Kiedy oglądamy w wielkich multipleksach takie filmy jak Guardians of the Galaxy, czy chociażby nową odsłonę Parku Jurajskiego lub Gwiezdnych Wojen, wydają się być one jedynie przykładem na to, jak dzisiaj robi się kino popularne: z pompą, wielkim budżetem i wizualnym przepychem. Prawda wygląda jednak inaczej. Współczesne kino przygodowe, będąc godnym reprezentantem kina na miarę XXI wieku, powraca tematycznie do klasycznej przygody, która wkroczyła na ekrany kin, już kilka dekad temu. Przygody, która rozbroiła od środka skostniały amerykański przemysł filmowy, który zaczynał tracić widza na rzecz coraz bardziej popularnej telewizji. Lata 70. były dekadą, która przyniosła ogrom zmian, w niemal wszystkich dziedzinach życia społeczeństwa amerykańskiego. Zmieniał się naród, zmieniało się samo życie. Do głosu dochodziły kolejne grupy społeczne, dotychczas uciszane. Na afiszu zaczynały się pojawiać problemy i zagadnienia, dotychczas spychane na trzeci plan. Nie dziwne więc, że na tą rewolucję musiała odpowiedzieć i kultura, która stała się tubą, dla niepokornych twórców, dochodzących coraz częściej do głosu. Termin kino nowej przygody, traktowany nieco po macoszemu przez polskie filmoznawstwo, zostały ukuty w latach 70., właśnie przez polskiego filmoznawcę Jerzego Płażewskiego. W dużym skrócie określał rozległe zmiany jakie zaszły w amerykańskim kinie rozrywkowym pod koniec lat 70. - ożywienie i odnowienie filmu przygodowego, moda na wysokobudżetowe blockbustery przeznaczone dla szerokiej publiczności i przede wszystkim nowa jakość estetyczną, jaką prezentowały kolejne filmy. Hollywood bez wątpienia wkraczało na nową ścieżkę. Twórcy zmuszeni do walki o widza, musieli zarzucić go treściami dotychczas nie spotykanymi w kinie. Rozpoczęła się moda na widowiska katastroficzne, fantastyczne i przygodowe. Coraz większą popularność zyskiwała seria filmów o Jamesie Bondzie.
Harrison Ford jako Han Solo / fot. Lucasfilm
Pierwszą jaskółką nadchodzącej zmiany były jednak dopiero Gwiezdne Wojny. Wyprodukowane za stosunkowo niewielkie pieniądze, bez wielkich nazwisk w obsadzie, okazały się oszałamiającym sukcesem i w momencie kiedy kilka miesięcy później Steven Spielberg wydał swoje Close Encounters of the Third Kind, wiedziano już, że film Lucasa nie był jednostkowym przykładem, a jedynie początkiem zmian jakie zachodziły w kinie. Dziś filmy nowej przygody łatwo zignorować. Przecież na pierwszy rzut oka, to jedynie banalne kino rozrywkowe, którego jedynym założeniem jest maksymalizacja zysku. Niemniej jednak wpływ tych filmów na szeroko pojętą kulturę jest na tyle duży, że nie sposób ich zbagatelizować. Szczególnie trylogie trojki zaprzyjaźnionych reżyserów, uważa się dziś za przełom w kinie masowym. Gwiezdne Wojny George'a Lucasa, seria o Indianie Jonesie Stevena Spielberga (Lucas był współautorem scenariusza), oraz Powroty do przeszłości Roberta Zemeckisa (wyprodukowane przez Spielberga) to dziś najmocniejsza i najbardziej popularna reprezentacja kina nowej przygody. Tendencja do kręcenia filmów „trójkami” nie była przypadkowa. Jednym z głównych założeń kina nowej przygody była wszak komercyjna atrakcyjność. Stąd też, moda na kręcenie sequeli wybuchła ze zdwojoną siłą. Z czasem praktyka ta rozszerzyła się o seriale filmowe, filmowo-telewizyjne lub jeszcze inne rodzaje dopowiedzeń, które miały wycisnąć z przysłowiowej kury znoszącej złote jaja, ostatniego dolara. Rozwinął się również przemysł gadżetowy. Kiedyś młody widz mógł kupić sobie własnego pluszowego Chewbaccę, dziś może ubrać się jak Harry Potter. Dzisiaj już wiemy, że Gwiezdne Wojny były początkiem wielostronnych zmian w amerykańskim kinie rozrywkowym: zaczynając od samego systemu kreacji i produkcji, kończąc na sposobach promocji. To właśnie kino nowej przygody poniekąd rozpoczęło modę na wielkie i przemyślane kampanie reklamowe, które miały zapewnić filmowi oszałamiający sukces. To właśnie wtedy twórcy dostrzegli, że promocja filmu może zdziałać cuda i nie warto oszczędzać na tym kasy. Komercyjny charakter kina nowej przygody wiązał się również z samym charakterem proponowanej rozrywki. Skierowana była do szerokiego grona widzów, z myślą o wspólnym, rodzinnym oglądaniu. Najczęściej więc filmy nowej przygody, pozbawione były drastycznych wątków, wyrazistej erotyki, czy rozlewu krwi, które wykluczałyby młodego widza z docelowej grupy widzów. Stąd też przemoc, jeżeli już się pojawiała, była najczęściej umowna i przeplatana humorem, który miałby rozładowywać nagromadzone napięcie. Motorem napędowym każdego filmu, była nie tylko atrakcyjna wizualnie akcja, ale i sam główny bohater, na którego barkach spoczywał ciężar filmu i który najczęściej był właśnie nośnikiem humoru. To właśnie jego zadaniem było zaskarbić sobie sympatię widzów. Jeżeli widzowie kupili bohatera, było duże podobieństwo, że kupią sam film. Stąd też kino nowej przygody przyniosło wiele postaci, które dziś często inspirują kolejne pokolenia aktorów. Stało się gruntem dla kolejnego pokolenia aktorów, którzy grali z werwą, wdziękiem i humorem, ratując często kulejącą akcję. Symbolem i synonimem bohatera kina nowej przygody stał się Harrison Ford, który zagrał w dwóch najważniejszych dla nurtu filmach: Hana Solo w Gwiezdnych Wojnach i Indianę Jonesa w Przygodach Indiany Jonesa. Jako wesoły awanturnik o gołębim sercu, oraz człowiek, który robi rzeczy dla przeciętnego człowieka nieosiągalne, a przy tym paradoksalnie bardzo realistyczne, stał się męskim odpowiednikiem tzw. postaci dziewczyny z sąsiedztwa. Sympatycznym jegomościem, którego dobrze mieć u swojego boku w razie problemów. I mimo że łączenie niewiarygodnego z nieprawdopodobnym, mogło się okazać dla twórcy przysłowiowym strzałem w stopę, to jednak najważniejsza była wynikająca z tego mariażu widowiskowość.
fot. Materiały prasowe
Kino nowej przygody było wszak propozycją ucieczki od dotychczasowej formy rozrywki, a przede wszystkim ucieczką od realizmu, dotychczas uważanego za jedyną słuszną formę opowiadania o świecie. Stąd też twórcy nurtu chętnie buntowali się przeciwko bezpiecznej konwencji opowiadania. Nikogo nie dziwił więc fakt, że w Poszukiwaczach zaginionej Arki, Indiego uratowała siła nadprzyrodzona, która wydobyła się z otwartej przez nazistów Arki Przymierza, a bohaterowie E.T.: The Extra-Terrestrial uciekli przed pościgiem na rowerach, które w końcu uniosły się w powietrze. Widowiskowość, aby została w pełni kupiona przez widza, musiała zostać połączona właśnie z odwołaniem się do konwencji realizmu. Stąd też Indiana Jones, mimo nieprawdopodobnych akrobacji, krwawił i pocił się, kończąc poobijany jak prawdziwy człowiek. Kosmita z E.T pojawia się w życiu rodziny opuszczonej przez ojca, a tytułowy Terminator dla Johna Connora jest właśnie prawie jak ojciec. Z kolei podróże w czasie Marty'ego McFly'a, wydają się czymś zupełnie normalnym, właśnie dzięki temu, że obraz Ameryki lat pięćdziesiątych jest właśnie taki, jakim zapamiętali go widzowie, którzy wychowali się na tych samych filmach co Lucas, Spielberg czy Zemeckis. Wszystko to wiązało się w dużej mierze właśnie z powrotem do konwencji gatunków popularnych, dotychczas uważanych za pozbawione znaczenia. Twórcy chętniej posługiwali się ironią i pastiszem, prowadzą wymyślną grę z odbiorcą, w odczytywanie tropów, aluzji i fanowskich nawiązań. Tym co jednak szczególnie odróżniało kino nowej przygody od innych filmów i co jednocześnie udowadniało prawdziwą świeżość jaką ten nurt niósł ze sobą, była jego widowiskowość i zupełnie nowa, dotąd niespotykana jakość efektów specjalnych. Jeżeli popatrzymy na kino rozrywkowe z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, ze zdumieniem stwierdzimy, że wiele z tych filmów broni się do dziś, nadal prezentując atrakcyjną formę. Twórcy w czasach w których o CGI na masową skalę można było sobie pomarzyć, musieli kombinować, aby ich atrakcje wyglądały realistycznie. Nie było tu mowy o ironicznym uśmieszku, typowym dla kina klasy B, w którym niczym dziwnym nie była obecność gumowego dinozaura. Kino nowej przygody miało błyszczeć, zniewalać i sprawiać, że widz nie oderwie się od ekranu kinowego nawet na sekundę. Nie lada zagwozdkę miał już George Lucas, który musiał jak najlepiej odwzorować statki kosmiczne, szybujące gdzieś po przestrzeni pozaziemskiej. I nie miał tu nic do znaczenia fakt, że reżyser już na początku filmu ustawił narrację filmu, sugerując, że widzowie będą mieli do czynienia z filmową fikcją. Efekty miały tych widzów wprawiać w zdumienie. Podobnie było z samymi kreacjami postaci nie do końca „ludzkich”. Kino nowej przygody chętnie romansowało z innymi gatunkami, czego efektem były takie filmy jak Gremlins, Ghostbusters, czy chociażby nieśmiertelne Coś. Wszystkie charakteryzowały się zaskakująco wiarygodną, nawet po dziś dzień charakteryzacją. Czy to duchy, które terroryzują Nowy Jork, czy też nieznośne futrzaste Gremliny, nawet dziś, po upływie kilku dekad, mogą przemawiać do świadomości widzów. Podobnie jak kultowy horror Johna Carpentera, który straszy kolejne pokolenia widzów. Większość filmów nowej przygody z łatwością przetrwało próbę czasu. Płonący wieżowiec możemy uznać za sztandarowe dzieło kina katastroficznego, na którym twórcy mogą wzorować się po dziś dzień. Z kolei takie filmy jak chociażby przygody Indiany Jonesa czy trylogia Zemeckisa, są atrakcją każdych świąt, kiedy kolejne pokolenia młodych widzów, wraz z rodzicami zalega przed odbiornikami telewizyjnymi. Postać dziecka, jest zresztą szczególnie ważna dla kina nowej przygody. Wszak temu nurtowi od początku przyświecała jedna myśl, chętnie zresztą powtarzana przez George'a Lucasa i Stevena Spielberga: „Chcemy kręcić filmy, jakie same kiedyś oglądaliśmy”. Tęsknotę za czasami dziecinnej naiwności i niewinności widać nie tylko na gruncie samych fabuł, ale i konstrukcji bohaterów. Twórcy kina nowej przygody chcieli udowodnić, że obok tradycji filmowych arcydzieł i kina autorskiego, istnieje również tradycja kina rozrywkowego, popularnego, szczególnie pamiętanego przez widzów. To właśnie powrót do tej tradycji, jej reinterpretowanie, stał się podstawowym źródłem sukcesów kina nowej przygody. Wiązało się to z nostalgicznym spojrzeniem w przeszłość i powrotem do sprawdzonej formuły tradycyjnego kina gatunków. Miało to pomóc podreperować nieco podupadłego ducha X muzy, który zaczął przegrywać z rosnącą popularnością telewizji. Eskapizm kina nowej przygody wyrażał się nie tylko poprzez proponowanie nowej formy rozrywki, ale samą konstrukcję bohaterów, którzy aby być bliżsi młodej widowni, czy też starszej wspominającej swoje młode lata, sami mieli w sobie dużo z dziecka. Koncepcję tą twórcy zastosowali nie bez powodu. W końcu to właśnie dziecko wierzy w to co nieprawdopodobne, jest ciekawe świata, nie ogranicza go zdrowy rozsądek i przede wszystkim dąży do tego aby osiągnąć nawet to co pozornie jest niemożliwe. W E.T najpierw to właśnie dzieci, bezwarunkowo zaakceptowały obecność kosmity, a w Goonies, wbrew wszystkiemu grupka dzieciaków wybrała się na poszukiwania pirackiego skarbu, który w końcu odnalazła. Dzisiaj podobnym typem bohatera jest Chris Pratt, który jak mało kto sprawdza się w roli uroczego zawadiaki czy kosmicznego buntownika ze Strażników galaktyki. Ma w sobie dużo młodzieńczego wdzięku, który nawet starszym widzom pozwala uwierzyć w niewiarygodności, które dzieją się na ekranie. Ucieczka od skostniałego świata realizmu, w wir wartkiej przygody, opłacała się twórcom kiedyś i opłaca się również dziś.
fot. materiały prasowe
Komercyjne podejście do kina rozrywkowego zapoczątkowane właśnie przez kino nowej przygody, dziś ewoluowało do niebotycznych wręcz rozmiarów. Wypaczając po części tym samym również wizję świata, zapoczątkowaną przez trojkę reżyserów, którzy kładli kamień węgielny pod kształtujący się nurt. Twórców, którzy chcieli zaradzić kryzysowi, jaki dotknął kino, na rzecz telewizji. Dziś kino trapi nieco inny kryzys: kryzys pieniądza. Kiedy przyjrzymy się promocjom i premierom najsłynniejszych blockbusterow ostatnich lat, możemy dojść do wniosku, że sam film staje się pewnym dodatkiem do całej otoczki, jaka wokół niego narasta. Gry komputerowe, figurki, tematyczne posiłki w McDonald's, pościele, klocki i szereg jeszcze innych gadżetów i dodatków, które są ściśle powiązane z produkcją i marketingiem filmowym. Dziś to właśnie te poboczne źródła dochodu zdają się przynosić większe zyski niż sam film, w którym zaginął gdzieś duch przygody, a zaczął liczyć się pieniądz. Warto przyjrzeć się samej promocji filmu Avatar Jamesa Camerona. Zastosowana technologia, plany na przyszłość, oraz same wątki polityczno-społeczne o których mówiło się najczęściej, przysłoniły to co w filmie było najważniejsze, czyli właśnie przygodę. Na karby kina nowej przygody możemy zrzucić również modę na sequele, rebooty, prequele czy jeszcze inne kontynuacje, które dziś zarzynają wiele, na początku ciekawie zapowiadających się historii, żeby wspomnieć tylko o Piratach z Karaibowi, czy serii Transformers, które dziś wyglądają niczym swoje własne parodie. Jednym z niewielu współczesnym filmów, którym udało się godnie przywrócić ducha nurtu przygody, byli Strażnicy Galaktyki Jamesa Gunna. Reżyser sprawdzian z historii kina, zdał na piątkę z plusem. Jest w jego filmie spontaniczność, wdzięk, akcja i humor, które stawiają go na równi z najlepszymi dokonaniami Lucasa czy Spielberga. Gunn przywrócił wiarę w kino, w którym nie chodzi tylko i wyłącznie o kasę, ale również o dobrą zabawę. Wcześniej udało się to jeszcze chociażby Mumii Stephena Sommera, która zgrabnie przeszła drogę, przetartą wcześniej chociażby właśnie przez Indianę Jonesa. Mimo części negatywnych zmian, jakie zaszły przez lata od czasu premiery pierwszych Gwiezdnych Wojen, kino nowej przygody, można uznać za prawdziwe orzeźwienie dla skostniałego świata przemysłu filmowego. Nie tylko w jego rozrywkowej odnodze. Zmieniło wiele na linii twórca-odbiorca. Reżyser nigdy nie był tak blisko swojego widza jak obecnie. Zachęcając go do gry, zabawy i poniekąd również współtworzenia swojego filmu. Było to zasługą wszędobylskiej ironii i mody na postmodernizm, które coraz częściej stawały się głównym narzędziem twórców, będąc odpowiedzią na poczucie wyczerpania form wyrazu.
fot. Marvel
Widzowie zaczęli mieć niebagatelny wpływ na odbiór filmu. Widz świadomy szedł ramię w ramię z twórcami, odczytując zagadki i tropy rzucane jakby od niechcenia w pojedynczych kadrach. Mając spore kompetencje odbiorcze, wynikające ze znajomości danego gatunku, mógł dany film odebrać w zupełnie inny sposób, niż robił to widz, tej znajomości pozbawiony. Trojka młodych reżyserów, która w latach siedemdziesiątych zmieniła kino rozrywkowe, nieświadomie wpłynęła również na widzów, oblegających kina obecnie. Jeszcze nigdy miłość do kina nie była aż tak wielka jak teraz. Popularność konwentów, cosplayow, premierowe seanse o północy i spotkania z aktorami. Nie wystarczy być tylko widzem, aby te rzeczy interesowały i budziły głęboką radość. Kino nowej przygody, mimo że dziś, najczęściej jest już traktowane jako relikt przeszłości, zmieniło nie tylko świat filmowej rozrywki, ale i samych widzów. Nauczyło ich jak się kocha kino i jak się nim żyje. Wydało na świat wielu pasjonatów, którzy będą kształtować kino rozrywkowe, jeszcze przez długi czas, oraz tych, którzy nadal będą wyczekiwać do późnych godzin nocnych, na premierę swojego długo wyczekiwanego filmu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj