety sprzedawanej na bazarach wydawał się niemal perfekcyjny. Z tego też powodu wypożyczalnie VHS w latach 90. były wręcz oblegane przez miłośników filmografii i sympatyków innej kategorii, lubujących się w dostępnej pornografii. Przedsmakiem nakręconych scen erotycznych stawały się okładki nośników, na których najczęściej widniały półnagie kobiety, niejednokrotnie w pozycjach zachęcających do nabycia takiej kasety. Erotyczne nagrania przeważnie produkowano w Niemczech, dlatego też niektórzy szczęśliwcy mogli przeżywać cielesną fascynację w akompaniamencie jodłowania.
fot. Wojciech Przylipiak
Nie mnie oceniać postawę Polaków w rzeczywistości, która wymuszała takie, a nie inne zachowania. Przełom polityczny otworzył przed rodakami dotąd nieznane furtki. Wszystko rozgrywało się błyskawicznie, a sytuacja wymagała dostosowania się do nowych warunków. Dla nas tutaj obecnych lata 90. są przede wszystkim symbolem odrodzenia polskiej kinematografii, prężnego rozwoju filmu polskiego, ale także znaczących zmian w mentalności naszego społeczeństwa, które czerpało z nowych możliwości garściami. Filmowcy zrodzili osobliwe dzieła, o większej i mniejszej głębi, cieszące się niesłychaną popularnością, ale i takie, które choć wybitne, szybko poszły w zapomnienie. Zbiór owoców ich pracy to w tym momencie wartościowe relikty czasu, do których wracamy z miłym uczuciem nostalgii. Warto poznać dobra kulturowe powstałe w Polsce w tym szalonym okresie. Niektóre z nich to istne arcydzieła.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj